Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17.09.2022, 22:34   #22
miotacztruskawek
 
miotacztruskawek's Avatar


Zarejestrowany: Dec 2018
Posty: 147
Przebieg: Rosnący
miotacztruskawek jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 dni 23 godz 57 min 7 s
Domyślnie

W Kemalye zaczyna się Karanlik Kanyon, czy tam Dark Kanyon. Mówiąc w skrócie zaczyna się malownicza droga w kanionie rzeki Eufrat, która chyba w większości biegnie w tunelu wykutym w skale .













Dalej kieruję się na północ. Na południu jednak za gorąco .

Co jakiś czas na górskich drogach trafiają się zawały. Samochodem bym nie próbował, ale motocyklem jest szansa. Ale jeszcze trafię na taki zawał który na długo zapamiętam



Patrząc się na ten dom zastanawiam się, czy chciałbym tam mieszkać i codziennie tam dojeżdżać



No ale kawałek humoru drogowego...
Dlaczego te "DWA" Całe osiemdziesiąt bym zrozumiał...



No ale gdzieś tam w tej Turcji jest pewna droga. Zaczyna się w Bayburcie i idzie na północ. Jej imię to D915. W zasadzie to klasyk. W dużej mierze to ona mnie inspirowała pod ten wyjazd.
Najpierw wspinam się na przełęcz.



A potem z górki na pazurki.
W dużym skrócie ściana skał po prawej, przepaść z lewej.





Zdjęć mało, filmów też... Lepsze ujęcia będą w filmie





Uradowany tym przejazdem zaglądam w mapy i jak to zazwyczaj bywa orientuje się, że w zasadzie to plan był na inny azymut, a D915 to jutro miała być. Ale o co bić pianę. Paliwo jest w zbiorniku, droga przez góry też. Na wieczór zajadę gdzie chciałem, a jutro pojadę tędy jeszcze raz .

I jak to w podróżach bywa, zazwyczaj takie akcje są najlepsze





Wdrapuję się w góry. Na jednym ze wniesień spotykam babkę z dziadkiem z pobliskiej wsi, którzy poszli na jej szczyt. Dziadek kiedyś pracował w Anglii i coś można z nim było pogadać... Mówią, że nisko nie jest

Nie pozostaje mi więc nic innego jak tłuc się po tych tureckich szutrach ponad poziomem chmur. Jak by mnie ktoś pytał, to nie warto







I w zasadzie mógłbym powiedzieć, że to creme de la creme . Ale spośród 60 tak przejechanych kilometrów 2km okazały się być....wyzwaniem. Ogólnie rzecz biorąc droga była, ale z powodu zawału była nie używana od pewnego czasu. Powoli bo powoli, ale się przeciskam. Miejscami muszę przestawiać kamulce i to całkiem spore.

Przewracam się tam dwa razy. Za pierwszym razem rogal przygniata mi lewą nogę. Jakoś się wydrapuje i podnoszę motocykl. On cały, ja też.
Kawałek dalej pod rogalem utyka mi prawa noga. Złamałem ją półtora roku temu. Tym razem nie mogę jej wyszarpać. Leżę tak przez chwilę, niby wygodnie, ale wolałbym w pionie. Opróżniam camelbaga i wpadam na nowy pomysł. Lewą nogą zaczynam napierać na podnóżek i dzięki temu jakoś wyszarpuję prawą nogę. Najpierw sam wracam do pionu, a po chwili motocykl. Znowu obaj cali.



Zjeżdżam do wioski na wieczór. Robi się ciemno, jestem na maxa zmęczony, więc dziś biorę hotel. Wszystkie nawigacje pokazują mi, że w tej miejscowości nic nie znajdę. Biorę paliwo i postanawiam przy okazji zapytać tam o "OTEL". Pracownik pokazuje mi pobliską ulicę; oczywiście tą najciemniejszą w mieście . Jadę więc i nic nie znajduję, poza kolejną ulicą, tym razem już oświetloną. Tam pokazują mi jakiś budynek z mnóstwem tabliczek. Okazuje się, że jest tam coś jakby internat. Kosztowało mnie to w przeliczeniu 39pln. Dziś śpię w czystej pościeli
miotacztruskawek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem