Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29.06.2022, 00:51   #124
dżony
 
dżony's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2013
Miasto: Złotów
Posty: 419
Motocykl: DR 650 SE
dżony jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 19 godz 5 min 54 s
Domyślnie

Faktycznie trochę czasu minęło od ostatniego odcinka. Jakoś wena odeszła a obecny rozwój sytuacji na wschodzie nie napawa optymizmem. Nie będę tu się rozpisywał o moich przemyśleniach na temat tego co się dzieje w ruskich głowach ale tego narodu wcale nie żałuję. Na wschodzie zawsze dostawaliśmy sporo pomocy od miejscowych jednakże przeplatało się to za każdym razem z ich wewnętrznym imperializmem, braku dumy narodowej to akurat nie można im zarzucić... Żałuję za to tych przestrzeni, krajobrazów, lasów i rzek, które pewnie na długo pozostaną dla nas Polaków niedostępne.

Dobrze, że Miotacz ruszył temat bo w końcu zabrałem się za pisanie. Niedobrze jednak bo zdradził co się działo dalej a miałem chęć pociągnąć jeszcze trochę ten bagienny dramat

Obudziliśmy się wyspani a co najważniejsze dobrze wygrzani. W nocy było aż za ciepło, piec hulał na całego. Za oknem pogoda podobna do dnia poprzedniego, temperatura koło 10 stopni i siąpi deszcz, do odjazdu zbieramy się przez to bez pośpiechu. Pijemy czaju, gramy jeszcze z małym Saszką w jakieś planszówki. Cudownym uczuciem jest ubierać gorące skarpety, całą noc wisiały koło pieca. To nic, że za chwile stopy włożymy w zalane błotem buty, chociaż przez chwilę będzie miło. Rozmawiam jeszcze przed odjazdem z babuszką o trasie do Kirowska.

We wsi jest drewniany mostek, taki zbudowany z patyków.



Pierwotnie trasa, którą wcześniej wynalazłem na mapach miała prowadzić właśnie przez niego i dalej na północ. Na szczęście z błędu wyprowadziła mnie nasza gospodyni. Jak powiedziałem, że chcemy tamtędy jechać to złapała się za głowę. Tamta trasa z jej opowiadań zapowiadała się nieprzejezdna, na pewno zbliżona do tego co przejechaliśmy wczoraj. Tłumaczy mi alternatywną drogę, którą obecnie używają mieszkańcy. Będą rozlewiska i rzeki ale na większości są zbudowane mostki więc powinniśmy przejechać. Słuchamy porad miejscowej i jakoś wcale nie mamy chęci próbować sił na trasie „hard”.





Tak jak wspomniał Miotacz mój napęd powoli się kończył. W sumie to skończył się już kilka dni temu ale nie mówiłem o tym chłopakom żeby nie wprowadzać nerwowej atmosfery. Zawsze przed wyjazdem przygotowuję motocykl i tak było też tym razem. Nowy zestaw leżał na półce a ja mądry stwierdziłem, że przecież objadę trasę jeszcze na starym... Wyjeżdżając popełniłem dwa błędy – zabrałem tylko letnie rękawiczki licząc, że będzie super pogoda bo przecież jedziemy w lipcu no i ten nieszczęsny napęd... Ostatecznie jednak okazał się to szczęśliwy zbieg okoliczności



Poprzedniego dnia na błotnistych odcinkach musiałem się bardzo ostrożnie obchodzić z gazem bo każde odkręcenie manetki wywoływało okropne dźwięki dobiegające z okolic zębatek i łańcucha. Przednia zębatka jako tako ale tylne zęby zjechane sporo ale co najgorsze zaczęły pękać rolki na łańcuchu. Odjeżdżając od babuszki musieliśmy trochę zmienić plany i zamiast ruszyć w Chibiny trzeba było cisnąć prosto do Murmańska licząc, że znajdziemy tam jakiś sklep z częściami.



Początek drogi od wioski był całkiem dobry. Droga twarda, w miarę sucho, na rzekach mostki w dobrym stanie.





Co jakiś czas na drodze pojawiały się rozlewiska sporych rozmiarów, udawało się nam je zazwyczaj objechać lasem. Kilka z nich widzieliśmy jak akurat forsuje jakieś auto 4x4 i na środku było naprawdę głęboko.







Droga zajęła nam kilka godzin, obyło się już bez większych problemów. Nasilał się jednak deszcz, padało już całkiem mocno, do tego temperatura mocno osłabiała nasze morale.

Gdy wyjechaliśmy z lasu trafiliśmy na opuszczone lotnisko w okolicy miejscowości Oktyabrsky.



Dalej już było całkiem niedaleko cywilizacji. Jak pojawił się asfalt poczułem sporą ulgę. Stan napędu nie napawał jednak optymizmem i musieliśmy ustalić co robimy dalej. Jednogłośnie decydujemy, że już asfaltem ciśniemy prosto do Murmańska i tam spróbujemy ogarnąć części. Po głowach chodzi też jakiś ciepły nocleg aby wysuszyć dobrze rzeczy i wyprać błoto se skarpet. Jazda federalką w ulewie nie była miłym przeżyciem ale zaciskamy zęby, do Murmańska zostało jeszcze 250km... Po drodze zatrzymujemy się w przydrożnym barze z misiem.



Łapiemy tam wifi i szukamy sklepu z częściami. W rozmowie z barmanem okazuje się, że sklep motocyklowy i mechanik są w jednym miejscu. To miejsce jest też siedzibą lokalnego klubu motocyklowego – uderzamy prosto do nich.



Sklep okazuje bardzo dobrze wyposażony ale nie ma się co dziwić bo to jedyne takie miejsce w okolicy, następny jest 1300km stąd, w Petersburgu... Oczywiście zębatek do DR nie ma, łańcucha też nie. Mogą ściągnąć ale będą za kilka dni – średnio nam pasuje ta opcja. Biorę awaryjną flaszkę prezentową, którą wiozę na czarną godzinę i ruszam do mechanika, który ma warsztat zaraz obok. Sprzętów w hali ma całe mnóstwo, od cruiserów przez supersporty po enduraki. Na złość jednak nic co by pasowało do mojego motocykla. Zębatek nie uda mi się znaleźć na pewno ale Andrej mówi, żebym przejrzał jeszcze złom bo tam powinny być jakieś łańcuchy. No i jest, nówka złoty DID wygląda jak by przejechał może z 100km i faktycznie tak jest. Andrej mówi, że ma tu takich kilku klientów co raz w roku oddają motocykle na serwis do zmiany wszystkiego – niezależnie czy zrobił 5000 czy 100km. Na moje szczęście wystarczy skrócić owy łańcuch o kilka ogniw i gotowe. Mam zapinkę więc po pół godziny DR dumnie stoi obłocony z zajechanymi zębatkami i świecącym, złotym łańcuchem



Do szczęśliwego zakończenia dnia brakuje jeszcze tylko miejsca do spania. Chłopaki z klubu motocyklowego nagrywają jakiś hostel. W międzyczasie kiedy zmieniałem łańcuch Gregori z Miotaczem pojechali na rekonesans. Hostel faktycznie jest ale okolica średnia i motocykle musiałby by stać na dworze przed budynkiem. Kombinujemy co tu zrobić aż zapala się lampka. Wiemy, że w mieście jest katolicka parafia i podobno nawet proboszczem jest Polak. Jedziemy sprawdzić może przyjmą pielgrzymów z Polski. Parafia faktycznie jest ale proboszczem nie jest Polak a Rosjanin. Polak był ale kilka kadencji temu, teraz służy gdzieś w Afryce. Mimo to udaje nam się nawiązać kontakt. Plebania ogromna, urzęduje w niej tylko proboszcz więc do dyspozycji dostajemy cały parter. Mamy salę do spania, kuchnię i łazienkę, motocykle w garażu – cudownie. Wifi nawet jest, ale łapie tylko pod krzyżem...



Kolejny raz nie wiem już zresztą który dopisuje nam ogromne szczęście. Suszymy gacie, gotujemy kolację i zaczynamy zastanawiać się co dalej. W planach jest objazd półwyspu na tyle ile da się dojechać drogami. Chcemy zaliczyć Teriberkę, półwysep Rybaczyj, Zapolarnyj i najgłębszą dziurę w ziemi czyli odwiert SG-3. Problemem okazuje się jednak czas, nie damy rady objechać wszystkiego – zabraknie nam dni. I do tego ten mój nieszczęsny napęd. Mimo nowego łańcucha stan zębatek się nie poprawił a muszę na tym zestawie jeszcze wrócić do domu. Po kolejnej butelce gdzie już pozornie wszystkie pomysły zostały wyczerpane Gregori rzuca hasło – wynajmijmy sobie auto! Taaa... wynajmij se auto w Murmańsku... jakoś temat ucichł ale ziarenko zostało zasiane i chyba każdy z nas przed spaniem sprawdził czy w Murmańsku jest wypożyczalnia aut. JEST

Miotacz zdradził co nastąpiło kolejnego dnia ale w szczegółach będzie o tym w kolejnym odcinku. Na ten moment ruchome obrazy podsumowujące etap Umba – Kirowsk.

https://drive.google.com/file/d/1zR_...ew?usp=sharing
dżony jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem