Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29.04.2020, 23:09   #85
sambor1965
 
sambor1965's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,667
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
sambor1965 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 3 godz 34 min 29 s
Domyślnie

Za bramą do Pakistanu, a może raczej bramą z Chin skręcam na lewo. Pieprzeni Brytole – left is right, right is wrong. Co roku ktoś nieprzytomny się myli na wyjeździe i jedzie po naszemu. Z chatki wychodzi dwóch uśmiechniętych wąsaczy w mundurach, zagląda w paszport i pozwala jechać. Na przełęczy jest jeszcze kilkudziesięciu miejscowych turystów, dla których jestem atrakcją godną selfiaczka.

To wielki kraj, szósty pod względem ludności na świecie. Klasy średniej zainteresowanej turystyką to tutaj pewnie z jeden procent, ale to aż 2 miliony ludzi. Do Indii nie mogą, bo ie dostają wizy (i vice versa). Do szyickiego Iranu sunnitom jakoś nie bardzo, do Afganistanu takoż, a Chiny, wiadomo - odpadająâ€Ś Zostają im góry. Byłem przez kilka następnych dni zdziwiony popularnością wewnątrzpakistańskiej turystyki. Całkiem przygotowana do tego jest baza hotelowa.

Robi się ciemno już, za mną zamajaczyły mi światła Zanasa, znaczy dojechał do granicy. Czas na mnie. Na dole, w Sost czeka reszta ekipy, a przede wszystkim celnicy, którym muszę wytłumaczyć zawiłości Zanasowego karnetu. Przy całym tym zamieszaniu z wizami przekonanie pakistańskich celników o tym, że powinni przepuścić gościa na kopii karnetu powinno być już bułką z masłem.

Prawdę mówiąc nie widziałem tej drogi, bardziej ją sobie wyobrażałem niż widziałem. Coś tam majaczyło w światłach beemkI. Garmin pokazywał malejącą wciąż wysokość, a motocykl informował o rosnącej temperaturze otoczenia. Na górze było +7, na dole +33 stopnie. Ciepło jak na dziesiątą w nocy. Po drodze jakieś dwa posterunki, szybko, przyjemnie i z uśmiechem, cóż za różnica w porównaniu z tym co byo po drugiej stronie granicy. I w dodatku wszyscy mówią po angielsku. Tu granica jest wyraźna bardzo, inne jest wszystko, a najbardziej ludzie. Pakistańczycy różnią się od Chińczyków bardziej niż ruch lewostronny od prawostronnego.

Oczywiście każdy ma stereotypy - ja też. Te moje związane z Pakistanem były niepokojące - w pamięci wciąż była egzekucja polskiego inżyniera i zamordowanie wspinaczy na Nanga Parbat. Poza tym Al Kaida, talibowie i zagrożenie. Urząd celny wygląda jakby Brytyjczycy wyjechali stąd wczoraj. No, ale są też jakieś komputery, urzędnicy schodzą się z domów, by mnie odprawić, idzie sprawnie z uśmiechem i Welcome to Pakistan!
Moje wyjaśnienia dotyczące karnetu Zanasa przyjmują z pełną wiarą i stemplują kopię karnetu i jesteśmy w Pakistanie. W ekipie radość jest duża, bo nikt nie wierzył, że uda się załatwić wizę i że wszyscy razem się spotkamy. Jest też dwóch Paków, których wynająłem żeby nam pomogli ogarnąć grupę. Biorę od ludzi pieniądze za to, że jadą ze mną i obiecałem sobie, że nie wezmę nigdy klientów na trasę, której nie jechałem.

Żeby dostać wizę do Paku potrzebny jest Letter of Invitation, poprosiłem firmę, która to wystawiała o dwóch gości co nas przeciągną przez Pakistan jako przewodnicy. Nie obawiam się drogi, raczej tego, że przejadę tuż obok czegoś co jest wartościowe czy niepomijalne. Naczytałem się dość o naszej trasie, ale wiem, że są niuanse… Śpimy w jakimś motelu, kolacja była zdecydowanie znajoma. Taka oczywiście hinduska, a nie chińska. Sha, który będzie nam towarzyszył w podróży przez Pakistan okazuje się bardzo pomocny. Tylko jego motocykl wygląda trochę dziwnie przy tych beemkach. A może zresztą tylko ta nasza kawalkada przerośniętych motocykli wyglądają dziwnie przy tych wszystkich pakistańskich motkach?


Kiedy w 2009 roku pojechaliśmy z Izim i Miro do Afganistanu spotkałem Muhabbata i jego brata Shafraza. Pomogli nam w Wakhanie bardzo, również w kolejnych latach. Pracowali w międzynarodowych fundacjach, ale obaj pochodzili z Pakistanu. Z nieodległej wprawdzie doliny, ale do której legalnie podróżuje się w bardzo skomplikowany sposób. My byliśmy zachwyceni Wakhanem, a oni się z tego śmiali i mówili, że najładniej jest za górami, właśnie w ich dolinie Chapursan. Zapraszali, a my oczywiście zapewnialiśmy, że przyjedziemy. Izi zinął rok później, a i Shafraz, który obiecywał pokazać mi tę dolinę również nie żyje. Już nie musimy się spieszyć, mamy za sobą Chiny, które wymagają precyzyjnego określenia wjazdu i wyjazdu. Teraz trzyma nas tylko termin wylotu z Indii. Mamy czas na Chapursan.


Nie znam drogi, ani nie zna jej Sha. Jest w końcu szuter i mogę przypatrzyć się jak goście sobie radzą w terenie. Droga nie jest bardzo trudna, ale jest trochę rzeczek i naprawdę imponujące półki skalne. Dolina jest bardzo obiecująca, ale nie na te nasze mastodonty. Po kilkudziesięciu kilometrach napatrzyłem się dość. Wiem, co kto potrafi i wiem, że chcę tu wrócić na lżejszym motocyklu.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację.
sambor1965 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem