Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29.09.2018, 10:51   #34
CeloFan
 
CeloFan's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
CeloFan jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 17 godz 20 min 43 s
Domyślnie



10.09.2018
11 dzień podróży. Naapurivaaran – północno-wschodnia część jez. Puruvesi




W każdej podróży, przychodzi taki moment, kiedy przestajemy oddalać się od punktu początkowego. To jest ten dzień właśnie. Oczami wyobraźni, zanim uruchomiłem po raz pierwszy motocykl i żegnając się z moim miastem, widziałem się gdzieś daleko na północy. Jechałem po nieutwardzonych drogach leśnych, spotykałem łosie. Obozowałem nad nieczęsto odwiedzanymi przez ludzi jeziorami i gotowałem wodę na kawę nad ogniskiem. Bez sztywnego trzymania się wcześniej skonstruowanego planu, tak się nie da w tym kraju. Tu jest zbyt ciekawie w s z ę d z i e.
Na dodatek, jak już pisałem, jedzie się tu dziwnie komfortowo. Niemal wszyscy przestrzegają ograniczeń prędkości. Pół kilometra przed Tobą jedzie samochód. Ty jedziesz 90 km/h a pół kilometra za tobą inny samochód. Droga mija a ten układ nie zmienia się, póki ktoś nie skręci albo dojedzie do celu. Świetne drogi asfaltowe i ekstra szutrowe, tylko dodają uroku okolicy. Nie ma 10-cio kilometrowego odcinka bez widoku wody. A woda czysta w kolorze bursztynowym. Grzyby jadalne rosną wszędzie. Wielkie i nigdy niezbierane, zostają do końca na swoim miejscu. Kiedy widać niebo spoza chmur jest ono niespotykanie niebieskie. Nocą "świeci" wyraźnie widoczna Mleczna Droga.
Kaczor sprawuje się dziwnie dziarsko. Udaje odporność na zimno, robi kawę, łowi ryby jak zawodowiec i codziennie sprawdza czy do butów nie weszły pająki. Moimi rękoma oczywiście. Żyje Nutellą i rybami. Gardzi wygodami jak rasowy Prepers ale marzy po cichu o masażu, saunie i w ogóle o jakimś resorcie SPA!





Tak więc z Naapurivaaran nad zatoką, która zdawała mi się być wielkim jeziorem, jadę na wschód do Karelii północnej. Tak się nazywa ten region na mapie.



Tu jeziora są inne. Woda jest kryształowo przejrzysta. Wyraźnie widać żwirowe dno a plaża jest piaszczysta.
Mimo słonecznej pogody nie da się jechać w normalnych rękawicach a nie przepadam za podgrzewanymi manetkami. Zamieniam na zimowe. Nie wpinałem do tej pory podpinek ale na wierzch wciągam przeciwdeszczówki. Teraz da się jechać czując, że się w ogóle jest. Kaczor robi to samo, tylko na dłonie zakłada cienkie jedwabne rękawiczki, na nie normalne rękawice motocyklowe. Tak opakowane dłonie zwija w pięści i na to wszystko zakładam Kaczorowi wojskowe-zimowe rękawice z goreteksem, pożyczone od brata na tą okazję. Mam jeszcze podgrzewacze termiczne na różne części ciała ale Kaczor z dumą i odrazą odrzuca to rozwiązanie.









Jezioro Puruvesi. Gdzieniegdzie z wody wystają głazy. Rzadkie szuwary rosnące nawet daleko od brzegu, nie nastrajają wędkarsko. Jest płytko.







Jadę wzdłuż wschodniego brzegu. Wnosząc po drogowskazach jest kilka kempingów ale wszystkie pozamykane.
Świetne miejsce na wakacje z dziećmi ale nie na złapanie kolacji.
Przyzwyczajony do udogodnień szukam pomostu. Kilka kilometrów dalej, zamknięty szlaban do kempingu. Z bocznej drogi wyjeżdża samochód. To właściciel. Kilka zdań po angielsku (Jego. Ja tylko przytakuję i coś tam po swojemu próbuję dukać). Kaczor w tym czasie jest na przeszpiegach. Koniec końców, za pozwoleniem, wjeżdżamy na teren kempingu. Ledwo zsiadłem z motocykla, kiedy tylko silnik zamilkłâ€Ś Kaczor znikł. Przez kilka minut widzę tylko migającą między drzewami postać. Bliżej, dalej, z prawej i z lewej. Wszędzie. W końcu wraca z wieściami: kuchnia tam, WC tam, prysznice tam, a tam wielki grill i drewutnia. O tam za tym drzewem. A tam jest prąd. No ten kołek z puszką białą. No i trzeba uważać gdzie nogi się stawia, bo wszędzie grzyby i jagody.
Po tym wyczerpującym raporcie, namiot stoi nad jeziorem w rzadkim lesie z sosen. Jedyny namiot w okolicy.





Wędki gotowe ale nici z prawdziwej kolacji. Płytko i płaskie dno. Ryby nie będzie. Rozpalam stojący nieopodal ceglany grill pod zadaszeniem. Dziś rządzą liofilizanty z torebki. W sumie pożywne i dla głodnego nawet smaczne ale nie ma to jak szczupak albo okonie...





Mam ze sobą fajkę, którą dostałem kiedyś od przyjaciela. Teraz mogę w zadumie kontemplować przyrodę i gasnący dzień.





Ale nie. Jest jeszcze Kaczor! Kręci się, krząta, zagaduje, układa, ustawia i modernizuje. Dopiero zaspokoiwszy swój pęd do symetrii i porządku, najedzony, przysiada żeby posiedzieć. Do tego czasu jednak, tytoń w małej wrzoścowej fajce wypala się do szczętu. Zimno nocy dokuczliwie smyra po plecach, ogień przygasa.
Czas do namiotu.

__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie.
https://www.facebook.com/CFact1/
CeloFan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem