Mała Honda pojechała inną trasą. Dzielnie przejechała kilka tysięcy. I trochę zaczęła "histeryzować". Teraz stoi tutaj obok nas i jest diagnozowana. Coś z elektryką chyba. Ale na pewno pojedzie dalej. W ekipie wyjazdowej najpierw były dwie DRZki, a potem dołączyły do nich DRZki, KTMy i w większośc BMW.. Yamahy żadnej.
Wolnych myśli ciąg dalszy.... czyli "przymyślenia oponiarskie" :-)
Wzięliśmy ze sobą dwa zestawy. Przez pierwsze dwa tygodnie, kiedy jeździliśmy bardziej offowo, używaliśmy z przodu Dunlopów, a z tyłu Mitasów e09 Dakar. Tu rzadko pada i Mitasy spisywały się nieźle. Na chilijskich szutrach brakowało nam jednak trochę przyczepności z tyłu i każde odkręcenie manetki kończyło się uślizgiem tylnego koła. Dunlopy trzymały dobrze, ale schodziły szybko. Na resztę drogi założyliśmy na przód T63. Były bardziej wytrzymałe, ale czułem że słabiej tam z trzymaniem. Nie schodziliśmy z ciśnieniem zbyt nisko. W dodatku było trochę zamieszania, bo tu wskaźniki wyskalowane są w psi i wyjazd się zaczął od tego, że wszyscy koledzy pospuszczali sobie powietrze z kół do 0,2 bara.Gum złapaliśmy mało. W DRZ jedną, ale za to na najwyższej przełęczy. Parę w dużych GSach, dwie w 800kach. Jeden KTM jechał na musach, pozostałe miały szczęście. Drogi w Ameryce Płd. są generalnie czyste i kapcie nie są problemem.