Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05.03.2023, 18:05   #73
Dredd

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 317
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Dredd jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 4 dni 20 godz 41 min 46 s
Domyślnie

17 lipca

Dziś kolejny dzień „techniczny”, tzn. czeka nas wymiana uszczelniaczy do przedniego zawieszenia. Potrzebuję miejsca do pracy i kilku standardowych narzędzi; te bardziej nietypowe jak klucze calowe mam ze sobą. Szukamy „Oto Sanayi” czyli czegoś w rodzaju „auto centrum” z warsztatami, sklepikami itp. GPS nie pomaga gubiąc się na prostej drodze, ale jakoś się udaje. W Sanayi trzeba tylko znaleźć przyzwoicie wyposażony warsztat, co nie jest tu normą. Tym sposobem lądujemy w ASO Opla. Nikt nie mówi po angielsku i trudno nam się dogadać. Wzbudziliśmy jednak niemałe zamieszanie, więc nagle znajduje się jakiś poliglota. Jak wyłuszczyliśmy o co chodzi, chciano nas odesłać do warsztatu motocyklowego. Odnosimy wrażenie, że tu nie do pomyślenia jest, że (bogaty w ich rozumieniu) turysta z Europy może chcieć zrobić coś przy motocyklu samodzielnie. Warsztatowi należą się słowa uznania. Porządek, klucze w szufladach, ogromny przemiał samochodów, ale widać, że fuszerki nie odwalają. Co chwilę ktoś chce pomóc, ale nie ma takiej potrzeby. Roboty mam dość dużo, bo trzeba rozebrać bez mała cały przód, co podstawowymi narzędziami zabiera trochę czasu. Nie miałem całego kompletu naprawczego, lecz tylko nowe uszczelniacze, więc musiałem uszkodzony uszczelniacz „wydłubać” od góry, co wymagało zrobienia „specjalnego przyrządu” czyli zniszczenia dwóch śrubokrętów. W międzyczasie zostajemy zaproszeni na obiad do szefa. Jest pod wrażeniem, że potrafimy zrobić coś sami. Robota na ukończeniu, wystarczy zalać olej i poskładać. Poszedłem z oddelegowanym pracownikiem warsztatu kupić olej do pobliskiego sklepu. Nie przyjęto tam ode mnie pieniędzy, olej dopisano do rachunku serwisu. Podczas pracy Ania kroiła coś nożem, który czas swojej największej ostrości miał dawno za sobą. Zobaczył to jeden z chłopaków, który jak się okazało miał hopla na punkcie noży, więc naprawdę porządnie go naostrzył. Ciekawostką było, że podczas ostrzenia oliwił „osełkę” której używał.
Kończę robotę. Zeszło około 8 godzin, ale wreszcie bez obaw możemy jechać dalej. Paradoksalnie okazało się, że oleju prawie nie ubyło.
Dziękujemy za wszystko szefowi. Czas uregulować rachunek.
- Jesteście moimi gośćmi. Nic nie płacicie.
Usiłuję pertraktować: przecież zniszczyłem 2 śrubokręty, kupiłem olej, zająłem cały dzień. Nic to nie dało, jesteśmy gośćmi i już! Wobec tego mogliśmy zrewanżować się ekipie brelokami z Polski, które wozimy. Na odchodnym dostaliśmy jeszcze firmowy długopis, który mamy do dziś.

Żeby nie było za łatwo w drodze powrotnej do hotelu GPS głupieje – prowadzi nas w przeciwnym kierunku, gubi drogę, zawraca. Nie wiem co mu się stało. Gdyby nie telefon i google maps byłoby ciężko.
W hotelu kąpiel, pranie i … idziemy na jedzenie.
Walimy jak w dym do tej samej knajpki co wczoraj. Chłopaki witają nas jak swoich – wychodzą zza lady i podają mi rękę. Dostaliśmy bakłażana i musakę oraz duży talerz warzyw. Bardzo dobre. Na zakończenie jako prezent dostajemy herbatę i deser. Dziś płacimy tylko 35TL.
Na koniec chłopaki chcą coś nam powiedzieć, ale nie udaje się porozumieć. Niestety, tym razem bariera językowa nas pokonała.


249.jpg


250.jpg


251.jpg



Już wieczór - żegnamy się i do hotelu. To był pracowity dzień!
W Erzurum dbają o porządek; widać dużo policji i tylko 1 bezdomny pies. Kobiety ubrane bardzo różnie: albo konserwatywnie, albo „roznegliżowane”.

Oczywiście, Erzurum to nie tylko centrum i piękne, zabytkowe budowle sakralne. Tam toczy się przecież zwykłe życie, zaś meczecik na przedmieściach wygląda zgoła inaczej.


248.jpg


18 VII

Plany na dziś niezbyt ambitne, bo mamy do pokonania około 490km. Jedziemy do Divrigi zobaczyć piękny XIII wieczny meczet połączony ze szpitalem psychiatrycznym. Rano szybkie pakowanie i po śniadaniu startujemy. Decydujemy się na przejazd dłuższą drogą, ale za to lepszej jakości. Lepiej dobrze przetestować nowe uszczelnienie przedniego zawieszenia, zanim zaprzęgnie się je do cięższej pracy. Mimo to droga po raz kolejny okazuje się malownicza. Cały czas jesteśmy w górach – mijane tablice pokazują wysokości blisko lub powyżej 2000 n.p.m. Gdzieniegdzie na okolicznych górkach widać białe łachy śniegu.


252.jpg


253.jpg


254.jpg


We wschodniej Turcji niektóre (raczej podrzędne) drogi remontowane są w ten sposób, że jako nawierzchnię sypany jest żwir, a następnie zalewany przez wielkie polewaczki czymś w rodzaju roztopionej smoły. Powoduje to związanie kamyków i tworzy się coś w rodzaju asfaltu. Na wierzch sypana jest znowu warstwa żwirku, który przez koła samochodów wkleja się w nawierzchnię, dzięki czemu opony nie kleją się do smoły. Ogólnie jazda po takiej drodze jest ok, gorzej jak trafiamy na dopiero co wysypany żwir, który nie jest nijak utwardzony. Na Harleyu jazda po takiej nawierzchni nie należy do wielkiej przyjemności


255.jpg


256.jpg


Po drodze trafiamy trochę posterunków policyjnych, ale udaje się je przejechać bez kontroli. Mijamy również piechurów w mniejszych bądź większych grupach


257.jpg


258.jpg


259.jpg


Spotykamy także swojsko brzmiące nazwy miejscowości


260.jpg


Po drodze przekraczamy Eufrat. Rzeka jak rzeka, ale sama nazwa brzmi trochę magicznie. Na niej zbudowana całkiem pokaźna tama, zamykająca zbiornik wodny. Przekroczenie tak ważnej rzeki uczciliśmy zjedzonymi na jej brzegu simitami.


261.jpg


262.jpg



Kilkukrotnie mijamy ludzi, którzy zdają się mieszkać w namiotach. Należy mieć tylko nadzieję, że tego rodzaju styl życia wynika z ich wyboru, nie zaś zmusiła ich do tego sytuacja ekonomiczna…


263.jpg


264.jpg


265.jpg
Dredd jest online   Odpowiedź z Cytowaniem