Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10.01.2023, 10:57   #12
_-aska-_
 
_-aska-_'s Avatar


Zarejestrowany: Oct 2018
Miasto: Warszawa
Posty: 442
Motocykl: Yamaha Radian&WR250F
_-aska-_ jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 10 godz 52 min 14 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Emek Zobacz post
Bo to świetny kierunek. Ostatnimi laty jestem średnio 2 razy w roku. No i można jeździć praktycznie wszędzie poza parkami narodowymi i nikt się nie czepia bo to legalne. Jest droga to możesz jechać. We wrześniu polecieliśmy z chłopakami trasą wyznaczoną z partyzanta , palcem po mapie i TET się po prostu chowa.
Ja wprawdzie byłam dopiero 2 razy (no 3, ale pierwszy to było dawno temu i tylko kilka dni w Wilnie z dojazdem autobusem, więc tak nie do końca się liczy ), ale potwierdzam wszystko!

Jeszcze słów kilka o Windawie i będziemy pędzić dalej.
To bardzo ładne miasto. No, miasteczko bardziej. Jako największe miasto w okolicy może się poszczycić powierzchnią połowy Kielc oraz liczbą ludności stanowiącą jakieś 20% tego pięknego polskiego miasta. Ale za to mają bardzo dużo figur krów oraz całe mnóstwo pięknych domków - ceglanych, drewnianych, kolorowych, wszystkie piękne i nawet jeśli nikt w nich nie mieszka, to trawniki przystrzyżone.... W ogóle dużo budynków pustych, ale my akurat lubimy takie klimaty lekkiej zgnilizny, więc byliśmy zachwyceni. A jednocześnie przy głównych trasach widać, że nawet te puste budynki utrzymywane są w ładnym stanie, żeby było ładnie.

W ogóle do Windawy (czyli opcja minimum naszego urlopu) dotarliśmy już w sobotę 16 lipca i wiedzieliśmy już, że uda się osiągnąć wymarzony cel, czyli przylądek Kolka. Najbardziej w połowie drogi między tymi punktami był akurat darmowy kemping przy ujściu rzeki Irbe. Ja chciałam skorzystać z komercyjnego kempingu z wodą i w ogóle, ale do niego mieliśmy jakieś 20 km i Maciek wyraził stanowczy sprzeciw. I dobrze! Trochę było zamieszania z dojazdem do punktu, bo dojechaliśmy do kropki wskazanej przez Googla, ale był tam tylko las. Zresztą nie tylko my tam krążyliśmy szukając dojazdu, bo co chwila mijaliśmy się z ludźmi w kamperze, którzy nas wyprzedzali, potem my wychodziliśmy na prowadzenie, bo zamiast drogą łagodnie schodzącą serpentyną znieśliśmy rowery po zboczu górki, i znów oni nas musieli wyprzedzać. Między asfaltem a tymże kempingiem było sporo piachu, co nie pomaga w pedałowaniu, ale w końcu znaleźliśmy to, czego szukaliśmy. Gości było nawet sporo, tu jakiś namiot, tam kamper, przejechaliśmy więc na koniec terenu, stanęliśmy obok jednego ze stołów, skąd wprawdzie widać było obóz jakichś kamperowiczów, ale Maciek upadł na ławę i powiedział, że on dalej się już na pewno dziś nie ruszy. Ja poszłam zajrzeć kawałek dalej za drzewa, żeby zobaczyć morze i tonem nieznoszącym sprzeciwu zarządziłam, że sorry, ale jeszcze kawałek musi się ruszyć, gdyż może i wieje tak, że jest wielce możliwe, że w nocy zdmuchnie nas razem z namiotem do wody, ale miejscówki z takim widokiem możemy już nigdy nie trafić. I tak oto nasz namiot stanął na skraju mini-klifu z widokiem na ujście rzeki Irbe do Bałtyku.
83.jpg
84.jpg

Namiot stoi, a my na spacer.
85.jpg
87.jpg

Ta kropka na środku to Maciek idący sobie w wodzie do połowy łydki
91.jpg

W ogóle śmieszna sprawa z tymi rzekami na Łotwie, bo one mają kolor coca-coli i tam, gdzie wpływają do morza, zmieniają też jego kolor. Fajny efekt, na żywo dużo wyraźniejszy niż na zdjęciach.
86.jpg
88.jpg

A później wiatr ustał całkowicie i stało się to:
89.jpg
90.jpg

Muszę przyznać, że ten widok - mimo, że podziwiany w samotności, bo mój kompan stracił przytomność i nie dał się ocucić na podziwianie widoków - w pełni zrekompensował brak bieżącej wody (wiwat, mokre chusteczki!) oraz mocno traumatyzujące wychodki. Ale za to na terenie kempingu były zapewnione stoły z ławami, kosze na śmieci (puste, a nie że opróżniane raz w sezonie), miejsca na ognisko z przygotowanym opałem!, no i te straszne wychodki. Za. Darmo.
_-aska-_ jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem