Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18.05.2018, 14:05   #1
CzarnyCzarownik
 
CzarnyCzarownik's Avatar


Zarejestrowany: Feb 2015
Miasto: Maków Podhalański
Posty: 1,793
Motocykl: XRV750->XR400
Galeria: Zdjęcia
CzarnyCzarownik jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 17 godz 53 min 23 s
Domyślnie Majówka 2018 w Rumuni: Transalpina, Transfagarasan, Bicaz, TransRarau, Maramuresz

Zaczynam przetwarzać wideo z majówki, postaram się dodawać co kilka/kilkanaście dni nowy filmik/zdjęcia/opis. Autostrada jedynie na WRO->KR, reszta to google z opcją unikaj opłat i autostrad

Jazda z plecaczkiem, 2 kuframi i workiem. To był mój 3 większy wyjazd na moto, w tym drugi do Rumuni.

Namiot na dziko: 4 (dzień 1,4,6,7)
Pole namiotowe: 2 (dzień 2,5)
Pokój/domek: 3 (dzień 3,8)

Plan zrealizowany:

Dzień 1. PL Wrocław -> SK Wielka Frankowa:
Typowa dojazdówka, A4, zjazd w okolicach Katowic, odwiedziny w rodzinnej wiosce i droga na Słowację. Nocleg na dziko z widokiem na Tatry. Wieczorem piękna pogoda, zachód słońca, gwiazdy na niebie. Rano o 5 zbudziły nas grzmoty i deszcz ...

Galeria (niestety większość to klatki z filmu, nie mieliśmy jeszcze aparatu, trasa nudna więc też dużo nie nagrywaliśmy) + opis jak ktoś chce poczytać po angielsku na stronce:
https://dmmotoadventures.com/motorcy...enture-begins/


Dzień 2. SK -> HU-> RO Minis (koło Arad)
Szybkie pakowanie z rana i po 40min już jechaliśmy. Przed deszczem na szczęście udało się szybko uciec i to był jedyny kontakt z wodą z nieba przez całą majówkę. W Rumuni byliśmy późno - dojeżdżaliśmy w nocy. Nocleg na polu namiotowym.

Galeria + opis jak ktoś chce poczytać po angielsku na stronce:
https://dmmotoadventures.com/motorcy...to-arad-day-2/

Dzień 3. Minis -> Obarsia
Pobudka, pakowania bez większych niespodzianek. Za pole + 2 piwa 15EUR. Ciśniemy na transalpinę. Wstępny plan zaliczyć ją tego dnia, nocleg na dziko na transalpinie, ale spotkała nas niespodzianka. Przy wjeździe (jakieś 2km za Obarsią) stoi pan policjant i z 10 samochodów. Po rozmowie z Polakami dowiedzieliśmy się, że wszystkich ściągnął z trasy policeman i teraz wypisuje mandaty. Nie wiem ile. Smutek jedynie, bo podobno nie wyjechali do żadnego sensownego miejsca i musieli wracać. Nocleg na transalpinie odpada, nowy plan: wjechać tam z rana jak pan policjant będzie spać, zjechać można już z nim - będzie i tak warto. Z tego powodu rezygnujemy z noclegu na dziko i bierzemy pokój w Obarsi ... trochę się zawiedliśmy bo 150 LEJ za naprawdę niski standard ... .

Dzień 4. Transalpina -> Transfagarasan
1) Transalpina
Rano pobudka o 4:30, wyjazd, zdjęcia, jeszcze więcej zdjęć, i zjazd z happy endem. Droga w bardzo fajnym stanie, prawdopodobnie cała przejezdna - zajechaliśmy się trochę za budy co są na szczycie. Czasami zalegał śnieg na asfalt ale zawsze był wygryziony jeden pas odśnieżarką. Nikt nas nie złapał


2)przejazd z Obarsi pod Transfagarasan



Pakowanie moto, wyjazd. Po drodze zwiedziliśmy jezioro przy Obarsi, fajna miejscówka na namiot na przyszłość. Jechaliśmy DN7A -> DN7/E81 -> DN1/E68 -> 7C. Ładne widoki, tamy, górki. Słońce naprawdę mocno grzało i myśl zalegającego śniegu na trasie wydawała się być nierealna. Kończymy ten etap na stacji Lukoila. Początek Transfagarasan - czyli tego po co tu przyjechaliśmy .

3) Transfagarasan



Droga do stacji kolejki linowej (na dole) spoko, mały ruch, czasami śmigały moto na winklach. Zaskoczenie nastało w okolicy stacji kolejki, a raczej przed. Sznurki zaparkowanych samochodów - trafiliśmy na święto narodowe i chyba każdy chciał wyjechać kolejką na sam szczyt + nieliczni szli z buta. Bloki betonowe okazały się być dość szczelnie ustawione, jedyna opcja przeprowadzenia moto była po krawężniku, który kończył się przepaścią. Trochę nie wiedzieliśmy co robić, spaliliśmy fajkę na spokojnie. W międzyczasie podszedł jakiś starszy Polak z campera zaparkowanego przy barykadzie i pocieszył: "Na moto to się przeciskają, jak chcecie to pomogę popchać".€ Podziękowaliśmy, bo chcieliśmy się jeszcze zastanowić (myśleliśmy że uda się bardziej w ukryciu tam wjechać, że bloki mają jakieś odstępy między sobą - a tam dziesiątki ludzi do około). W pewnym momencie po drugiej strony barykady pojawiły się 2 motocykle (szlifierka i czoper), panowie jakby nigdy nic zeszli, przeprowadzili po krawężniku. Zagadali czy chcemy pomocy, że widoki piękne i żeby się nie czaić tylko jechać. No to odpinamy kufry, torbę. I pchamy powoli pod górkę po krawężniku zaraz przy przepaści - jeszcze Polacy z campera pomogli i życzyli udanej wycieczki Po chwili jesteśmy po drugiej stronie. Dostaję jeszcze wskazówki jak sprowadzić moto "let it go". Droga w górę była ciekawa. Wiele zalegających skał na drodze, powalone drzewa. Wyżej pojawiały się już wielkie kupy zlodowaciałego śniegu. O ile część z nich dało się ominać, to trafiliśmy na taką co nas pokonała. Wpadlem na sprytny pomysł ukrycia kufrów i worka za kamyczkiem aby nie męczyć się z odpinaniem i było łatwiej przepychać moto. Ale za zakrętem był kolejny jęzor śniegu którego nie dało się ominąc a jeździć po takim lodzie nie chcialem bo strasznie się ślizgałem (było zabrać raki ze sobą...)



Po pstryknięciu kilku fotek, nagraniu kilku filmików wróciliśmy do wodospadu na początku trasy i zaczęliśmy tam gotować kolację. Był to "nowy" przepis i całkiem praktyczny. Makaron + pesto + ryba z puszki w oleju. Można to wozić i się nie popsuje, całkiem dobre i miało sporo kalorii. Po zjedzeniu kolacji zaczęliśmy rozbijać namiot. Plan był pozostać przy urwisku lub wycofać się w okolice tej szopy. Przy wodospadzie widoki były lepsze, natomiast przy szopie w razie "w" mieliśmy dach nad głową jakby zaczęło padać. Raz już mieliśmy taką sytuację w Słowacji – wieczorem ładne niebo a rano burza. Koniec końców przenieśliśmy się w okolice szopy. Rozbijanie namiotu było trochę kłopotliwe, sporo kamieni, mało ziemi i śledzie nie chciały współpracować. Gdy namiot w końcu był rozbity i zapanowała prawie totalna ciemność zaczęła się impreza. Z czołówkami na głowach, piwem w jednej ręce i przekąskami w postaci batonów i krakersów w drugiej. Noc była raczej zimna - jakby nie było to są góry, zalegało też sporo śniegu. Rano kawka, baton na doładowanie cukru i pakowanie biwaku. No i w drogę…

Dzień 5 Transfagarasan -> Lacu Roşu (przed Bicaz)
Miał być nocleg na dziko w naprawdę fajnej miejscówce, okazało się że na miejscu byli jacyś tubylcy, więc wróciliśmy się z zamiarem jechania na camping przy jeziorze Bicaz. Ale było trochę późno i nie chcieliśmy 2gi raz jechać przez Bicaz po zmroku. Zatrzymaliśmy się w Lacu Roşu. Za 210LEJ mieliśmy drewniany domek, z łazienką, prysznicem. Naprawdę ładnie, schludnie i czysto.

Dzień 6 Lacu Roşu -> TransRarau i noc na pastwisku
Rano śniadanie w stylu szwedzkiego stołu (w cenie) - mega. Okazało się, że mamy wyprowadzić się do 12. Było rano, mieliśmy z 3h więc poszliśmy na spacer na pobliską górkę (bardzo charakterystyczna, jak jedziemy to widzimy taką wielką skałę). Widoki były przednie. Przed 12 wywaliliśmy rzeczy przed domek i pakowaliśmy się na spokojnie po oddaniu kluczyka. Pojechaliśmy do kolejnego celu naszej wyprawy - TransRarau. Jest to droga dość wąska, asfalt na jeden samochód i dołożone pół pasa z betonowych bloków. Ładne widoki. Chcieliśmy zaliczyć jeszcze jakiś nocleg na dziko. Padło na wielkie pastwisko - jeszcze puste

Dzień 7 TransRarau -> Maramuresz -> HU (nocleg na dziko na polnej drodze...)
Tutaj juz jechaliśmy z myślą o powrocie do domu. Ciekawa była droga DN18 ... kilometrami wysypana tłuczniem. Jechało się trochę "niepewnie" Jak był asfalt to często dość dziurawy, czasami wpadały w oko naprawdę głębokie. Po wyjechaniu na jakiś wyższy punkt (byl tam jakiś kościółek) spotkaliśmy kilkusamochodową ekipę 4x4 z PL. Wpadł pomysł, aby może pojechać za nimi szutrową droga, co wiła się w górę. Bo pewnie wiedzą gdzie jadą - w przeciwieństwie do nas. I to okazał się być strzał w dziesiątkę, widoki były przednie, górki, wodospady, górskie polanki. Po tym pozostał już tylko nudny powrót do domu. Tego dnia dojechaliśmy do Węgier (na granicy byly kolejka i szybko zrobiło się ciemno). Przejechaliśmy około 30-50km w nocy i uznaliśmy że ot nie ma sensu, auta oślepiają, nie widać wiele poza miastem ... . Zatrzymaliśmy się w kolejnym miasteczku, ogarnęliśmy mapkę gogle za jakimś miejscem i pojechaliśmy kawałek poza miasto. Rozbiliśmy się na drodze polnej między polami uprawnymi i lasem. Nocleg bardzo awaryjny, ale uznaliśmy, że chcemy zrobić ostatni nocleg na dziko. (Na Słowacji straszyli deszczem, nie chcieliśmy kolejnego deszczu/burzy w górach). Zmęczeni nawet nie wiem kiedy zasnęliśmy na środku tej drogi.

Dzień 8 HU -> SK -> PL Maków Podh (rodzinna wioska)
Wczesna pobudka, trochę niedospani spakowaliśmy się i pojechaliśmy dalej. Jakoś się udało się dojechać do wyznaczonego celu. Górne partie Tatr były schowane w chmurach... . Nocleg w pełnych wygodach, jak to w domu.

Dzień 9 Maków Podh. -> WRO
Ostatni najsmutniejszy dzień - powrót do domu z widmem nadchodzącej pracy


Przez cały wyjazd zostało zrobione ~3kkm, spalone ~170l benzyny i ~0,4l oleju.
__________________
Zapraszam na YouTube , Instagram oraz Stronkę.
Pozdrawaim, Dawid z DMMotoAdventures

Ostatnio edytowane przez CzarnyCzarownik : 20.07.2018 o 12:36
CzarnyCzarownik jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem