Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01.10.2018, 20:18   #38
CeloFan
 
CeloFan's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
CeloFan jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 17 godz 20 min 43 s
Domyślnie




11.09.2018
12 dzień podróży. Północno-wschodnia część jez. Puruvesi – Jez. Keskinen.




Dzisiejszy dzień zaczyna się o 7 rano. Budzik w smartfonie wypędza z namiotu, chociaż zimno podpowiada, żebym zabrał Kaczorowi śpiwór i pospał jeszcze trochę w dwóch.
Niska temperatura spowalnia ruchy. Korzystam z prysznica i gorącej wody. Zwijanie obozu idzie bardzo sprawnie ale jeszcze kawa w lesie, jeszcze ciastka do kawy, jeszcze przegląd grzybów. Około 10-tej uruchamiam silnik. Tym razem na południowy zachód w kierunku Helsinek.
Słońce wzeszło na bezchmurnym niebie tylko na chwilę. Teraz na drodze niby mgła, niby wilgoć. Taki „mokry” wiatr wbija się w każdą szczelinę ubrania, dotkliwie wbijając swoje lodowate szpilki. Na postoju, Kaczor zakłada górę od przeciwdeszczówek. Nieocenione rękawice wojskowe, za duże o kilka numerów, wsuwam Kaczorowi na pięści, chronione już dwoma parami innych rękawic. Noooo, teraz Kaczor zaczyna wyglądać jak kaczor.



W Mikkeli jest market, serwis oponiarski, kawiarnia i stacja benzynowa. Zatrzymuję się, żeby zatankować motocykl. Ponad wierzchołkami drzew widać ciemne chmury. Nie przejmuję się zupełnie, przyzwyczajony do stabilnej poprawy pogody z biegiem dnia. Owszem jest pochmurno i zimno ale najwyżej nieco tylko zimniej niż do tej pory. Wszystko jednak jest na opak. Dziś słońce świeciło rano i przez kilka kwadransów. Ruszam ze stacji i może pięć kilometrów za miastem ląduję na parkingu. Lodowaty, mocny deszcz zmusza mnie do założenia kompletu przeciwdeszczówek. Zimowe rękawice na dłonie. Foliowa podpinka też chroni od zimnego wiatru. Kaczor zakłada spodnie od nieprzemakalnego kompletu.
Liczę że to przelotny opad ale wyznaczam kurs na obojętnie jaki kemping, w pół drogi do Helsinek. Mam wrażenie, że im dalej jadę, tym więcej deszczu i tym chłodniej. Wiatr wzmaga się z każdym kilometrem. W końcu ulewa przypomina urwanie chmury nawiewane wielkim wentylatorem. Robi się ciemno jak w nocy. Koła samochodów podnoszą wodę z jezdni. Wicher rozszalał się gnąc drzewa. Motocykl w przechyle, jak żaglówka, trawersuje do przodu. Każda odsłonięta przestrzeń to uderzenie, zaskoczenie i niekontrolowane manewry po całym pasie drogi. Niebo zasnute szarymi chmurami wyrzuca z siebie tony wody. Słaba widoczność.
Za późno spostrzegłszy skręt z głównej drogi, muszę jechać prosto. Teraz trzeba improwizować. Za kilka kilometrów, kątem oka widzę znak który wielokrotnie mijałem jadąc drogami Finlandii. Prostokątny kawał blachy. Na niej, na białym tle symbol brązowej ryby walczącej na żyłce. Choć unikałem tych miejsc sądząc że to komercyjne bazy wędkarskie, teraz skręcam w boczną drogę, licząc na szybkie rozstawienie namiotu i może jakiś twardy kawałek dachu na gorącą herbatę. Posłusznie jadę za drogowskazami.
Przypadkowo znalezione miejsce, okazuje się dobrą alternatywą dla namiotu. Do tej pory bywało najwyżej pochmurno a kiedy wyszło słońce, temperatura rosła nawet do 16 st. C. I nocą bywało znośnie mimo przymrozków a to za sprawą zimowego śpiwora wojskowego i dmuchanego materaca, który naprawiałem tylko raz. No i nie padało. Teraz czar pogodnych dni w Finlandii prysł.





W deszczu, pod wiatą z rowerami, czekam na kogoś z recepcji. Na drzwiach domku-recepcji napisano że będzie o 14. No i jest. Pani na szczęście mówi po rosyjsku. Ustalamy cenę za domek, bo namiotu nie można tutaj rozstawić. Jest jezioro, łodzie, domki, sauna, miejsce z grillem murowanym. No to chyba będzie uczta. Wystarczy ją złowić. Odstawiam motocykl pod wskazane miejsce. W środku nie ma łazienki ani kuchni ale jest schludnie, czysto i pachnie nowością. Do miejsca na spanie trzeba wejść na antresolę po wąskich, drewnianych schodkach. Elektryczne grzejniki obiecują ciepło i szybkie schnięcie tego co zmokło. Kaczor przezornie włącza oba i dla pewności jeszcze jeden znosi z góry. Jest też czajnik elektryczny, więc będzie i herbata. Deszcz jakby nieco osłabł. Wypakowany bagaż rozstawiam w przypadkowych miejscach. Nie ma czasu. Woda tak blisko!



Na prędce zbroję wędki i na ryby. Nikt się nie przebiera, bo deszcz na przemian z wiatrem sprawdzają wytrzymałość wędkarzy. Ryby też. Nawet jednego brania. Zmieniamy przynęty, sposoby, miejsca. Nic. Kaczor już prawie zamarznięty dygocze tak, że pomost robi fale z tą samą częstotliwością. Idzie więc do wynajętego domku ogrzać się. Elektryczne kaloryfery na pewno już zadziałały. Za chwilę wraca wcale nieogrzana i idziemy tam razem, bo… dymi się instalacja elektryczna. W środku smród tlącej się izolacji zatrzymuje proces oddychania. Chyba niewiele zabrakło do pożaru. To był ostatni z tanich domków.
Spodziewając się wyrzucenia niedoszłych podpalaczy, idziemy w tej sprawie do recepcji. O dziwo z przeprosinami i podziękowaniem za zwrócenie uwagi na dymiącą niedogodność, właścicielka zamienia niedoszłe pogorzelisko na inny domek. W prawie spalonym będzie nocował elektryk.
Przenosiny trwają kilka chwil. Z dwupokojowego, drewnianego domu z dwoma wejściami, dwoma tarasami, wyposażoną we wszelkie narzędzia kuchnią i wszystkim innym, jakoś inaczej patrzy się przez okno. I tu nic nie dymi z kontaktów. Podejrzewam Kaczora o celowy sabotaż, ale milczę, bo tu ciepło i też pachnie nowością. Z ryb nici ale nie do końca. Na kolację puszka z tuńczykiem i puszka z golonką.



Przestawiając motocykl usłyszałem hałas ze sprzęgła. Cokolwiek niewyraźne to odgłosy ale kto by się przejmował. Tutaj i tak niczego nie naprawię w razie potrzeby, bo musiałbym nerkę sprzedać. Albo... Sprzedam Kaczora ostatecznie.





Kaczor na razie zostaje. Nie sprzedaję. Jutro przecież na ryby. Może się przydać.
Nieprzerwanie leje, wieje i jest poniżej 10 stopni.



Po raz pierwszy w Finlandii, przez okno z ciepłego pokoju, patrzę co się dzieje na zewnątrz. W świetle lampy na tarasie, widzę tylko zaparkowany motocykl przyjmujący na siebie cięgi od natury. Dalej czarno.

----------------------

12.09.2018
13-ty dzień podróży. Jezioro Keskinen


Wędkowanie.
Pobudka o 6 miejscowego czasu. Jest zimno. Deszcz jakby osłabł po całonocnej pracy ale wicher wciąż przesuwa postrzępione chmury z zawrotną prędkością. Uzbrojony w wędkę, idę nad jezioro. Kaczor założył na siebie wszystko co możliwe z ciuchami motocyklowymi i przeciwdeszczówkami włącznie.
Pytanie przyrodnicze: Jakiego koloru kaczor ma łapy?





Wygląda jak Michelinek na ciężarówce, tylko w innym kolorze. Jest szerszy niż wyższy i idąc, kiwa się na boki przez ograniczone ruchy. W sumie nie odstaję od tego widoku, tylko jestem szczuplejszy i ładniejszy
Nad jeziorem... to nie jezioro, tylko zaorane, ruchome pole. Wiatr zrywa z fal białą pianę i niesie bryzę na następne skiby. Pływający pomost unosi się i opada nieregularnie. Przymocowany do wbitej w dno rury, trzeszczy przeraźliwie. Stojąc na nim ma się wrażenie płynięcia rozpadającym się kutrem. Huczą drzewa. Rzuty przynętą są możliwe tylko w jedną stronę - z wiatrem. Kilka godzin prób nie przynosi żadnego skutku. Jeszcze tak i siak i inaczej. Nic. Bezrybie. Przy innym pomoście, gdzie nieco spokojniej, podrygują przycumowane dwie łodzie wiosłowe.



W desperacji biorę dwa kapoki, wylewam wodę z jednej łodzi i płynę po Kaczora, walczącego z wiatrem na trzeszczącym pomoście. Wypłynąłem może 20 metrów od brzegu. Przestaję wiosłować i w tej samej niemal chwili, jesteśmy jakieś 100 metrów za wszystkim co widziałem tu do tej pory. Pokonany wracam do pomostu, łódź wraca na swoje miejsce. Desperacja wędkarska gdzieś przepadła



Po południu, przez smartfon rezerwuję bilety na prom z Helsinek do Tallina. Trzeba wydrukować potwierdzenie. W recepcji jest wszystko, więc drukarka też. Pijąc kawę rozmawiamy z panią, która zajmuje się tym miejscem. I stała się jasność.
- Tutaj ryba nie żeruje psze pana. Tutaj w sezonie jest plaża, ludzie się kąpią i ryby się boją. Tam -pokazuje w nieokreślone prawo - jest ujście rzeki. Trzeba rzucać w trzciny. Tam stoją średnie szczuki (szczupaki). O takie - i rozkłada ręce na boki, żeby pokazać jakie to są średnie. - A tam (pokazuje w lewo) jest przesmyk a za przesmykiem jeszcze większe jezioro i 30-to metrowa głębina. Tam łowi się na trolling, łodzią motorową. Takie sztuki tam stoją - mówi, pokazując dłonią tuż nad głową.
No to sobie połowiłem. Oczywiście od kilku dni jestem świetnym wędkarzem i to wina pogody a nie złego rozeznania





Wieczorem pakowanie na jutro. Jutro pobudka o 5:00. Prom odpływa o 10:30 a trzeba być godzinę wcześniej. Przedtem znaleźć port albo chociaż biuro armatora. To tylko 160 km ale jak się spóźnię, to bilet przepada. Na kolację liofilizowana jajecznica z warzywami. Nawet ryby w puszce się skończyły.

__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie.
https://www.facebook.com/CFact1/
CeloFan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem