Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28.02.2022, 19:10   #415
ATomek
 
ATomek's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Garwolin
Posty: 1,566
Motocykl: RD07A
Galeria: Zdjęcia
ATomek jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 miesiące 1 tydzień 10 godz 13 min 48 s
Domyślnie

Tym razem rocznicę tragedii polskiej wsi Huta Pieniacka przesłoniła inna wojenna tragedia.
Nie wspominkowe, ale realne działania mające przywrócić jedność Ruskiego Mira.

Jak co rok motocykle przygotowane, troki powiązane ale teraz pojawiło się wyczekiwanie.
Wiadomości o wojnie gdzieś tam, daleko na wschodzie, przetrzebiły część ekipy. Kilkudniowa analiza faktów nie pozostawiała złudzeń- będzie inaczej niż w 2014. Na dzień przed planowanym wyjazdem zostaliśmy we dwóch. Mieliśmy świadomość stanu wojennego i zakazu przemieszczania, godziny policyjnej, braków paliwa i ogólnego ryzyka łatki szpiega lub dywersanta, ale przeważyły wiadomości o wojennych działaniach w nieodległych Brodach, wokół bazy śmigłowcowej. Mój współtowarzysz może mieć mi za złe decyzję, ale tak mówiąc w skrócie uznałem, że wojna to sprawa, którą należy traktować poważnie. Decyzją z ostatniej chwili nie pojechaliśmy.


hp.jpg


Jak co rok 28 lutego w historycznym kalendarzu zaznaczam krwawą pacyfikację Huty Pieniackiej.
Mimo, że to nie jest czas na podcinanie skrzydeł dzisiejszym bohaterskim Ukraińcom, to z kronikarskiego obowiązku i głosu serca przypominam ten dzień wybranymi słowami w stylu pieśni dziadowskiej Zbigniewa Maurycego Kowalskiego „Potwór w ludzkiej powłoce”. Skromne wydanie poematu otrzymałem wraz z podpisem od Pana Franciszka Bąkowskiego, jednego z ostatnich świadków spośród mieszkańców wsi Huta Pieniacka.



„Ocean ognia pokrył szkwałem niebo
pochodnią byt kończyło liczne na wsi drzewo,
wycie psów głodnych krów ryczenie głuszyło,
krzyk spopielanych wprawiał fale dymu w drżenie,
a płaczący w pochodzie bagnetami kłuci
padali, a niejeden z nich po wsze czasy ucichł.
Serca przy tym pędzonym bólem wciąż krwawiły,
gdyż nie tylko bliskich, a wszystko traciły.
Przez kulturę turańską, przez umysły chore,
los wsi przypominał Sodomę-Gomorę.

A Wanda Kobylańska choć od razów mdlała,
trzeźwiono ją wołaniem: wże Polszcza propała!
I dalej powtarzano bandycki exodus:
z kościoła niedobitków pognano do stodół
a kiedy je dokładnie ludźmi zapełniono
po krótkiej chwili w swądzie z krzykiem płonął.
Czasami z ognia wyskoczy człowiek się palący,
czasami jakieś zwierzę na grzbiecie się tlące,
a niekiedy gołębie, wzbiwszy się nad dymy
krążyły nad domami, patrząc w ich ruiny.

Po wiosce się krzątali, myszkując rizuni.
to jeden topił kosę w otrzewnej babuni,
to inny znajomemu oczy wydłubywał,
inny nogi mężczyzny z butów ociosywał,
lub języka pozbawiał zza łąki sąsiada,
inny gwałcąc dziewczynę dobrze się zabawiał:
z animuszem, wesoło i do tego głośno,
nim jej „brzytwą zdobyczną” młode piersi odciął…
Ale jednak przeważał powszechny rabunek,
co tylko miało wartość, chociażby pakunek,
zaczęło się powszechne chudoby zbieranie…

Gdzieś tam ktoś jeszcze znalazł w ukryciu kobietę,
to znowu dzieciak krzyczał wbity na sztachetę…
Aż tu Szczerbatyj z okrucieństwa znany
woła: Palić, by nie został na kamieniu kamyk!
Strzelały więc co chwila fajerwerki świeże,
co wzniecały je UPA i SS „rycerze”
To wszystko, co się działo obserwował świadek.
Znalazł się tam z wyboru idąc genów śladem,
miał bowiem w hucie Babcię, a widząc pożogę
biegł przez śniegi po polach, mając za nic drogę.

Jednak kiedy przybył, zobaczył wyraźnie,
iż rzeczywistość przerasta ludzką wyobraźnię;
oglądał zatem piekło nie do opisania
choć dym z łez potokiem oczy mu przesłaniał.
Zapisał wszystko w sercu, rzeczy niepojęte
miłość do wsi dziadków była atramentem.
Dogasał dzień zagłady warowni Podola,
niebo nad nią zczerniało dymem niczem smoła,
a swąd pogorzeliska i spalonych ludzi
nawet krztyny refleksji w oprawcach nie budził.
Chodzili wśród zabitych, patrząc w sos ofiarny,
droga była krwista, śnieg od sadzy czarny,
słońce nad horyzontem jakby krwią zbroczone
przebijało się czasem przez dymu zasłonę
lub niekiedy spojrzawszy w wioski otoczenie
wtaczało się złowieszczo w rozległe płomienie…

Po zakończeniu akcji w pożodze i w dymach
leciało donośne: Szcze ne wmerła Ukraina!!!
Gdy po rzezi wracano przez wioskę Pieniaki
to w niej łuk tryumfalny powitał siepaczy.
Ludność zaś ukraińska wraz z zachwytu wrzawą
oprawcom polskich dzieci biła gromkie brawo.
Tłum ustawił się w rzędach w śniegu przy gościńcu,
ciesząc się krwawą rzezią Podola „czużyńców”.
Fetowano zwycięstwo nad bezbronnym wrogiem,
co prawo do tej ziemi przypisywał sobie.
A gdy noc zapadła, mróz popioły studził,
z tysiącletnią historią poszło tysiąc ludzi.

Noc nakryła wieś- pogorzelisko.
Zycie w scenach dantejskich z niej płomieniem wyszło
zostawiając ciszę razem z zabitymi.
Niosło skargę do Stwórcy, ciągnąc z sobą dymy.
Niekiedy gdzieś zawyło psisko zostawione
lub strzelały iskrami krokwie popalone.
Spopielały lamenty, z krwią spłynęły słowa,
a żegnała to wszystko, hucząc z wieży sowa.
Głos jej lecąc nad zgliszczami o komin zahaczył,
kościół gościł ptaka, kiedy wiernych stracił.
Ustał puls życia wioski zdziczeniem zakłuty,
ale duchy wracały do Pieniackiej Huty.”
ATomek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem