Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31.05.2016, 20:26   #10
fassi
Fazi przez Zet
 
fassi's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Berlin
Posty: 5,801
Motocykl: RD07
Przebieg:
Galeria: Zdjęcia
fassi will become famous soon enough
Online: 8 miesiące 3 tygodni 5 dni 22 godz 57 min 39 s
Domyślnie

Rozniczkowanieosiagnelo pierwsza granice Lagrange'a ,zcalkowalo ppowierzchnie miedzy x1 i x2 poczym pomknelo do inkrementu x3. Lista filadelfijska stoi otworem przy takim tempie opisywania tego przelomowego dla swiata odkrycia. Czy na sali sa jacys pilni studenci? Laborki sa w przygotowaniu wiec przedwstepnie pytam...
edit: oczywiscie studentki tez chetnie widziane w rmach rownouprawnienia... 3


Na tyłach dworca kolejowego, zaparkowaliśmy przy rampie i na chwilę zajęliśmy się raciborskim. Czułem się w obowiązku postawić profesorowi rzeczone. Policja też poczuła się, kiedy to nagle wyjechała z za węgła, zaskakując nas kompletnie. Znaczy służby w dobie terroryzmu mamy czujne, obywateli mniej.
Ratują nas... rowery. Zwłaszcza kocurowy zestaw. Pan policjant siedzący po prawej widząc je, macnął tylko ręką i... odjechali...
Podobnie jak my, policjanci również, nie stwierdzili dziejącej się szkody społecznej. Policjantów tym sposobem serdecznie pozdrawiamy!

Zostawiamy po sobie porządek i udajemy się na peron. Nasze pierwotne połączenie wypada z powodu awarii i kolejna piramida połączeń się sypie. Od tego momentu postanawiamy działać spontanicznie:





Działania wzmagamy:
https://youtu.be/xp0yBnItL4M

Jedziemy do Częstochowy. W służbówce towarzyszą nam dwa lustrzane odbicia. Koledzy Sportowcy. Oni jadą na lekko. Ich dalsza marszruta, już na rowerach prowadzi do Krakowa.

Napis...


...na klacie Kolegi Sportowca nie pozostawia złudzeń.

Pozwoliłem sobie Kolegę odnaleźć na liście:
http://mrdp.pl/archiwum/gmrdp-2015/wyniki-gmrdp-2015
Teraz wiem, komu będę kibicował w tym morderczym wyścigu...

A my...?


Podziwiamy panoramy za oknem.


Ooo... Rodzinne strony Grzegorza Brzęczyszkiewicza?

Łapiemy przesiadkę w Częstochowie. Mamy tylko 6 minut. Na cztery zostawiam profesora samego. Każdą wymieniam na łomżę w przydworcowym sklepie. Operacja w stylu GROM-u, każda sekunda na wagę złotego napoju. Wsiadam, pociąg odjeżdża...

Po spożyciu, profesorska zaduma.


W Katowicach profesor Kocur sprawdza ostatnie połączenie. Wychodzi na to, że mamy 1,5h dla siebie. Do 23.26 znaczy. Kodujemy termin i ruszamy na miasto. Na majdanie dworca wiele się zmieniło od czasu ostatniej mej bytności tutaj... Jedynym plusem są parasole i rewelacyjna oferta na słowackie piwo z kija. Tmawe 5zł, jasne złotych cztery. Sprawdzamy smak obu.
Przy okazji widać, czym różni się lanie piwa do szkła "po naszemu" od "po dobremu". Pomijam już wyjątkową oszczędność pani barowej. W zajawce filmowej jest tablica, jak lać i kosztować piwo ciapowane. Wrócę jeszcze do tematu. Tymczasem pijemy po polsku.

Idę opróżnić pęcherz "w krzaki". Proces próbował zakłócić jakiś niekulturalny jegomość, nachodząc mnie w rzeczonych z hasłem:
- Dawaj kasę!
A może w ryja...? Grzecznie zripostowałem i na tym konwersację zakończono.

Równo 20 minut po 23-ciej meldujemy się z Kocurem na peronie. Troszkę jesteśmy zmęczeni. Obrazy niewyraźne...




W czasie między mój towarzysz odbiera jakąś wiadomość, która wyraźnie podcina mu skrzydła. Ja odbieram drugą: - nasz pociąg... odjechał 20 minut wcześniej.

Patrzę na dworcowy zegar, rozkład jazdy i...

...wybucham śmiechem.

Ale jaja... To się nazywa jazda. Tym razem zakładam okulary i gruntownie robię przegląd pociągów. Pierwszy do BB mamy o 4.29... Znaczy wypada kiblować na dworcu. Robi się chłodno. Plus, bo chłód wieczorny zwiastuje dobrą pogodę dnia następnego.
Niestety na tym na razie się plusy kończą. Profesor zbity jak pies oświadcza, że musi wracać... Nie potrafię go zatrzymać. Jego pociąg odchodzi o 4.41.
O 4.20 ściskamy się po męsku i każdy z nas rusza w swoją stronę.

Punktualnie o 5.42 wysiadam w BB. Ranek wita mnie rześko. Nie ma 10-ciu stopni, więc wdziewam lekką bluzę i śmigam do Lupiego. Droga prowadzi pod górę. Jadę niespiesznie tak, by się nie spocić. Najpierw główną na Żywiec, potem odbijam w Karpacką, na Kamienicę.
Gógiel podpowiada mi teraz - 6,2km. Zajęło mi to ponad pół godziny. W dziupli Lupusa melduję się kwadrans po 6-tej, sprawnie rozbijam namiot na wilczej łące i drzemam do 8-mej z minutami. Na więcej nie pozwala mi słońce. Zresztą dobrze, bo nie ma co czasu marnować, zwłaszcza gdy uchylając połać namiotu, ma się taki widok:


Jednym słowem... Znamy się z Lupim, nie od dziś!
__________________
Za dwadzieścia lat
bardziej będziesz żałował
tego czego nie zrobiłeś,
niż tego co zrobiłeś.

Ostatnio edytowane przez fassi : 31.05.2016 o 20:36
fassi jest online   Odpowiedź z Cytowaniem