Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17.08.2020, 22:34   #33
sluza
 
sluza's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Bialystok I Akalice
Posty: 1,707
Motocykl: AT RD07a; XR600R
sluza jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 1 tydzień 4 dni 19 godz 44 min 28 s
Domyślnie Dzień 8, 9...

Dzień 8, 9…
Kolejny dzień w Kątach Rybackich wykorzystujemy na plażowanie. Port jest zlokalizowany w taki sposób, że idąc z niego na wprost w kierunku Zatoki Gdańskiej wychodzimy na całkiem przyjemny kawałek plaży, wolnej od parawaningu, gdzie każdy może znaleźć przestrzeń dla siebie i spokojnie sobie odkaszlnąć w razie potrzeby.

plaża 3.jpg

Ciekawostka: przed pójściem na plażę nawiedziliśmy sklep spożywczy celem nabycia piwa. Wziąłem Rycerskie, jakieś takie rzemieślnicze, cena 11 zł. Pytam kobietę za ladą czy z ceną jest wszystko ok, a ona ze swadą odpowiada, że to takie piwo, które turyści przed powrotem do domów wykupują dziesiątkami, takie dobre. No i dobre, ale po plaży poszliśmy do knajpy po drugiej stronie ulicy, tuż przy porcie, i to samo piwo tam było za 9 zł. I zjedliśmy flądrę smażoną, palce lizać.

Następnego dnia zaplanowaliśmy sobie, że przed wypłynięciem, skoro świt udamy się zakupić ryb wędzonych do wędzarni przy porcie. Wstajemy z żoną z pełnymi pęcherzami i samowtór wygrzebujemy się z łódki do sanitariatów. Rozpinamy ściany boczne kabiny, z zapluszczonymi ślepiami stawiamy pierwsze kroki na pomost, a tu widzę, że na przysłowiowej pełnej piździe do basenu portowego kuter rybacki wholowuje jakiegoś hausbota. Kuter robi sobie drift, a hausbot sunie wprost na biedne Calipso zacumowane przy samej główce pomostu. Na dziobie tegoż hausbota stoi facet na szeroko rozstawionych nogach, jak jakiś pirat z założonymi rękami, i tonem szatniarza z "Misia" głośno oznajmia: „Nie mam sterowności”... i co pan mi zrobi. Rozbudziłem się w nanosekundę, wskoczyłem jak puma na y-bom przy burcie i jakąś nieziemską siłą odbiłem jego dziób zmieniając jego kierunek. Potem jak się nad tym zastanawiałem, skąd taka moc we mnie, doszedłem do wniosku, że musiał mi pomóc ten kuter podciągając mu dziób holem w ostatnim momencie. Z taką prędkością i masą jak nic by się przebił do naszej mesy. Może nawet razem ze mną.
Żonę zaczepia starsza pani, odpowiedzialna za opiekę nad sanitariatami, i pyta z troską i podziwem, ale mając nas trochę chyba za niespełna rozumu, czy my przysposobiliśmy te wszystkie dzieci. Nie wiem czy odpowiedź ją zadowoliła czy rozczarowała…
Po ryby wędzone stoimy w dłuuuuuugiej kolejce. Pani przed nami nie może się nachwalić jakie pyszne są tu one. Z lekkim niepokojem obserwuję jak osoby wychodzące przed nami z tej wędzarni wynoszą wielkie, wypełnione do pełna torby.

kolejaka.jpg

Jak tak dalej będzie, to nic nam nie zostanie. Stale dymiąca obok wędzarka daje jednak jakąś nadzieję.

wędzarka.jpg

Kupiliśmy łososia, pstrąga, halibuta i makrelę z wędzonych, śledzia w śmietanie i tatara z łososia. Nie potrafię powiedzieć co było najsmaczniejsze, bo każde w swej kategorii wymiatało.

Łosoś.jpg

Wychodzimy w końcu z portu przy pięknej pogodzie. Obiecuję dziewczynom, że rzucę kotwicę i pokąpiemy się na środku Zalewu Wiślanego. Woda spokojna, ale ciągle są widoczne wodorosty, które po jakimś czasie znikają, ale woda wygląda jak chia zawieszona w mleku, tylko zielona i w wodzie. Naprawdę nie wygląda to dobrze. Po zanurzeniu ręki wyjmujemy ją w zielone kropki. Trochę lawirowania, żeby ominąć płycizny i za znakiem bezpiecznej wody wpadamy w rozkołys. Krótka, wredna fala, wysokości około 0,5 metra, ale niestety nie w dziób, tylko w burtę, prostopadle do naszego kursu. Bujamy się jak na asynchromicznej huśtawce.



Dopiero po kilku kilometrach wpływamy na w miarę czyste wody, choć i tak wyglądała jak krem z brokuła, i rzucamy kotwicę.

kąpiel w zalewie.jpg

kąpiel w zalewie 3.jpg

W miarę naszego postoju rośnie siła wiatru, który spycha nas około 0,5 km w kierunku brzegu. Ruszamy po kąpieli i ciągiem pruję ile się da na Kanał Elbląski, bo już naprawdę flaki w bebechach wywraca.


wejśce na kanał.jpg

wejście na kanał 2.jpg

Na drodze do Elbląga jedna przeszkoda w postaci mostu pontonowego w Nowakowie. Cumujemy przy kładkach i cierpliwie czekamy na godzinę otwarcia.

Nowakowo.jpg

W Elblągu stajemy tym razem nie przy nabrzeżu miejskim, ale w przystani ośrodka sportów wodnych Fala. Wydaję polecenie wzięcia prysznica z umyciem głów całej załodze. Koniec wersalu. Następne dni to spanie i sranie po krzakach.
A, i jeszcze chyba piłem jedno z najlepszych piw jakie piłem….

Piwo.jpg
sluza jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem