Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18.02.2021, 23:09   #52
CeloFan
 
CeloFan's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
CeloFan jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 16 godz 51 min 5 s
Domyślnie




11 dzień. 30 kwietnia.
Turcja - Trabzon


10 km pieszo.

Włóczęgostwo





Tego dnia przemaszerowaliśmy ulicami Trabzon niespełna 10 kilometrów. Pełni nadziei na egzotykę bazaru, szukaliśmy miejsc starych i z przeszłością. Tutejszy bazar to jednak w większości chińskie, bezduszne produkty. Mimo to Młodszy znalazł jednak coś dla siebie











Znów natknąłem się na ten sam ostatni ptasi konwój.





Chodziliśmy po pustych uliczkach i zatłoczonych. Trafiliśmy raz na zabudowę mieszkalną. Takie blokowisko.
Na jednym ze skwerów młodszy próbował coś zarobić.



















Podglądaliśmy też, jak prawidłowo robi się selfi. Te nowoczesne smartfony potrafią naprawdę wiele poprawić.













Wyciągnąłem z bankomatu resztę potrzebnej gotówki i wymieniłem na Dolary. Teraz już naprawdę mam tę sprawę z głowy.
Przy okazji szukaliśmy miejsca, gdzie mógłbym skopiować swoje karty pamięci, ale z mizernym skutkiem.


Kolacja
Po długim marszu uliczkami miasta, po raz kolejny dopadł nas głód.
– Chodźmy do tego poczciwca, co nas tak uprzejmie zapraszał. Nie wyglądał na krezusa, a w środku zawsze ktoś siedział. Ktoś miejscowy. Oni wiedzą, gdzie jest dobre jedzenie – Proponuję.

Miły staruszek wciąż w drzwiach, jakby czekał na nas. Łagodny uśmiech zawitał na porysowanej zmarszczkami twarzy. Usłużnie odsunął się, wpuszczając nas do środka.
Przekroczyliśmy próg, a ten od razu pokazuje nam sam koniec pomieszczenia. Na końcu jest kuchnia a w niej, jak to bywa, kucharz. Zdaje się, że to syn siwiutkiego właściciela.
Jesteśmy w kulinarnym potrzasku. Na wielkiej płycie cztery gary i kuweta. Za nimi, tuż przy lekko ochlapanym tłuszczem lustrze, zaschnięte resztki tego, co kiedyś wypadło z gotujących się potraw. Myślę, że dopiero datowanie radiowęglowe mogłoby w przybliżeniu określić wiek tych resztek. Na oko wygląda, jakby można by tu odnaleźć część pierwszego posiłku założycieli miasta.
W jednym aluminiowym garze coś jak zupa tylko oddzielona od atmosfery grubą warstwą oleju. W drugim garze ryż. Ryż jest przeważnie dwukolorowy i pozlepiany w grudy. Prawie białego jest więcej. Ten żółtawy z brązowym odcieniem gdzieniegdzie szkli się, jakby stary był i zeschnięty. Jest też trochę szklisto-szarego na brzegach. W kuwecie mieszanina czegoś podobnego nieco do gulaszu. Mięso, kartofle, warzywa. Nie ma co uprzedzać się niepotrzebnie, bo jakieś resztki jedzenia przy lustrze. W końcu z lustra jeść nie będziemy. Bierzemy.





Sam kucharz odprowadza zagranicznych gości do stolika. Za chwilę lądują na nim szklanki, miska, przyprawy. Właściciel, mocno kulejąc, bo okazuje się, że jedna nogę ma dużo krótszą, niesie w dłoniach pieczywo. Pieczywo przejęte przez kucharza, ląduje na stole. Bardzo lubię takie bułki. Kiedy są świeże, ciepłe jeszcze i pachnące piekarnią, można je jeść bez końca. Te jednak już swoje przeszły. Chrupią, nawet kiedy łamie się ich miąższ. Trochę pachną wilgocią, mimo, że suche.



Mamy tez i ryż. Chyba szczęście nas nie opuszcza, bo większość jest z grudy prawie białego. Jeszcze tylko Młody musi wyjąć kłak spomiędzy ziaren i możemy zajadać. Wszak talerze z daniami głównymi przyszły pierwsze.



A nie. Jeszcze sztućce.



Ryż niezbyt podoba się podniebieniu. Zyskuje na smaku dopiero po pierwszej łyżce tego co w talerzu. Dlaczego? Woń baraniego mięsa z nutą słodyczy początków rozkładu białka zwierzęcego i kwaskowaty posmak skiśniętej zupy zaskakuje. Tworzą razem bukiet bardzo intensywny i przywodzą na myśl wszystkie klęski kulinarne świata.
Maszyna stop. Ja tylko w ustach trzymam i to przez chwilę. Młodszy, jak pelikan przełknął niechcący. Jednak mimo ryżu… Z przerażeniem zauważam, że młodszy purpury nabiera, powietrza mu brakuje i ogólnie zachowuje się jakby środki odkrztuśne brał w nadmiarze. Tyle dobrego, że zdążył chusteczek nabrać, bo… A zresztą. Niech to zostanie tam skąd pochodzi







Po gruntownym przebadaniu łyżką szalonej potrawy, okazało się, że to wcale nie mięso, tylko coś jak tchawice pocięte, może jelita albo inne jeszcze nierozpoznawalne podroby. Cóż. Widać nie dla każdego miejscowa kuchnia jest wystarczająco dobra.
Właściciel przywołany w sprawie rachunku, widząc że nam nie idzie, ów rachunek wystawił tak srogi, że w zasadzie mogłem przymusić Młodszego do zjedzenia obu dań Uśmiech zniknął z twarzy starca a jego postawa zmieniła się diametralnie tuż po tym jak wydał resztę.
Bilans zero. Głodni przyszliśmy, głodni wychodzimy.
Po drodze do otelu natknęliśmy się na cukiernię. Cukiernia wynagrodziła z nawiązką i męstwo Młodszego i moje poświęcenie. Baklawa, baklawa i jeszcze raz baklawa. No i jeszcze lody.











Lubię Tabriz. Tu za każdym razem coś ciekawego się dzieje.

Mapy.





CF
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie.
https://www.facebook.com/CFact1/

Ostatnio edytowane przez CeloFan : 19.02.2021 o 11:16
CeloFan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem