Podejrzewam, że dwa obszerne dość posty od A do N przeczyta niewielu.
I tu akurat nie czuję bólu.
Na ten opis wpadłem przypadkowo - podany był wykaz lektur. Wszystkie przedwojenne... Tak mnie ten opis zaintrygował, że polazłem do biblioteki UG i sięgnąłem po gagatka. Interesowały mnie Podróże po Azji Środkowej wyd. z 1958. Na służbie rosyjskiej i chyba opowiadania myśliwskie.
Co ciekawe nie zainteresowała mnie wyrypa, której śladami pojechaliśmy w 2018-stym ale "zdobycie" Kandżutu.
Wszystko to miało miejsce w 2008-ym.
Z tej literatury dowiedziałem się, że częściowo śmigałem po szlakach naszego wielkiego podróżnika. To było ekscytujące.
Potem już było z górki. Planowanie na papierze wyrypy śladem Grąbczewskiego, oczywista do Kandżutu.
Wtedy poznałem Bartka Tofela. Napisał do mnie po mojej afgańskiej wyrypie (2008), że chciałby tereny korytarza po afgańskiej mańce spenetrować i co ja wiem na ten temat?
No to mu odpisałem, że... nie widzę problemu. Można wjechać do Afganu przez przejśćie graniczne w Iszkaszim i jeżeli nie własnym autem, to w ogóle nie ma przeszkód.
Bartek wybrał inny wariant. Do Afganistanu poleciał samolotem z Iranu.
Wylądował w Kabulu i przeżył kawał fantastycznej przygody. Słał mi z niej relację "on line" i było to naprawdę coś pięknego. Kupił w Eszkaszem... osła.
I na tym ośle wyprawił się do Sarhad, najdalej na wschód wysuniętej wiochy w Afganie). To znaczy nie na tym ośle ale na... drugim. Bo ten pierwszy okazał się chora lipą. Relacja Bartka generalnie wymiata wszystko
![Smile](images/smilies/smile.gif)
Nie powiem... Mógłbym ją wymyśleć ale nie było takiej potrzeby
![Smile](images/smilies/smile.gif)
To się po prostu działo.
Dość powiedzieć, że rok później wspólnie obmyśliliśmy transport i logistykę alpinistycznej, pierwszej od 32 lat, narodowej wyrypy w afgański Hindukusz.
Zdarza mi się od czasu do czasu spotykać na drodze ciekawych ludzi...