Dwunasty dzień: Deosai
![](https://lh3.googleusercontent.com/pw/AL9nZEWCPLJNPeibVSZHSSdY3qlgjLo8HKjF6WKjdjETzSDgkcR7wrYXFnV8hWpZ_yF21MP9Sz8N1oXrSVP9TF2mvMbLxr77aiplA49jUIbLP1nYOPA57oxLmGFLuEBLQ8i2sOaKfzx-FEwHzxmLmOzSliABbA=w823-h507-no?authuser=0)
Hassan przywitał nas smacznym śniadaniem i po małym spacerze ruszyliśmy w drogę powrotną. Celem dzisiejszego dnia był płaskowyż Deosai leżący na południe od Skardu. W drodze powrotnej jechaliśmy po drugiej stronie rzeki i zalewu przez nią stworzonego. Widoczki były całkiem smaczne...
Mój ulubiony most:-)
![](https://lh3.googleusercontent.com/pw/AL9nZEV2g6IQZMB4RexPAjypxx8BG1niWOnv3g6X8HgB1vpG0wF05iISkp77z9CGGjexld8WvbXSiXTs72OWZ_Dq73kE5lvQtvekhldVmba49RQZ8RPpzMNNGvJnlMf0BHw6enUmXerOsGo12qBWxr7YeHQKJg=w1112-h626-no?authuser=0)
Po minięciu Kaplu wjechaliśmy na drogę którą przyjechaliśmy. Wydaje mi się, że w stronę Skardu widoki są ładniejsze, doliny jakoś tak ładniej się otwierały...a może po prostu zajebiście mi się jechało - to był jeden z niewielu dni kiedy nie męczyła mnie sraczka i miałem trochę siły żeby cieszyć się jazdą.
Po dojeździe do Skardu pożegnaliśmy się z Michałem, który niestety musiał wracać do Polski. My z kolei wzięliśmy paliwo, żarcie i wodę po czym ruszyliśmy na południe w kierunku Deosai. Deosai to płaskowyż położony na wysokości ok. 4200 metrów. Skardu leży na wysokości 2200mnpm, więc do pokonania w pionie mieliśmy około 2 kilometrów i w poziomie ok 30 kilometrów. Motorki jakoś dawały radę, ale pod koniec wspinaczki na bardziej stromych odcinkach trzeba było im pomagać na nogach. Podobnie było po znalezieniu miejscówki na nocleg - ostatnie 50 metrów pod górkę musieliśmy biec koło naszych osiołków, bo miały one siłę jedynie do targania naszych gratów. Tak czy owak droga pod górkę była całkiem spoko:-)
![](https://lh3.googleusercontent.com/pw/AL9nZEVqN-SgbgB6ZTTqHuNTOr9ipBNf6xdnm_ggwR-H_oYVODKjdjQNELna8uOZX_Hn1WtGqB1TsDkC3hvK_U7ihTEESqTuyVkX0EIF9fHNXXiM6kA5uPHkXXQFcO9yZYaxDuace82T3F7xhIROr3kEq8UfLQ=w1112-h626-no?authuser=0)
Im wyżej tym zimniej-chyba trafiliśmy na zmianę pogody, bo po wjeździe na płaskowyż temperatura spadła do 3-4 stopni. Na szczęście w miarę szybko znaleźliśmy zajebistą miejscówkę do spania.!:-)
![](https://lh3.googleusercontent.com/pw/AL9nZEVRrYdRsutjuduc3hN4sZsqaEm83oOS4TzBijUevB_c3BJJxkWF4LOKHpV7IemhxubxmA6xG4fJVrRscc64YMLhe7pCmZbykXWcJeWEBmI215Q7IGlp_V0qh5OJrJeRxETAlHmhVNxveXSGCvVuZ050bA=w1112-h626-no?authuser=0)
Tego wieczora popełniłem błąd taktyczny, który prawdopodobnie zrobił mi krzywdę w kolejnych dniach - zbyt długo siedziałem na krzesełku ciesząc się widokami i zmarzłem jak pies. Zapomniałem, że jestem na wysokości 4200 i że nawet w Pakistanie na tej wysokości jest cholerycznie zimno. Po wejściu do śpiwora za cholerę nie mogłem się rozgrzać i telepałem się prawie do rana. Zastanawiałem się nad zrobieniem gorącego picia, ale w tym celu musiałbym opuścić śpiwór, do tego jeszcze siku...brrr. No nic, jakoś udało mi się zasnąć.