Ostatni dzien w Maroku. Afryka zdecydowanie nie chce ,abym wracal. Motor jedzie bez problemu , problem bedzie tylko ze startem przy zimnym silniku. Melduje sie w Tanger , na przeprawe. Port wyglada jak miasteczko uchodzcow , kolejķi nawet do toalety..... Zaczepiam straznika, okazuje sie, ze z powodu silnego wiatru promy nie kursuja od 3 dni...... , a ludzie czekaja , aby sie przeprawic. Rozmawiam z chlopakami z Austri ,oni czekaja 2 dni i spali w porcie. Okazuje sie ,ze promy juz kursuja,ale jest wielka obsuwa czasowa bo mnustwo ludzi sie przeprawia. Ja po 2 godzinkach kupuje bilet i sie odprawiam. Zadowolony zjezdzam i okazuje sie ,ze tam spora kolejka. Przeprawiam sie nastepnego dnia ok 9:30 . Dobrze ,ze maja mala knajpke tam i mozna jedzenie i cos cieplego kupic. To rozwala caly moj plan. Mialem nadzieje na przeprawe i spanie juz w Hiszpani, znow okazuje sie ,ze nic nie jest pewne, ach zycie......... Kimam na promie ile moge , bo po zjezdzie musze zrobic ile sie da kilometrow. I tak udaje mi sie zrobic prawie 700 km tego dnia. Zajezdzam na camping i nigdy nie zjadlem tak duzo i nie spalo sie tak wspaniale.
|