Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27.04.2016, 18:30   #46
mikelos
 
mikelos's Avatar


Zarejestrowany: Feb 2011
Miasto: okolice Pruszkowa
Posty: 643
Motocykl: Husqvarna 701
mikelos jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 5 dni 20 godz 39 min 9 s
Domyślnie

Żegnamy morze...

Drugi dzień jadę w nocy na dragach. Jest nieźle - śpię kamiennym snem, chrapanie, postękiwania, nocne pierdy - nic mnie nie rusza. Dla pewności doprawiam wieczorem dragi nasenne dwoma piwami - słabe jest okrutnie i zazwyczaj paskudnie ciepłe. Błee... Witamy poranek w naszym hiper-luks resorcie, wcinamy śniadanie w restauracji, rzut oka na zatokę i ruszamy w drogę.





Jeszcze tylko mały postój przy sklepiku, obowiązkowa flaszka wody ląduje w koszyku i dzida. Wyjazd na asfalt odwalam jakimś skrótem przez sad, po piachu i kamieniach - mikro off na dzień dobry.



Nasza zatoczka a góry wygląda nieco bardziej imponująco.



Przekraczamy kolejne wzniesienia, zakręty i zawijasy. Co chwila otwiera się nowa panorama - focimy ile wlezie, tempo jazdy siada. O ile w czasie jazdy temperatura jest przyjemna, o tyle dłuższe stanie męczy - upał pogania nas do przodu. Ruch na drodze niewielki, prawie nie widać aut tylko lokalesi śmigają na pierdzipędach tak jak my.







Nawet na głównej drodze toczy się życie, nikogo nie dziwi zwierzyniec albo ziarno suszone na drodze. Grzecznie omijamy wszystkie przeszkody - wizja bycia pizdniętym grabiami działa skutecznie.





Docieramy do Nha Trang, kurortu reklamowanego w folderach. Spore betonowe miasto, wysokie hotele i 99% białasów na plaży. Jak ktoś lubi atmosferę all-inclusie to polecam. My robimy tranzyt i to nam wystarczy.







Lecimy na oparach paliwa, za miastem znajdujemy stację - tankowanie i obowiązkowa kawa z lodem w kafejce. Powiewy wiatru od morza dają trochę wytchnienia - ale i tak jest gorąco +30/35. Coś tam grzebię w nawigacji, wygląda na to że niebawem odbijemy od morza w stronę gór. Mamy pomysł by zrobić trasę w kształcie dużej ósemki.







Znajdujemy boczną drogę i wbijamy się w "interior", bryza od morza słabnie - teraz dopiero czujemy jak nabiał w majtach się gotuje. Im dalej od głównej szosy, tym gorszy asfalt - miejscami zapylamy po szutrach.



Po kilkunastu kilometrach takiej trzęsionki mój bagażnik dostaje nerwowego tiku. Pan mechanik ogląda mocowanie - jedna z czterech śrub lata luźno bo w ramie została ino dziura a nie gwint. Spawać nie ma jak, kleju nie mają - ostatecznie kończy się na wkręceniu nowych śrub z kołnierzem o innym skoku gwintu - o dziwo - trzyma to do końca. Przy okazji tankowania podziwiamy wytwory lokalnego przemysłu motoryzacyjnego: full time 4 WD i wyciągara - czego chcieć więcej.



Okolica rolnicza, małe poletka ryżu przeplatane pagórkami. Już rozumiem dlaczego Amerykanie dostali tutaj łomot - to jest idealny kraj dla partyzantki.





Asfalt skończył się już dawno, tempo spadło do 20-25 km/h - razem z Voytasem błogosławimy naszą "wielką mądrość" o wymianie zawieszenia. Opony dostają łomot od drobnych ostrych kamieni. Nawigacja zapowiadała jakiś odcinek płatny - w myślach widzę piękną, równo autostradę a dostaje to:



Prywatny mostek - chcesz jechać - płać dychacza. Nie chcesz - lecisz brodem po prawej. Jakoś wątpimy (niesłusznie) w dzielność terenową naszych kucyków i płacimy - w końcu dwa zeta to nie majątek



Słońce powoli wali się na bok, cienie coraz dłuższe a my ewidentnie pchamy się w jakąś głuszę, nareszcie zaczyna się jakaś przygoda - i o to chodzi Z Przemasem wpadamy na pomysł, że następnym razem meldujemy się w Wietnamie z matami + śpiworami i będziemy sępić spanie po ludziach - jak integracja to na całego.





Droga wygląda na zdjęciu całkiem przyjaźnie. Na 21"/18", dobrym zawieszeniu i gumach zapylałbym tu stówką bez bólu. Jednak mając 17"/17", 2,5 " szerokości gumy i bieżnik agresywny niczym ślimak - toczymy się dostojnie wsłuchując się w pojękiwania naszych kucy.



Zaganianie bydła do obejścia zawsze zwiastuje nadejście nocy - niezależnie czy to Wietnam, Gruzja czy Albania. Też byśmy znaleźli jakiś nocleg ale jesteśmy idealnie w środku niczego.





Przemas dokonuje jeszcze wieczornych modłów, bycie na kolanach z multitoolem w łapie to znak rozpoznawczy naszej sekty. Spróbuj coś naprawić w GS1200 w minutę mając w ręku jeden klucz



Okolica bardzo ładna, ale jedyne domostwa jakie mijamy nie wyglądają zamożnie. W porze deszczowej musi być tu sporo wody - inaczej nie budowali by chałup na takich palach.





Docieramy do rzeki, tym razem most jest betonowy a za nim pojawia się skrzyżowanie dróg i mała miejscowość. Skupisko kilkunastu sklepów i warsztatów daje nadzieję, że gdzieś tu można kimać. Zapada zmierzch i albo jesteśmy uratowani albo jesteśmy w ciemnej dupie. Miła pani handlująca podrobionymi ajfonami pokazuje gdzie jest nocleg - uff

Tego dnia uczymy się nowego ważnego słowa: Nha Nghi czyli coś w rodzaju pensjonatu (tak tłumaczy głupawy googiel). W rzeczywistości nasz "hotel" wygląda jak hotel robotniczy ale jest wolny pokój, jest czysto i jest woda - tyle, że zimna i bez prysznica - jest ino szaflik.



Po ciemku jedziemy jeszcze to wioski coś zjeść, napychamy się zupkami Pho z wołowiną i toną warzyw. Po powrocie podejmuję męską decyzję - idę się myć. Jesteśmy cali w żółtym pyle - znowu trzeba będzie wszystko prać. Polewam się zimną wodą, drę ryja niczym pawian w okresie godowym ale jestem czysty.








Najechane 216 km (8 godzin w trasie z postojami).

cdn.
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles

Ostatnio edytowane przez mikelos : 27.04.2016 o 18:40
mikelos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem