Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28.03.2020, 09:30   #27
zz44
 
zz44's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2015
Posty: 297
Motocykl: nie mam AT jeszcze
zz44 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 2 dni 5 godz 23 min 4 s
Domyślnie

Dzień wrażeń i sporo zdjęć, chyba dam na dwa razy bo wczoraj coś mi się posypało.

Rano śniadanko bardzo dobre, pełna kultura, kawa do kubka termicznego.
Dopiero tutaj pierwszy raz sprawdzam kontrolnie olej i…mało. Już poniżej minimum. Dolewam ale daje mi to do myślenia. To że silnik bierze to jedno, ale na postoju widać, że kapie też spod pokrywy zaworów.
Wyjeżdżamy z opóźnieniem.

hotel.JPG

Gdzieś tutaj przejeżdżamy granicę Sahary Zachodniej. Dla kogoś niezorientowanego jest to po prostu kolejny post, gdzie trzeba okazać dokumenty. No może troszkę bardziej obwarowany i obsadzony.
Szybka lekcja historii, czym jest Sahara Zachodnia (znowu niezastąpiony stary National Geographic):

2ng.jpg

W skrócie: Sahara Zachodnia jest pod okupacją Maroka, i to taką okupacją na serio, z aresztowaniami, znikaniem ludzi itp. Spora część żyje w tych obozach w Algierii (Tinduf) (Algieria jedyna udziela im wsparcia, bo od zawsze ma kosę z Marokiem), reszta została na terenach kontrolowanych przez Maroko, i o pozycji wyższej niż rybak czy obsługa na stacji benzynowej, nie mogą nawet pomarzyć. Marokańskim władzom trzeba oddać, że wyciągają rękę na zgodę, oferują jakąś tam autonomię regionu (coś na wzór obwodów autonomicznych w Rosji) itp, ale nie mogą się dogadać, nawet przy wsparciu ONZ (w sumie nie znam sytuacji, gdy siły ONZ do czegoś się przydały). Ale jakoś nie potrafią się dogadać.
Miało nie być o polityce, ale mi osobiście szkoda Saharyjczyków, bo są w identycznej sytuacji jak my kiedyś.
I to, czy jakieś państwo uzyskuje niepodległość, nie jest wynikiem jedności, walki, powstań, determinacji, tylko chwilową manierą potęg politycznych, które akurat dostrzegą w tym jakieś korzyści dla siebie.
A Maroko ma sztamę z USA i UE, europejskie firmy (w tym polskie) skubią saharyjskie fosforyty, konsumenci z UE lubią smaczne rybki z zasobnych wód saharyjskich itd. Hiszpania dawno umyła ręce, Rosja nie ma tu żadnego interesu, a dla Algierii istniejący statu quo jest już wystarczająco problematyczny.
Szerzej i bardzo ciekawie o tej sytuacji pisze Bartek Sabela w książce "Wszystkie ziarna piasku". Jak ktoś chce mogę pożyczyć.

Al-Ujun, największe miasto Sahary Zachodniej. Bardzo ładne, zadbane, widać że Maroko pompuje kasę w takie projekty.
Raz, aby pokazać, że „jest u siebie”.
Dwa, aby zbić argumenty przeciwników zarzucających Maroku prowadzenie wyłącznie rabunkowej gospodarki.
Trzy, aby w przyszłości w razie odłączenia Sahary (co już raczej nie nastąpi) mieć podstawę do naliczenia kolosalnych odszkodowań.
W Al-Ujun policyjne kontrole bardzo gęsto, sporo tu widać wojska, całe miasto usiane progami zwalniającymi, niby przed przejściami dla pieszych, ale wiadomo, że chodzi o uniemożliwienie ewentualnego szybkiego rajdu przez miasto bojowników z Polisario.
Tutaj oprócz fiszki potrzeba również numeru nadanego indywidualnie każdemu na wjeździe do Maroka i zapisanego w paszporcie. Więc aby potem było szybciej, do fiszek dopisujemy ten numer, datę wjazdu do Maroka oraz nazwę przejścia (Tanger Med).

Miasta w Saharze Zachodniej, z uwagi na nadmiar hektarów wokół nich, maja zazwyczaj bardzo reprezentacyjny wjazd wraz z finezyjną bramą, oraz czterema lub sześcioma pasami, aby było po czym defilować. Oczywiście potem te sześć pasów zjeżdża się w dwa wąskie, no ale lans na wjeździe jest.

brama.png

brama2.jpg

Jazda na południe, w Boujdour na stacji benzynowej zagaduje mnie plemnik, jak ich nazwaliśmy, bo noszą takie tradycyjne sukienki z czubatym kapturem, a ogonek tego kaptura zawsze im zwisa w którąś stronę, a ci goście w całym tym stroju wyglądają jak Źli Czarownicy,
Mówi że jego kumpel ma miód do sprzedania. I zaraz podjeżdża na skuterku uśmiechnięty brodaty gość w kasku.

miod.png

Ale naprawdę uśmiechnięty szczerze, bardzo pozytywny facet, sprawia wrażenie jakby był jakimś hipisem na łące marihuany, w przeciwieństwie do swojego plemnikowatego kumpla, szczerbatego, o zakapiorskim spojrzeniu.

ple.JPG

No i gość z motorka oferuje mi miejscowy miód. Na takie frykasy zawsze jestem łasy, ale udaję obojętność. Różne słoiczki w różnych cenach, wybieram miód z kaktusa i oczywiście zbijam cenę. Gość trochę zdziwiony ale się zgadza. W ogóle mówił że urodził się w Holandii, i widzę, że jest prawie biały. Zastanawiam się czy to nie jeden z neofitów.

st bouj.jpg

Ale jakby nie było, gość nastraja pozytywnie i jedziemy dalej.

I teraz ciekawostka. Wyprzedzamy stary autobus na polskich tablicach. Bez pasażerów, załadowany jakimiś pudłami i towarami. A za kierownicą…..czarni Murzyni. Machamy im, oni jeszcze radośniej nam odmachują, tylko się im zęby świecą. Potem kilka razy oni wyprzedzają nas gdy mamy przerwę, potem znowu my ich, za każdym razem sobie machamy. Weseli goście, do dzisiaj nie wiemy co tam robił autobus z „polskimi Murzynami”, czy był jakoś zaangażowany w Eco Africa Race?

autobus.JPG

O po drodze wyprzedzamy Land Rovera z…wielbłądem na pace. Siedzi sobie na boku, przywiązany, tylko głowa mu się kolibie na długiej szyi, widać przyzwyczajony. Potem jeszcze kilka razy widzieliśmy taką akcję.
Mijamy też farmę 100 wiatraków. Kolosalne wrażenie, te najdalsze giną w piaskowo-słonecznej mgle. Oczywiście inwestycja Maroka.
Ciekawe zjawisko – na drogach robią się zaspy z piasku, czasem na szerokość całego pasa i przyjeżdża gość odpiaszczarką, takim spychem, i albo spycha na pobocze, albo bezpiecznie przenosi wydmę kawałek po kawałku na druga stronę drogi i tam wysypuje, jakby przeprowadzał kaczątka.
Na jakimś punkcie kontrolnym szeregowy żołnierz każe czekać, przychodzi ważny kapitan-chef. Bierze nasza fiszkę do ręki, mamy tam też nadrukowaną mapkę naszej trasy.
Ogląda fiszkę, po czym gapi się w mapkę. W jeden punkt. Nic nie kuma, to widać, dobrze że jeszcze nie trzyma kartki do góry nogami. Ale gapi się, bo jest ważny i musi pokazać, że on tu kontroluje.

Gdzieś w trasie robimy przerwę.

pustynia.JPG

pustyniaa.jpg

Na pustyni rośnie, oraz również kwitnie, sporo roślin. Ciekawych, bo niespotykanych u nas.

pust ros.jpg

pust rosl.jpg

Gdzieś po drodze stoi jedyny znak drogowy podający odległość do Dakaru.

tablica.JPG

Naklejam również tutaj nalepkę z Michem

znak naklejka.jpg

Powoli spotykamy i wyprzedzamy coraz więcej samochodów związanych z wyścigiem. Szwajcarski samochód serwisowy na kamperze, serwisowa ciężarówka.
Wreszcie na jednej stacji stajemy a tu już tankuje się kilku zawodników Eco Africa Race.

siema.JPG

No ale nie lecimy do nich jak nastolatki do Michaela Jacksona. Siema, siema, i każdy robi co ma robić.
Przepuszczamy w kolejce nowych, bo oni chyba trochę bardziej się spieszą niż my.
Michał rozmawia z jakimś Francuzem,

fra.JPG

okazuje się, że jego kumpel zmielił mussa,

muss.JPG

zostały z niego wióry, i pyta o dętkę przednią. Nie na darmo zapakowaliśmy się jak na podbój Marsa, dętki mamy i to dwie. Dętka jest dla Madou, Senegalczyka, który w Dakarze ma sklep motocyklowy! Obiecuje że w Dakarze dostaniemy z jego sklepu dwie dętki. Ok, no problem, chociaż ja bardziej jestem zainteresowany olejem, i to nawet nie jako prezent, bo w Maroku nie widziałem oleju motocyklowego, więc chętnie kupię jak tylko będzie okazja.
Ale Madou potrzebuje jeszcze pompkę. Zaskoczony jak mu wyciągamy kompresor.

mad.JPG

Nabija koło raz dwa i montują na moto.

mado.jpg

Jadą ponoć w tej kategorii, gdzie nie ma zaplecza technicznego i sami muszą sobie radzić z usterkami. To dopiero hardcore.
Spotykamy też polską ekipę i naszego zawodnika (cholera nie pamiętam kogo), fajne luzaki, ale nie zajmujemy im czasu, zgadujemy się na potem.

Dzieciaki na stacji robią zdjęcia naszym antykom, pewnie też myślą, że startujemy, też mamy kolorowe motocykle.

A, słuchajcie teraz jaka sytuacja.
Michał rozmawia z ekipą, ja coś poprawiam przy moto. I podchodzi chłopaczek około 20 lat, ma gdzieś wyścig, jest z całkiem innej bajki, coś mi po hiszpańsku nawija, „bus” (tyle zrozumiałem) i rozpaczliwie pokazuje kierunek, gdzie przed chwilą ze stacji odjechał autobus.
Ok, rozumiem, chłopak się spóźnił. No dobra, rolbag idzie na glebę, chłopak siada na kanapę i gonimy autobus. Ten na szczęście zatrzymał się jakiś kilometr dalej i czeka na chłopaka. Ten mi dziękuje, pytam tylko - Sahrawi?
- Si, Si! Gracias!

Madou już jedzie dalej, inni też. Fajnie że mogliśmy coś pomóc. Swoją drogą to wszystkie chłopy dwumetrowe z łapą jak Pudzian. No może oprócz Japończyka, mniejszego niż wszyscy wcześniej widziani Japończycy, ale widocznie zawziętego nie mniej niż te Pudziany.
W każdym razie na takie Dakary i Eco Afryki trzeba mieć krzepę.

Podjeżdża stary Saharyjczyk okutany w turban, na całkiem niezłym Land Cruiserze bodaj 75 pick-up ma kilka beczek i wielkich baniaków.

land cru.jpg

Zalewa to wszystko. Na pustyni bez paliwa nie ma życia. A i z paliwem lekko nie jest.
W ogóle gość z obsługi stacji, też pewnie Saharyjczyk, miał jakby makijaż, jakby ciemne obwódki wokół oczu, potem jeszcze u kilku gości na terenie Sahary coś takiego widziałem. Nie wiem czy czymś to malują czy tak mają naturalnie.

oczy.JPG

Ok, ruszamy bo jeszcze droga daleka.

stacja (2).JPG

Wyprzedzamy co chwila wozy zabezpieczenia rajdu, znowu LC80, Ciężarówka z lawetą (to chyba byli ruscy) ciśnie 110 albo i więcej, dobiliśmy do nich ale ciężko utrzymać tempo, nie mówiąc o wyprzedzaniu.

Pustynia. Czasem jakiś namiot ze szmatek nad urwiskiem oceanu albo w głębi pustyni, ktoś koło niego chodzi. Co tam robi? Co można robić na pustyni? Całe życie?

Pustynia ma różne oblicza, oczywiście piaszczysta, jak na obrazkach, ale najczęściej, zwłaszcza na terenie Sahary, kamienie. Duże, małe, pojedynczo, w kupach aż do rumowisk i litych skał. Teren płaski jak stół, albo z małymi pagórkami jak na Pomorzu, okrągłymi lub o spiłowanych, płaskich szczytach, wtedy mamy winkle.
Pustynia bywa goła, piach lub skała, lub porośnięta roślinami. I to naprawdę wieloma.
Wielbłądy wychodzą na drogę, całymi stadami. Sprawiają wrażenie bardzo powolnych i spokojnych zwierząt. W stadach malutkie puchate wielbłądki śmiesznie biegną przy matce.

wielbl.jpg

Asfalt tam bardzo dobry, bez dziur. Ruch znikomy, dobrze się jedzie. Trochę nudno, ale jest frajda z płynięcia przez przestrzeń. Tutaj robimy długie odcinki, z jednej strony wymuszone to jest rozrzuconymi stacjami, a z drugiej ciśniemy na Dakhlę.

Na poprzedniej stacji dopiero zdjąłem zimową podpinkę, bo tak to ciągle zimno. I teraz żałuję, bo mnie przewiewa. Wiatr od morza zawiewa w prawy but, pod prawa rękawicę, pod kołnierz i nawet pod nerkę, mimo że kurtka spięta ze spodniami.
zz44 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem