Pamiętam, jak jakąś baaaardzo stromą uliczką wdrapaliśmy się na rynek, gdzie GPS pokazywał Hotel Sierra Tejeda.
No fajnie, ryneczek - kwintesencja hiszpańskiej prowincji, na środku placyku stoliki, babcie i dziadki na piwku, dzieci biegają, słońce świeci, pięknie jest, tylko gdzie ten hotel?
Stoimy, patrzymy, no zero napisów.
W końcu nie ma wyjścia, pytamy 'Hotel Sierra Tejeda"? Pamiętając na szczęście, że "j" wymawia się "h".
Pan się jakoś dziwnie patrzy.
Staliśmy pod samymi drzwiami