Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02.01.2019, 18:56   #28
Molek
 
Molek's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2017
Miasto: Gorzów Wlkp
Posty: 191
Molek jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 6 dni 10 godz 31 min 12 s
Domyślnie

Rano żegnamy się z miłą rodzinką serdecznie, zakładamy przeciw deszczówki bo od rana kropi. Wyjeżdżamy za miasto. Jadę pierwszy jak w sumie przez cały wyjazd i wyskakuje mi policjant na drogę i macha. Doświadczenia w takich sytuacjach nie licząc oglądania swoich wyczynów na wideorejestratorze nie mam.
Czytając wcześniej wszystkie relacje na FAT już pierwszego dnia ustaliliśmy schemat. Ja i ojciec mamy prawo jazdy więc legalnie się zatrzymujemy i udajemy głupa, reszta odwraca głowę w drugą stronę i udaje, ze nic nie widzi. Nie spodziewałem się ale wszystko zagrało zgodnie z planem. Podchodzi miła policjantka a za nią obstawa 20 osób w mundurach. Myślę sobie no będzie kiepsko bo w mieście ograniczenie 40 ale droga szeroka to ok 70 jechaliśmy. Pani się wita więc tylko kiwam głową z uśmiechem żeby nie zdradzać, że znam jakieś słowo innym języku niż Polskim. Zgodnie z planem miało być, że nie rozumiemy i chuj. Więc grzecznie czekam nie odzywając się po czym pani policjantka wyciąga z torby jakiś druczek. Pokazuje mi bliżej a to mapa Ha Giang Loop , wręcza nam po butelce wody i życzy powodzenia bo droga trudna przez góry a deszcz pada. No to sobie angielski przypomniałem, chwile pogadaliśmy, podziękowałem i jadymy dalej.



Pogoda nie rozpieszcza, cały dzień kropi a w górach mgła. No może raczej chmury. Temperatura spadła, tak że pozakładaliśmy polary pod kurtki. Przejechaliśmy kilkanaście km, zatrzymujemy się na kupić banany, arbuzy na drogę i po raz pierwszy od 5 dni jak jedziemy widzimy białych turystów którzy podobnie jak my jadą na motorkach żeby zobaczyć te przepiękne widoki na przełęczy Ha Giang. Dałem jakiejś białej lasce mandarynkę co stała akurat koło nas, życzyłem powodzenia i ruszamy. 500m dalej korek, dojechaliśmy a tam wypadek. Leży facet na skuterku dookoła tłum gapiów, na zakręcie ciężarówka wyjechała mu na czołówkę, poobijany poobdzierany ale żyje.
Mija może 10km jadę za ojcem na ślepym zakręcie w prawo z naprzeciwka ciężarówka wyprzedza ciężarówkę. Ojciec po heblach, zblokowane tylne koło i przy ok 35km/h szlif. Na szczęście ciężarówka się zatrzymała i nie dobiła. Wtedy zobaczyłem coś dziwnego. Ojciec w panice jak w przyśpieszonym tempie wstaje, podnosi skuterek i próbuje odpalić. Schodzę z motorka i mówię mu, zostaw to, stań na poboczu, weź odpocznij, zobacz czy nic się nie stało. W końcu motorek odpalił a on rusza, więc go gonię, widzę że bagaż się poluzował więc trąbie i go zatrzymuje. Widać że jest lekkim szoku. Zarządzam przerwę, jemy owoce, jak widzę, że doszedł do siebie to ruszamy dalej.
Jedziemy w gęstych chmurach do tego pada deszcz, nie widać nic dalej niż na 15 m. Jest zimno mokro, zatrzymujemy się na kawę na punkcie widokowym.



Z racji tego, ze nic nie widać fotek z tego dnia mam 5. Siedzimy pod daszkiem, nastroje racze grobowo przestraszone bo od tego dnia następnych 4 lub 5 miało być po górach. Pierwszy deszczyk i serpentyny a mamy wypadek. Na szczęście ucierpiała tylko kurtka i spodnie. Sprawdzam pogodę. Prognoza na całą północ zimno i deszczowo na następne 5 dni. Siedzimy chyba z godzinę, sprawdzamy mapy i dyskutujemy. Najkrótsza drogą mamy jakieś 200km do Hanoi i możemy jechać na południe, albo jesteśmy twardzi i dzidujemy zgodnie z planem. Głosujemy 2 głosy za północą reszta niezdecydowana a Dziunia się nawet słowem nie odezwała trzymając w ręku herbatę co by jej ręce trochę ogrzała. Pytać nie musiałem widać było w jej oczach, że chce do domu. Uzgodniliśmy w końcu, że jedziemy. Pytam jeszcze sprzedawczyni o pogodę na co stwierdza, że za 15km powinna się polepszyć. Trochę nie dowierzałem.
Na podjazdach i zjazdach non stop mgliście i deszczowo, ale zjeżdżamy do doliny i zaczyna się przecierać. Klimat zajeb...ty. Na górze chmury z każdej strony aż nie widać skąd przyjechaliśmy, nie ma mgły i nie pada.
Zatrzymuję się, dojeżdża brat i się pyta czy widziałem ta laskę której dałem mandarynkę wcześniej bo miała wywrotkę...Nie widziałem.









Zatrzymujemy się kilkakrotnie w miejscach które miałem zaznaczone na sesje fotograficzne ale widać tylko mgłę więc popijamy herbatki. Tak jedziemy aż do wieczora.

Następny dzień to w powtórka z rozrywki, chwilami nie ma mgły to robimy parę fotek ale to zawsze jest gdzieś nisko w dolinach.





Po drodze mijamy targ. na wejściu stoi z 10 osób z plikami pieniędzy. Chyba Chińczycy tam przyjeżdżają na handel i kwitnie wymiana waluty. Postanawiam zakupić koszulki wietnamskie na mecz oraz owoce. Idę z szyną przez część gastronomiczną, po czym prawie padam na ziemię srając i rzygając pod siebie. Smród opalanych świniaków czy topionego tłuszczu wraz z włosami bym tak okropny, że biegiem musiałem spier...ać na parking. Mimo wszystko dalej mnie mdli, idę parę metrów obok za kontener żeby się wyrzygać, patrzę a Dziunia już tam jest



Jestem zawiedziony. To miły być 2 najładniejsze widokowo i pod względem drogi dni. Ogólnie morale podupadły. Pod koniec tego dnia mieliśmy być 400km dalej czyli 2 dni i miał być dzień odpoczynku na zwiedzanie jaskini i wodospadu Ban Gioc a jesteśmy w czarniej dupie. Zmęczeni i suszymy buty suszarkami do włosów.
Ecza gęba mówi sama za siebie choć w głębi serca podśmiechiwałem, że mam kask z pin lockiem :0



Swoją drogą to odkleił mi sie pinlock na koniec wyjazdu da się to jakoś naprawić?

Ostatnio edytowane przez Molek : 02.01.2019 o 19:07
Molek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem