Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11.01.2023, 13:11   #26
_-aska-_
 
_-aska-_'s Avatar


Zarejestrowany: Oct 2018
Miasto: Warszawa
Posty: 442
Motocykl: Yamaha Radian&WR250F
_-aska-_ jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 10 godz 52 min 14 s
Domyślnie

To co? Zwiedzamy Rygę?

Generalnie na nic się nie nastawialiśmy. Maciek w ogóle nie jest fanem zwiedzania miast, ja natomiast zrobiłam tylko ogólny przegląd przed wyjazdem, bo przecież i tak nie wiadomo ile czasu będziemy mieli na zwiedzanie.

Po wjeździe do miast doznajemy dwóch szoków. Termicznego, bo na wybrzeżu temperatura była w granicach 18-22 stopni, a tu dobija do 28. Oraz cywilizacyjnego, bo dawno nie byliśmy w prawdziwej cywilizacji

Początek jest taki sobie, bo kiedy jeszcze siedzieliśmy w autobusie, Ryga przywitała nas korkiem i ogólnie wjazd był jakiś taki mało zachęcający. Ja wiem, że w mieście jest sporo mojej ukochanej secesji, więc i tak się cieszę, że będziemy mieli 2 dni na zwiedzanie, Maciek natomiast od razu uznaje, że to miasto jest okropne. Wrażenie po wyjściu z autobusu też takie sobie, bo akurat remontują drogi, jest ogólny chaos. Nic to. Namiot rozbity, jest już po 19, ale tam słońce późno zachodzi, więc na rowery w miasto!

Na kempingu natomiast różne cuda. Takie śliczne cudo:
3.jpg

Oraz taki cud - to rodzina z 2 czy 3 dzieci (nie pamiętam już), a to jest wersja wypakowana Znaczy namiot jest rozstawiony i część gratów wyjęta, ale bagażnik i tak zawalony tak, że zawias nie ma szans, żeby się podnieść. Strach pomyśleć jak to się zachowywało z całym dobytkiem i ludźmi na łotewskich szutrach
4.jpg

Oraz nasz zasrany namiot
5.jpg

Wyspa Kipsala to z jednej strony taka ekskluzywna dzielnica z domami, prywatnymi przystaniami dla prywatnych jachtów, ale też magazyny i domy piękne, ale w stanie postępującego rozkładu. No i kempingi
1.jpg
2.jpg

Z wyspy wystarczy mostem czmychnąć na drugą stronę, żeby znaleźć się w centrum miasta z pięknym starym miastem.

Widok na Dźwinę:
6.jpg

Oraz barierki zabezpieczające barierki na pewno wyszło taniej, niż remont barierek właściwych
7.jpg
8.jpg

Każdy dźwiga swój ciężar
9.jpg

W ogóle jest tu jakoś tak fajnie. O ile na przykład na warszawskiej starówce te tłumy ludzi doprowadzają mnie do szału, tak tutaj ludzie są jakby inni. Fajne knajpki, w niektórych muzyka na żywo. W ogóle mam wrażenie, że spokojnie mogłabym tam chodzić na piechotę przez tydzień i ciągle znajdować jakieś nowe ciekawe zakamarki, bo co i rusz trafiamy na jakieś wąskie uliczki. Jeździmy sobie po nich rowerami i o dziwo nikt się na nas nie złości Jedna z uliczek prowadzi nas nawet do knajpy z ogródkiem pod murami kościoła. Fajnie to wygląda! Nawet Maciek już się powoli zakochuje w Rydze
10.jpg
11.jpg
12.jpg
13.jpg

Trafiamy też na jakiś pro-ukraiński występ. Czy wspominałam już, że Litwa i Łotwa naprawdę nie kryją się z sympatią do Ukrainy? W Rydze w ogóle mam wrażenie, że wszędzie tam, gdzie normalnie wiszą flagi Łotwy, teraz obok nich powiewają niebiesko-żółte.
14.jpg

Jeszcze szybkie zakupy i spać. Maciek oznajmia, że w Rydze jest muzeum motoryzacji, o którym wie, bo jeszcze w czasach składania ruskich motocykli dowiedział się, że właśnie tam jest najlepiej na świecie całym odnowiony któryś tam z tych motocykli. Ok. Może być i muzeum motoryzacji Przed nami prawie w całe dni na zwiedzanie - jeden całkiem cały i drugi, który kończy się o 19 odjazdem autobusu.

Sprawdzam na mapie i wychodzi mi, że to muzeum to jest na drugim końcu miasta, ponad 12 km od namiotu. To może warto rozważyć autobus? Jest, chyba nawet bezpośredni. Tylko jedzie tak długo, że szybciej będziemy rowerami. A zatem na koń i w drogę!

Mijamy śliczne kamienice, zaliczamy Lidla, wbijamy w jakie opuszczone magazyny na szybkie zwiedzanko.
15.jpg
16.jpg
17.jpg
18.jpg
19.jpg
20.jpg
21.jpg
22.jpg
23.jpg

W końcu docieramy do celu i na wstępie proszę Panią w kasie czy możemy u nich naładować telefon, bo wprawdzie na kempingu zostawiliśmy je do ładowania w biurze, ale chyba na noc wyłączyli tam prąd... Później zrobiliśmy przerwę w zwiedzaniu, żeby podmienić telefony na kablu.

A zatem, drodzy Państwo, Muzeum Motoryzacji w Rydze. Nie jestem psychofanką motoryzacji, a i tak byliśmy tam chyba prawie 3 godziny i w sumie można byłoby posiedzieć jeszcze! Muzeum jest genialne. Bardzo ciekawe eksponaty z praktycznie każdej kategorii motoryzacji, do tego stare telefony, stare radia, tu sobie można pokręcić trybikami w silniku, tam obejrzeć "rekonstrukcję" starego warsztatu, gdzie jest tyyyyle cudnych rzeczy, że w ich natłoku łatwo przegapić faceta, który zagląda do środka przez okno W ogóle mnóstwo jest takich smaczków/żarcików. Jest na przykład autobus, do którego można wsiąść i wtedy zaczyna się wycieczka - w lusterku wstecznym widać wsiadającego kierowcę, który zerka na pasażerów i zaczyna do nas gadać, a z kolei ekran na przedniej szybie wyświetla podróż przez łotewskie wsie, nagle wyskakuje stado krów, kierowca ochrzania ich opiekuna. No naprawdę ładnie to wszystko zrobione.

24.jpg
25.jpg
26.jpg
27.jpg
28.jpg
29.jpg
30.jpg
31.jpg
33.jpg
36.jpg
37.jpg
38.jpg
39.jpg

Maciek natomiast zachwyca się kompletnością eksponatów. Co chwila słyszę "rany! oni mają nawet oryginalne te śrubki tu pod spodem! ale skąd oni je wzięli? przecież ich już nie da się dostać!"

Mają tam pojazdy bardzo malutkie.
32.jpg

Oraz pojazdy bardzo duże.
35.jpg

A cała wystawa pojazdów radzieckich jest oklejona o takimi napisami
34.jpg

No dobra, muzeum zwiedzone, telefony naładowane. No to wracamy do rzeki. Kolejny punkt programu to Targ Centralny, który znajduje się w budynku zrobionym z przeniesionych tu hangarów, w których Niemcy podczas I wojny światowej budowali sobie sterowce. Tanio nie jest, ale postanowiliśmy się skusić na kilak rodzajów wędzonych ryb, a w drugiej hali na jakąś bułę i piwo.
40.jpg

Upał jest konkretny, więc mijając architektoniczny koszmarek znajdujemy miejsce dogodne do chłodzenia się w rzece.
41.jpg
42.jpg

Odpoczęli, więc dalej - wieża telewizyjna. Też na wyspie, ale innej, niż kemping. Na tej z kolei oprócz wieży jest też tor dla 4x4.
43.jpg
Fajnie. Jest w centrum miasta, a jednocześnie nikomu nie przeszkadza
Wieżę można obejrzeć tylko z dołu niestety.
44.jpg

A więc dalej. Z miasta wystaje taki mniejszy Pałac Kultury. No to jedziemy.
45.jpg

Tam też udaje nam się przeżyć przygodę W budynku jest kilka wind, ale Pani na dole skierowała nas do jednej konkretnej i zabroniła jechać inną. Tymczasem jesteśmy na górze i chcemy zjechać na dół, winda strasznie długo nie przyjeżdża, ale za to za rogiem zauważam drugą. Za rogiem, w sensie w tym samym szybie windowym, ale drzwi do windy na prostopadłej ścianie. I ta winda tam jest, więc wsiadamy. Zjeżdżamy na dół i drzwi otwierają się w jakimś mrocznym archiwum Maciek chce skorzystać z sytuacji, ale ja jednak uznaję, że aresztowanie na urlopie, i to jeszcze w kraju, którego języka nie znamy, może nie być najlepszym pomysłem więc wracamy na górę, żeby przesiąść się do właściwiej windy.
46.jpg
47.jpg
48.jpg
49.jpg
50.jpg

Ach! no i z góry na jednym z podwórek wypatrzyłam jakiś dziwny obły kształt. Śmiałam się, że wygląda jak panda mała. Więc po powrocie na ziemię idziemy szukać wejścia na to podwórko. A tam, ku naszemu zdziwieniu, takie rzeczy:
51.jpg
52.jpg

Aż strach pomyśleć ilu takich cudów nie odnaleźliśmy!

Dobra, czas zmierzać powoli ku namiotowi, bo w sumie miło byłoby też trochę nie pedałować Hale targu wprawdzie zamknięte, ale na jego tyłach nadal działają stragany. Maciek kupuje sobie śliwki, ja natomiast dostaję ślinotoku na widok wiśni-szklanek. Pamiętam takie z dzieciństwa. I są dokładnie takie, jakie oczekiwałam - soczyste, jednocześnie słodkie i kwaśne. Idealne!
53.jpg
54.jpg

To jeszcze rybki na kolację. Te wyglądały super, ale były rozczarowujące.
55.jpg

Ostatniego dnia urlopu chcieliśmy jeszcze skoczyć na ryską plażę. Obsługa kempingu zgodziła się, żebyśmy zostawili u nich bagaże, bo to ponad 13 km w jedną stronę. W ogóle śmieszna jest ta droga - bo jedzie się przez miasto, potem kawałek pola, potem wieś, znowu pola, ale większe, potem znowu wieś, pola, jakieś większe miasteczko, pola, aż dociera się nad morze. Tylko że to wszystko dzieje się bez wyjeżdżania poza granice Rygi

A jak już dotarliśmy nad morze, to ja w życiu czegoś takiego nie widziałam. Morze było gładkie jak lustro. Jak się stało w wodzie i patrzyło przed siebie, to można było poczuć się jak w niebieskiej bańce - bo nie widać gdzie jest morze, a gdzie niebo. Coś wspaniałego!
56.jpg
57.jpg

I to już właściwie koniec naszej rowerowej przygody. Trochę jeszcze było nerwów przy autobusie, bo miejsc było na 3 rowery, a 2 już były zajęte. Te 2 wylądowały w luku bagażowym, a my na bagażniku. Uf. No to do domu. Podróż trwała jakieś 12 godzin i zaliczyliśmy po drodze burzę, ulewę, rozpogodzenie, a przed Warszawą cudne poranne mgły.
58.jpg
_-aska-_ jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem