Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29.01.2019, 16:07   #37
Grzechu2012
 
Grzechu2012's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jun 2013
Miasto: Łomżewo
Posty: 908
Motocykl: AT-NAT
Przebieg: 80000
Grzechu2012 jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 dni 8 godz 28 min 34 s
Domyślnie

Karakol





wstaliśmy rano jak zwykle, a w zasadzie zaczynam krzątać się pierwszy, szybkie śniadanie, zegnamy się z sąsiadami nie tracąc czasu jedziemy do wioski lokalizować motocyklistów.
Spotykamy naszych chwilę rozmawiamy ustalamy kolejną lokalizację gdzie się spotkamy i z Michałem ruszamy własnym tempem. Nie gonimy, delektujemy się widokami i mamy czas na zdjęcia, filmy i inne głupawki. Dzisiejszy cel to Ak-Bajtal który podziwiałem we wszystkich czytanych i oglądanych relacjach z Tadżykistanu.
Miejsce jest co najmniej magiczne, góry, rzeki, jakieś pozostałości lodu leżące gdzie nie gdzie. Wysokość daje o sobie znać mocno, dynia boli, ciężko się oddycha, ale ja zwykle jak siadam na motocykl mijają mi wszelakie bolenia.
Nudy nie ma bo teren zmienia nam się dynamicznie, piach, tarka, glina, resztki asfaltu i dziury.
Różnorodność terenu jest bogata ale właśnie po to tu przyjechałem, doświadczyć tego na własnej skórze. Przez zęby trochę, ale dla mnie się podoba.
Jedziemy do Murgob






Tutaj tankujemy z wiadra w sklepie że tak to ujmę wielobranżowym czyli od łopaty, po lepioszki, wodę i paliwo lane kurtuazyjnie z wiadra, ogólnie bardzo fajny klimat. Czuć jest dzicz i folklor, temperatura powoli skoczyła do góry i robi się powoli ciepło. Pojazdy zatankowane do pełna można spokojnie ruszać dalej, eksplorować te nie zbadane przez nas zakątki Azji.
Dzisiaj nocleg znowu planowany jest nad jeziorem. Kierując się na punkt w nawigacji
zjeżdżamy z głównej drogi w góry, jest pięknie, kolorowo, a słowa magicznie mógłbym używać za każdym razem taki już ze mnie romantyk (żartuję).
Ma ten kraj swój klimat. Mimo że Mongolia też dała mi wiele emocji to jednak tutaj jest inaczej, większa różnorodność i kontrast otoczenia. Od marsjańskich skał po turkus wody w jeziorze.Pisarz ze mnie żaden żeby oddać słowami obraz który widzę, ale na szczęście są zdjęcia, też może nie górnych lotów ale dające przedsmak tym którzy nie byli i miłe wspomnienie tym którzy widzieli na własne oczy.









Dojeżdżamy na miejsce powoli i ostrożnie na przełaj po polanie do samej plaży, nasza polska ekipa już jest na miejscu i prawie rozbita. Mimo wiatru i chłodu jest nieziemsko prawie jak bezludna wyspa z tym ze w górach. Góry, jezioro i ani żywej duszy dookoła oprócz nas aż ciężko wyrazić emocje, jest pięknie.
Jestem zmęczony, głodny, wkurwiony, wysokość dokucza, ale w środku cieszę się, że nie dopadała nas żadna biegunka ani Inne choroby bo reszta jest do przezwyciężenia. Rozbijamy się szybko bo zaczyna zachodzić słonce, a przydałoby się jeszcze zjeść kolacje najlepiej ciepłą. A to też jest procedura- rozstawić kuchenkę, naczynia, zalać wody, przygotować opakowanie z liofilizatem niby nic, ale czas schodzi. Dobrze jest zjeść coś ciepłego zanim usiądziemy w grupie i będziemy degustować nalewki, zapasy przywiezione z Polski które zaczynały się odkręcać samoistnie od wibracji i przepuszczać cenna zawartość mimo zabezpieczenia streczem i taśmą.
Na dużych wysokościach źle mi się śpi, mimo zmęczenia, mimo że nie słyszę chrapania Michała z każdym dniem jestem coraz bardziej zajechany. Brak dobrego snu i bóle głowy powoli odbierają mi przyjemność tej wyprawy. Miejscami mam wrażenie że nie chce mi się nawet zsiadać z motocykla żeby fotkę cyknąć. Na szczęście Michał ma więcej werwy i mnie mobilizuje, zahartowany jest w górskich zdobyczach to takie 4000 m.n.p.m w namiocie nie robi wrażenia. Cieszy mnie to bardzo dzisiaj jak to piszę, bo sam pewnie bym miał tylko kilka zdjęć do udostępnienia, a tak jest spora kolekcja foto/video.

Spałem średnio, wstaje, nie wiem może o 5, wszyscy jeszcze w namiotach, ja szukam miejsca na poranną toaletę.
Mam całą okolicę tylko dla siebie.
Po chwili wstaje też mój kompan.
Robi śniadanie, ja już nie pamiętam ale chyba nie jadłem bo nie miałem ochoty, a może Michał odstąpił mi połowę swojego dania. Zaczynamy pakować się zanim wyklują się wszyscy z namiotów, bo nie ma co na pusto siedzieć jak jeszcze tyle drogi, widoków i atrakcji przed nami.
Jak co dzień rozpakowywanie i pakowanie, taki już rytuał nie ważne czy to spanie w namiocie czy to pokój, hostel.
Dzień w dzień rutyna, ze spaniem w namiocie plus jest taki że nie trzeba dźwigać prawie całego bagażu na „Piętro”. Ciężkie to wszystko wychodzi jakieś po 15kg po bokach i ze 20kg rolka na górze, warzy dużo bo jest tam szklana butelka koniaku i minimum 2L wody na zapas, jedzenie, kuchnia i inne mniej lub bardziej potrzebne rzeczy. Każdy wyjazd mnie uczy minimalizmu. Doszedłem już po kilku wyjazdach że buty są nie potrzebne. Wystarczą klapki lub kroksy gdyż po całym dniu w długich i ciężkich butach motocyklowych stopy potrzebują oddychać.

Widzę Kowala, idę pogadać, ustalić gdzie grupa jedzie bo my ruszamy przez Korytarz Wachanski i czy może polecić jakąś miejscówkę do spania. Oni tez tam jada także sprawa była jasna że jedziemy w to samo miejsce, co prawda my swoim tempem bez pośpiechu i wariacji tym bardziej że mamy nocleg już zaklepany.
W górach mijamy wojskowy Post. I tu zaczyna się szaleństwo widoków, góry, kręte drogi, w końcu ciepło, ale wietrznie. Tak mi się podoba, że zapominam przecierać kamerę gopro z kurzu i moje wszystkie nagrania niestety nie nadają się do niczego.







Na szczęście, znowu, Michał się spisał i przynajmniej on zadbał o czystość oczka w kamerze i relacje wideo z większości drogi. Tak się przez niego rozleniwiłem że przestałem używać swojej kamery, ale doświadczony już po Mongolii wiem że nie ma sensu kręcić setek gigabajtów materiału. Bo kto to później będzie przeglądał i obrabiał.











Jest niesamowicie, szutrowo, pustynnie miejscami z przebłyskami zieleni i rzeka daleko w dole, mocno rwąca.
Trochę to wygląda przerażająco ale skupienie na drodze nie pozwala za często patrzeć w dol.
Dzisiaj sprzed komputera jak oglądam zdjęcia nie wydaje się to tak strasznie ale będąc tam, podczas jazdy skupienie było na 120% nadgarstki i plecy czułem jeszcze długo po powrocie do domu.
Teren przeważnie był wyboisty co w miarę nowego motocykla i zawieszenia powinno niwelować te niedogodności niestety czuć mocno, zaczynam tęsknić za asfaltem. Im dalej w głąb korytarza jedziemy się w dół brzegiem rzeki gdzie po drugiej stronie wody widać zabudowania i posesje Afganistanu. Miejscami pięknie zadbane, kolorowe, zielone, skąpane w promieniach słońca.



Przed wyjazdem naczytałem się nowinek,że strzelają do turystów z drugiej strony rzeki z Afganistanu, nie zatrzymywać się, nie robić zdjęć, a najlepiej nie patrzeć w ogóle w tamtą stronę.
Podróż planowałem długo, ale nie wiedziałem co mnie czeka, strach był realny, te wszystkie dziwnie i niebezpieczne opowieści dają do myślenia.
Na miejscu okazały się to totalne bzdury i raczej opowieści osób które nie wystawiły nosa za monitora komputera, a co dopiero być w Tadżykistanie.Trzeba tu być doświadczyć, ale może co niektórzy lubią dodać dramatyzmu do swoich fantazyjnych opowieści.







Dzisiaj w luksusach, bez namiotu, śpimy w Hanisguesthouse! W Eshkashem przepych i burżuazja bo będzie prysznic, w końcu po 3 dniach jazdy, ciepła woda, chłodne piwo i spanie w łóżku,a co najważniejsze można przeprać bieliznę. Jest dobrze.

Prysznic, pranie, ogarnięcie bagażu i idziemy w miasto na zakupy z chłopakami.Jest sklep, zaopatrzony idealnie, w piwko, koniak, coś do jedzenia i jeszcze czego tylko dusza zapragnie. Z tego wszystkiego prawie zapominamy kupić wodę do picia na dzisiaj i jutrzejszą drogę. Fajne małe miasteczko, ludzie machają, a dziewczyny z jakiegoś pobliskiego zabudowania pogwizdują na widok niezłych byczków, z Polski. Jest śmiesznie.
Oczywiście nikt dziewczyn nie podrywa bo krąży plotka że jeśli będziesz spółkował z kobietą w tych rejonach to musisz ją poślubić, jeśli nie z własnej woli, to jej bracia na pewno Ci w tym pomogą. Znowu jest śmiesznie bo po kilku ciężkich dniach jazdy jest to ostatnia rzecz o której myślisz.
Jest fajna ekipa i to najważniejsze na takich wyjazdach, Ludzie tworzą klimat.
Leżymy na ichniejszych leżankach nie wiem jak to się nazywa ale służy do odpoczynku i do jedzenia, pijemy koniak, rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Czekając na ciepłą kolacje w błogim relaksie. Czego więcej chcieć dnia dzisiejszego. Przy okazji planujemy z Michałem następny dzień od jutra kierujemy się w stronę Duszanbe. Przy okazji korzystając z doświadczenia Kowali podpytujemy co jeszcze zobaczyć, którędy najlepiej jechać? Strasznie to wygodne, ale też odbiera nam dzikości w podróży bo mamy prawie wszystko ogarnięte.









Gdzie jechać, mamy czas który chcemy wykorzystać na 100%.
Ja z tyłu głowy cały czas mam smaka na dolinę Bartang. Ponoć piękna, dzika, a może i nawet nie przejezdna, ale jadąc tam znowu wrócimy w okolice Karakul i będziemy robić koło przez Pamir Highway. Nie lubię się zawracać.
Dobra na dzisiaj zostawiamy to, zobaczymy co nam jutro pokaże dzień.
Ustalamy w razie co, gdzie polska ekipa ma nocleg i zadecydujemy po drodze co robimy dalej oraz jaki obierzemy kierunek. Nie ma co się spinać, mamy czas, mamy możliwości, niech droga weryfikuje, tak najlepiej.



__________________
www.grzechunakolach.pl
Grzechu2012 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem