Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03.04.2018, 15:26   #16
jochen
Kierowca bombowca
 
jochen's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Kraków
Posty: 2,557
Motocykl: RD07a
jochen jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 14 godz 6 min 29 s
Domyślnie

Słońce radośnie przygrzewało, więc jako istota ciepłolubna spojrzałem w przyszłość z optymizmem i ruszyłem przed siebie w kierunku Presova. Przed samym Presovem miałem zamiar zaliczyć jeszcze jeden zamek, ale gdy zobaczyłem jego sylwetkę na szczycie wysokiego wzgórza, na które nie prowadziła żadna droga dojazdowa, którą choćby częściowo legalnie można by wjechać (tylko szlak dla pieszych turystów), odpuściłem. Nie żebym wymiękł (prawdziwy pieprzony amerykański twardziel nigdy nie wymięka), ale cały zamek był zabudowany gęstym rusztowaniem ekipy prowadzącej renowację, więc doszedłem do jedynie słusznego wniosku, że zasuwanie w motocyklowych gaciach i buciorach z kaskiem pod pachą na sporą górę w upale topiącym asfalt tylko po to, żeby zobaczyć rozgrzebany plac budowy po prostu nie ma sensu. Znacznie przyjemniej było jechać w rozpiętej kurtce i czuć na skórze ciepłe powietrze letniego popołudnia. Zamek se poczeka, jak go już Havranki skończą budować, to się może pofatyguję.

Ku mojemu wielkiemu zadowoleniu w każdej mijanej wiosce w oczy rzucało mi się przynajmniej kilka szyldów z napisem „Ubytovanie” z różnymi dodatkowymi szczegółami w zależności od miejscówki. W ludzkim języku oznacza to tyle, co kwatery noclegowe do wynajęcia – tego właśnie oczekiwałem, poczucie bezpieczeństwa znacznie wzrosło, bo czarno na białym widziałem, że gdziekolwiek mnie nie zaprowadzą reporterskie ścieżki, wystarczy zapukać tu, albo ówdzie, a wygodne spanie po pracowicie spędzonym dniu mam zagwarantowane. A jeśli ja, to i Mauro z Mrówką również. W tej sytuacji stwierdziłem, że nie ma co kombinować, rezerwować, spinać się, tracić czasu na wybieranie raju noclegowego, tylko trzeba cisnąć gdzie oczy poniosą, a droga zaprowadzi, zobaczyć co się da, a po zmroku wziąć pierwszy lepszy nocleg i spoko.

Na tych radosnych rozmyślaniach czas szybko mijał i ani się obejrzałem, gdy wokoło mnie jak spod ziemi wyrosły dumne budowle Presova. Miasto, jak miasto, raczej brzydkie niż ładne, z rodzaju tych, które się zapomina zanim na dobre wyjedzie się poza rogatki. Do przyjazdu Maura było jeszcze trochę czasu, a zatem ruszyłem dalej w stronę Przełęczy Dukielskiej – po drodze był fajny zamek, czołg też, a na samej przełęczy postanowiłem się dotankować pod korek po polskiej stronie granicy za złotówki, po to żeby zaoszczędzone w ten sposób eurasy wymienić z bratnią ludnością słowacką na płyny innego rodzaju. Zameczek machnę szybciutko, pomyślałem, przy czołgu pstryknę parę fotek, potem skok na przełęcz na Orlen i ani się obejrzę jak będę z powrotem w Presovie i na spokojnie uwiję gdzieś przytulne gniazdko dla przybyszy i dla siebie, które stanie się też miejscem wieczornej libacji (wszak gościnni Słowacy co krok kuszą ubytovaniem). Żyć, nie umierać!

Kilka kilometrów za Presovem, z lewej strony, na szczycie pokaźnego wzgórza za miejscowością Kapusany pojawił się mój zamek (Kapusiansky Hrad). Nono, całkiem ładny – mruknąłem pod nosem. Zjechałem z głównej drogi, pokręciłem się w prawo – lewo po Kapusanach i w końcu trafiłem na wąską asfaltową dróżkę prowadzącą w górę zamkowego wzgórza. Nono, nieźle, się gra, się ma! – ucieszyłem się. Jak się człowiek rodzi w czepku, to tak już jest. Wygodny dojazd do celu, nawet się nie zgrzeję w tym upale. I tak ma być!
Gdy jednak dojechałem do linii lasu, czar prysł, a wraz z nim moje sny o potędze. Położył im kres toporny szlaban skutecznie blokujący dróżkę, zamknięty łańcuchem z kłódką. Franca była taka długa i tak złośliwie umieszczona, że pieszy, lub rowerzysta jakoś był w stanie się przecisnąć bokiem, ale motocyklista nijak. Do tego momentu jednak moja wola zobaczenia zamku z bliska była na tyle silna, że stwierdziłem iż żaden pieprzony szlaban nie będzie pluł mi w twarz. Postanowiłem zaryzykować. Zostawiłem Afrykę pod szlabanem i ruszyłem pod górę. Ryzyko polegało na tym, że kasku nie chciało mi się ciągać ze sobą, więc zostawiłem go na lusterku, a torba z klamotami była przypięta jedynie dwoma ekspanderami. Nie posiadałem żadnej wiedzy o poziomie uczciwości wśród Kapusianskiej ludności tubylczej, więc już na starcie liczyłem się z tym, że po zejściu z góry okaże się, że podróż będę musiał kontynuować w berecie, a na pozostałe dni będzie musiała mi wystarczyć aktualnie używana bielizna. No ale przecież miało być bez napinki, prawda? W 40-to stopniowym popołudniowym upale targanie każdego zbędnego grama to czysty masochizm, a ja masochistą przecież nie jestem.

Drogi pod górę nie będę opisywać, bo najchętniej bym o niej szybko zapomniał. To była droga przez mękę – ciągnęła się bez końca stromo pod górę, najpierw na szczyt wzgórza, a potem jeszcze spory kawałek szczytem do samego zamku. Zamek, który z dołu prezentował się efektownie, w środku był oczywiście totalnie rozgrzebany (renowacja, panie...), tu górka piachu, tam betoniarka, tu jakieś kamienie, druty i worki z cementem, a nad wszystkim czuwał starszawy, wąsaty, brzuchaty stróż w siateczkowym podkoszulku na ramiączkach słowem – mało klimatycznie i średniowiecznie. Świadomość, że mogłem sobie darować wspinaczkę i hektolitry wylanego potu niespecjalnie poprawiła mi samopoczucie. Dodatkowa świadomość, że długa nieobecność przy stojącej na bezludziu pod lasem Afryce zapewne spowoduje znaczne uszczuplenie mojego skromnego dobytku też nie pomagała. No ale cóż – powiedziało się „A”, to trzeba powiedzieć i „B”.

Droga w dół była znacznie łatwiejsza, z tego powodu, że odbywała się w dół właśnie. Dokulałem się jakoś do Afry i tu – ano, niespodzianka pana Janka! Wszystko na swoim miejscu, nie ruszane, nie grzebane, nie zginęło absolutnie nic. Z jednej strony poczułem wyrzut sumienia, że niesłusznie posądzałem społeczność Kapusan i okolicznych przysiółków o niecne zamiary, a z drugiej ciepło zrobiło mi się na sercu i wzrosła wiara w człowieka. Wskoczylem na krowę i z lekkim sercem pomknąłem w stronę Dukli…


13. Kapusiansky Hrad.JPG
Kapusiansky Hrad widziany z drogi prowadzącej do Svidnika i na Przełęcz Dukielską


14. Kapusiansky Hrad.JPG
Widok z zamkowego wzgórza górującego nad okolicą


15. Kapusiansky Hrad.JPG
Bryła zamku spod pakamery stróża


16. Las Kapusany.jpg
Droga w dół to już spacerek


17. Kapusiansky Hrad.JPG
Ostatni rzut oka na zamek i w drogę!
__________________
AT RD07A, '98, HRC
jochen jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem