Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24.10.2018, 12:30   #104
zaczekaj
Asia
 
zaczekaj's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Feb 2012
Miasto: Złotoryja/ Wrocław
Posty: 2,247
Motocykl: XL750, CRF300RALLY
Galeria: Zdjęcia
zaczekaj jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 miesiące 3 tygodni 5 dni 9 godz 7 min 11 s
Domyślnie

Piątek 10.08.2018

Noc nad rzeką minęła dobrze.
Wstajemy dość wcześnie, zjadamy śniadanie i lecimy dalej.
Oznajmiam chłopakom, że dobrze by było być dzisiaj już w Kazachstanie, w Uralsku. Czyli musimy machnąć dziś 700 km. Da się zrobić ale trzeba się spiąć. Na zachętę wspominam, że może by hotelu poszukać jeśli dojedziemy do Uralska.
Zdjęć z poranka nie robimy. No może oprócz Marka. Marek zawsze wstawał najwcześniej, czasem nawet godzinę przed resztą. Nim się obudziliśmy to On był zawsze już ogolony, wykąpany, często też spakowany i gotowy do drogi.
Nie marudził tylko cierpliwie czekał na resztę. I to było mega motywujące bo choć się czasem nie chciało to trzeba było ruszyć dupkę z namiotu i dąłaczyć do Marka bo co chłop sam będzie czekał i oglądał jak się reszta pakuje.


No to lecimy.
Mamy dziś do przejechania największe miasto jakie mamy na drodze w Rosji- Saratów. Z tego co wyczytałam i usłyszeliśmy od spotkanego na V-stromie kolegi , za Saratowem droga znacznie się pogorszy a prędkość spadnie. W ogóle mnie to nie martwi, wręcz się cieszę na taką odmianę. Czekam więc niecierpliwie aż km zlecą.
Dojechaliśmy do Saratowa i powoli w tym upale przebijamy się do przodu. Miasto jest rzeczywiście duże.
Na jednym z większych skrzyżowań zatrzymuje nas policja. Po obejrzeniu naszych dokumentów robimy sobie wspólną fotkę.



Fotki zrobione, policja puszcza nas dalej więc lecimy prosto na Most Saratowski, most ma prawie 3km długości i kiedyś był najdłuższym mostem w Rosji. Rozlega się z niego całkiem fajny widok na Wołgę, Saratów i Engels. W Engels chłopaki robią jeszcze zapasy olejowe bo akurat przy drodze stało kilka sklepików motoryzacyjnych i jedziemy już prosto w stronę granicy z Kazachstanem. Z tego co pamiętam przy drodze nie ma już dużych miast, aby coś kupić czy zatankować trzeba zjechać z drogi te parę kilometrów.



Tak więc na tankowanie przed Kazachstanem zjeżdżamy tuż przed granicą do miejscowości Ozinki.

Zatankowani to jedziemy. Tym razem przejścia graniczne poszły bardzo szybko. Robimy sobie parę fotek przed wjazdem na przejście ale opieprza nas za to pogranicznik

Po kazachskiej już stronie zaczepiają nas goście od strachówek. Po kilkuminutowej debacie decydujemy się ją zakupić. Trochę później tego żałowałam bo bardzo długo czekaliśmy aż nam wszystkie dokumenty wydrukują. Było już po 20:00, słońce zaczęło zachodzić a my mieliśmy jeszcze kawałek do Uralska.
W końcu się doczekaliśmy. Jedziemy dalej, Robi się ciemno a droga się kończy. Zaczął się szuter. Najgorzej było jechać za ciężarówką. Kurzyło się niemiłosiernie ale zaciskam zęby i cisnę na chłopakami. Nie chciałam zostawać z tyłu bo kiepsko widzę w ciemności, musiałam się trzymać w miarę blisko poprzedzających mnie czerwonych światełek. Gdzieś na jednej wyrypie wyskoczyłam nieco do góry aż mi sakwa spadła. Montuje ją z powrotem i jedziemy. W końcu zaczął się nowy asfalt a po kilkunastu km zaczął rozprzestrzeniać się piękny widok na rozświetlony Uralsk. Dojechaliśmy do miasta koło 23:00 w nocy. Tak jak zaproponowałam rano Łukasz zaczął szukać hotelu. Podjechaliśmy pod jeden. Pani, która nam otworzyła była bardzo zdziwiona widząc nas w progu. Tłumaczymy, że hotel, że noclegu szukamy ale jej mina nie zmienia się. Mierzy nas od góry do dołu i wciąż jest zdziwiona. Mówi, że noclegu tu nie znajdziemy. My również byliśmy nieco zszokowani wyglądem i zachowaniem kobiety. Cóż, to wszystko wyglądało jakbyśmy trafili wprost do kazachskiego burdelu
No nic, jedziemy dalej. Zaglądamy do innego hotelu ale po jego wyglądzie już wiemy, że na ten nas nie stać. Szukamy dalej. Zatrzymujemy się pod jedną dyskoteka o nazwie Tarantino jeśli dobrze pamiętam. Stoi tam kilka dziewczyn więc chłopaki trochę ucieszeni. Ja z Bartkiem rozmawiamy za to młodym studentem, który studiuje w Czechach. Obiecuje nam pokazać mały hotelik w pobliżu. Jedziemy za nim i trafiamy na miejsce. Początkowo została dla nas uzgodniona dobra cena ale ostatecznie w recepcji zaczęła rosnąć.
Nie dogadaliśmy się więc się zmywamy. Ktoś tam rzuca hasło by jechać za miasto w krzaki ale Łukasz się nie poddaje i wciąż jeździ za hotelem a my za nim. Mi też już przechodzi ochota na wygody. Bo jaki to sens lokować się hotelu o 1 w nocy kiedy to rano i tak trzeba wstać i jechać dalej? Jest coraz później. Pokierowani przez policjanta stojącego przy drodze lądujemy nawet na dworcu PKS ale i tam coś jest nie tak. Zaglądamy jeszcze w dwa miejsca a na końcu wyjeżdżamy kawałek od miasta bo wg maps.me powinien być jakiś hostelik. Podjeżdżamy pod adres, ale nic nie wskazuje na to, żeby była tu gościna. Jest ciemno. Druga w nocy a my jesteśmy w dupie bo zachciało się hoteli. Nagle podchodzą do nas lokalesi. Rozmawiamy chwile i tłumaczymy czego szukamy. Miejscowi noclegu nam nie dadzą ale wskażą gdzie można rozbić namioty. Jedziemy za nim i docieramy nad rzekę, której kompletnie nie widzimy. Jesteśmy za to tak zmęczeni, że postanawiamy zostać. Rano się okaże gdzie my w ogóle śpimy.

Przejechane 700 km
zaczekaj jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem