No właśnie - na południu to i górki są w pobliżu... A my tu z każdego najmniejszego pagórka cieszymy się jak dzieci. Chociaż i bez górek każda wycieczka z uckiem to niezła przeprawa i szkoła techniki - można się poczuć jak na jakimś mega trudym rajdzie. Co to będzie kiedys w górach... Na samą myśl cieszy mi się buzia. No ale to jeszcze trzeba duuuuużo ćwiczyć, żeby tam od razu się nie poddać.
Z niedzieli najbardziej podobała mi się podmokła łąka koło rzeczki o wdzięcznej nazwie Jeziorka. Myślałam przez chwilę, że tam zostaniemy na dłużej, brodząc po nie wiem co w błotnistej mazi, no ale maszyny sprawiły się na medal. Zwalone drzewo też było niezłe - mój debiut jeśli chodzi o tego typu próby. Miało być delikatnie i z wyczuciem (oczywiście ja obok motocykla a nie "na"). Łucja wbijała do głowy - delikatny strzał ze sprzęgiełka i przód sam wskoczy.... Strzał był taki, że biedna WR przefrunęła z impetem na druga stronę, lądując "dziobem" na samym brzegu pobliskiego bajorka. O mały włos trzeba by rozpoczynac akcje ratowniczą
Z moim dzidowaniem to chyba na razie (tzn. na sezon letnio-wiosenny) to chyba już koniec. Zaraz wyjazd, no i trzeba się będzie pilnować i delikatnie obchodzić z wielkim, zapakowanym potworkiem, który ma mnie dowieść na krance świata.
Jola - widzę, że mocno rozwijcie ekipę na południu. My tu z uckiem na razie we dwie ganiamy, a właściwie to ja za uckiem. Jakos nowych kandydatek do "lejdis team" na razie nie ma.
Pozdrawiam zwariowane koleżanki