Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08.08.2017, 21:08   #88
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,053
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 2 tygodni 2 dni 4 godz 6 min 42 s
Domyślnie

Wstaję wkurwiony na wieczorne i nocne akcje tubylców. Rozglądam się czy czasem nie da się w pobliżu zjeść śniadania ale rozmawiam z chłopakami i postanawiamy że chcemy się jak najszybciej ulotnić z tego miejsca. Ruch zaczyna gęstnieć i obawiamy się, że za chwilę znów otoczy nas dziki tłum. W pośpiechu zwijamy majdan i pakujemy się. na motocykle. Niestety wczoraj nie udało nam się zobaczyć wodnych instalacji, z których słynie to miasto więc postanawiamy ruszyć w tym kierunku a potem wylecieć z miasta i zająć się.śniadaniem. Tak właśnie robimy. Nasz parkowy obóz jest położony w sumie niedaleko ale chwilę kluczymy nie mogąc namierzyć.miejscówki. Wreszcie Filip włącza nawigację w telefonie i trafiamy bez pudła pod tamę.
Schodzimy po schodach w dół ale jest tak wcześnie , że bramy pozwalające zobaczyć to miejsce z dołu i z bliska są pozamykane. Włazimy więc na most, z którego widok jest doskonały.













Fajnie to wygląda i żałuję, że nie da się zejść na dół zobaczyć tego z bliska. W uproszczeniu to system mostów, młynów, tam i kanałów nawadniających. Naprawdę spoko i warto to zobaczyć.
No ale czas się.posilić bo od wczoraj lecimy na oparach a słońce zaczyna już mocno przygrzewać. Wracamy do motocykli i ruszamy w kierunku wylotu z miasta. Znajdujemy się dość szybko na peryferiach i zatrzymujemy się.przed sklepem, który jest otwarty a kolesie właśnie rozładowują.Zamyada wypchanego pod sufit arbuzami.





Przed sklepem nowiuśki chinol na alusach.



Siadamy na progu sklepu i idę kupić coś na śniadanie. Biorę jakieś słodkie bułki, kilka pomidorów na uzupełnienie potasu i kilka innych pierdół. Siedzimy w cieniu i zajadamy nasze śniadanko. Zadziwiająco sielsko i spokojnie w porównaniu z wczorajszym wieczorem. Pomału trzeba się zbierać w dalszą drogę. Dziś chcemy dotrzeć do zatoki perskiej. Po cichu liczę na kąpiel i zmianę klimatu. Zakładam, że nad morzem będzie chociaż wiało i może upał będzie mniej dokuczliwy. Patrzę na moją.oponę z przodu i już po raz kolejny przychodzi mi do głowy plan , że trzeba ją obrócić. TKC jest mocno wyząbkowane, zrobione już sporo a opona nie była nowa jak ruszaliśmy. Jak będzie okazja to się zatrzymamy i spróbuję.namierzyć jakiś zakład wulkanizacyjny.

Postanawiamy też, że całkowicie odpuszczamy drogi główne i poruszamy się tylko lokalnymi, o ile tylko się da. Da się. Jedzie się bardzo ładnie, te gorsze drogi jakością nie ustępują.głównym a nie ma miast i jedzie się zajebiście. Nie spinając się.połykamy kilometry. W miarę zbliżania się.do morza , coraz częściej spotykamy ślady wskazujące na wydobycie ropy i gazu. Pojawiają się te wieże ze szczytów których buchają płomienie. W wielu miejscach ogień pali się po prostu w otworach w ziemi. Są ich dziesiątki. Ciekawe zjawisko ale przez to wszystko powietrze śmierdzi, wszystko jest jakby rozmyte jak powietrze nad rozgrzanym słońcem asfaltem. Krajobraz księżycowy, cokolwiek zielonego to zjawisko. Bardzo ciężko dostrzec również jakiekolwiek dzikie zwierzęta, łącznie z ptactwem. Niepokojące.







Ogólnie dla mnie krajobrazy te i instalacje wydobywcze są bardzo ciekawe. Zatrzymujemy się.robiąc foty choć słońce pali i ciężko oddycha się.tym czymś co wciągamy do płuc.





Droga przebiega bardzo fajnie bowiem jest kręta, raz się wspinamy raz zjeżdżamy w dolinkę. Co chwila jednak raz z jednej raz z drugiej strony mamy takie widoki.





Dotychczas lecieliśmy opłotkami wzdłuż instalacji. Wreszcie mamy jakieś miasteczko i stację.paliw. Czas na odpoczynek, moczenie ciuchów i nawadnianie.







Bardzo fajne jest to że w Iranie praktycznie nie da się.kupić.ciepłych napojów. Wszystko jest bardzo zimne a woda to często zamarznięta na kość butelka lodu. Rewelacja na takie klimaty jak tutaj mają. Zaczynam jednak odczuwać że jakby jest gorzej mimo że temperatura nie jest bardzo wysoka. Jedziemy w kierunku morza i wilgotność rośnie. Wolę jak jest sucho. Wilgoć w powietrzu w połączeniu z upałem po prostu wysysa życie.
Ruszamy dalej miasteczkiem i szukamy pomału warsztatu coby przełożyć oponę. Przytrafia mi się.kolejna niebezpieczna sytuacja na tej wyprawie ale tym razem to moja wina. Wlokąc się za ciężarówką w mieście zauważam że skręca w prawo, daję w palnik i w ostatnim momencie zauważam że koleś autem uznał że duża wywrotka robi mu przysłonę i wyjechał z prawej strony skręcając w lewo. Na szczęście w porę mnie zauważył i dał po hamplach bo mój manewr wymijający nie miałby szans powodzenia. Prędkość za duża, dystans to auta niewielki czas na reakcję.niemal zerowy. Z fartem udaje mi się wywinąć ale w gaciach kisiel. Jedziemy dalej i zatrzymuję.się.przy warsztacie gdzie kilku kolesi coś.tam dłubie przy aucie. Podchodzę i pokazuję o co mi chodzi. Tłumaczę, że chcę obrócić.oponę aby równomiernie się ścierała. Koleś patrzy ogląda i niby mnie rozumie ale uparcie twierdzi że jest OK. Cwaniak spojrzał na markery kierunku wybite na TKC. OK. Wiem, że jest dobrze ale ma być źle pod prąd. Trudno się dogadać. Niby kumają ale niezbyt są skłonni podjąć się.roboty.

Nagle za plecami słyszę, że ktoś płynnym angielskim wita się z nami i pyta czy nie może pomóc. Okazuje się.że to Jakub irański wolontariusz zajmujący się uzależnieniami wsród młodzieży. To ten pierwszy z prawej.



Git. Tłumaczę o co mi chodzi i wiem że się rozumiemy. Jakub gada coś po persku z chłopakami z warsztatu i wraca do nas ze słowami - Zapraszam na kawę. Kuwa! O co chodzi? My tu musimy jechać , motocykl zrobić jaka kawa? Nie ma czasu. Jakub nie zwracając uwagi na moją gadkę mówi, że mój problem został już załatwiony a teraz czas na kawę. Zgłupiałem. Może lepiej walnąć kawę? Przy kawie tłumaczy nam że sprawę się.załatwi ale nie tutaj. Napijmy się a potem ogarniemy problem z oponą. Walimy więc kawę a następnie jedziemy za Jakubem do innego warsztatu. Jakub tłumaczy a ja mówię że będę pomagał. Wyjmuję.narzędzia, podnosimy motocykl. Zdejmuję.koło a resztą zajmuje się.już nasz nowy mechanik.



Załatwiamy sprawę szybko i bezboleśnie i oczywiście za free gdyż właściciel warsztatu nalega żeby nawet nie mówić o jakichkolwiek pieniądzach. Dziękuję mu serdecznie. Wymiana telefonów z Jakubem, który oczywiście oferuje pomoc w każdej sytuacji i jak się.okazało później kilkakrotnie korzystaliśmy z tej opcji.



Lecimy zatem dalej w kierunku Bushehr. Krajobraz się.zmienia, pomalutku zbliżamy się.bo miasta. Dolatujemy w końcu i zatrzymujemy się.na przedmieściach aby ogarnąć temat noclegu. Zależy nam aby nie wbijać się w miasto ale znaleźć lokal na przedmieściach tak aby łatwo jutro się.wybić znów na trasę bez konieczności wjazdu do centrum. Znajdujemy hotel ok 8 km od centrum i parkujemy motocykle. Idziemy zagadać o ceny i dostępność. Wszystko git, to w zasadzie motel z centralnym wejściem i dostępem do pokoi bezpośrednio z podwórza. Koszt ok 200 złociszy za święty spokój, wygodne łóżka, klimę, TV, śniadanie w cenie. Bezcenne.
Logujemy się.do pokoi i nosząc toboły zaczepia mnie młodziutka Iranka wraz z ojcem i chyba jej narzeczonym. Ostrzega aby niczego nie zostawiać na motocyklach bo w nocy nam mogą zayebać. Tłumaczy że nic nam nie grozi ale kradzieże są bardzo powszechnie i trzeba dobytku pilnować. Skąd my to znamy?
Dla pewności idę to recepcji i ustalam że motocykli ktoś ma pilnować. Koleś coś.tam gada z cieciem, który już.poczuł się.najważniejszy na świecie bowiem nakazał nam ustawić.motocykle dokładnie w taki sposób, który zapewniał mu bezproblemowy widok i oświetlenie na pojazdy w nocy. Zdejmujemy śmierdzące ciuchy bo prać i suszyć nie było jak przez ostatnie 3 dni. Pranie, suszenie, prysznic, zimny browar i decyzja - idziemy na miasto. W recepcji zamawiam taksówkę i pytam od razu ile taki kurs wyniesie. Do miasta i z powrotem 100000 riali. Kuwa 10 pln. Zajebiście. Bierzemy. Za 15 minut podjeżdża nasz kierowca. Mówi po angielsku i jest tak wesoły że sprawia wrażenie ujaranego. Pyta po co my tu przyjechaliśmy. Na co odpowiadamy - just for fun. Eksplozja śmiechu jaka wtedy się wydarzyła spowodowała że brechtaliśmy się.wszyscy tak że brzuch mnie nawalał następne 2 dni. Nie wiem co kolesia tak rozbawiło ale śmiał się do rozpuku. Zawiózł nas do centrum miasta gdzie rozpoczęliśmy eksplorację. W mieście może i wzbudzaliśmy jakieś zainteresowanie ale stonowane. Ludzie się witali, pozdrawiali ale w granicach kultury i dobrego smaku. Miasto fajne, kolorowe, bazary pachnące przyprawami i świeżymi owocami. Super po prostu. Masa budek z street foodem. Oczywiście musieliśmy spróbować ale z fast foodem nie ma to wiele wspólnego. To raczej slow food. Brodaty wpierniczał falafele a my z Michałem coś co się.nazywało bonderi - buła z podsmażanymi warzywami, pomidorami i czymś tam jeszcze , pikantne i smaczne. Ciekawskie kobiety widząc 3 europejczyków w środku maluteńkiego lokalu wbiły się.i wspólnie czekaliśmy chyba z pół godziny na żarcie. Miło i sympatycznie.































Pojedliśmy, poszwędaliśmy się po mieście, zakupy porobione więc czas wracać na bazę. Filip jeszcze kupuje okulary przeciwsłoneczne i dzwonimy do naszego drajwera coby nas odwiózł na bazę. Czekamy chwilę ale w końcu pojawia się w tym samym miejscu w którym nas zostawił. Stajla za kierą ma takiego, że natychmiast rzucamy się do zapinania pasów w tym jego pudełku. Jedziemy po mieście i obserwujemy to co się.tam dzieje. Pełny luz i zabawa. Zapakowane dziewczynami i chłopakami auta jeżdżą jak wściekłe. Dym palonej trawki bucha ledwo uchylonymi oknami, muza nadupca na maksa. No jest wesoło.

Filip rzuca do naszego kierowcy czy może da się.tu zorganizować jakiś alkohol. Oczywiście a gdzie chcemy pić w lokalu czy w samochodzie? Zdziwienie nas dopada ale gość zjeżdża na pobocze bierze komórkę i wydzwania gdzieś krótko rozmawiając. No da się ale niestety za późno. Gdybyśmy powiedzieli o tym jak jechaliśmy do miasta o bez problemu teraz już za późno. Wracamy więc na bazę wśród latających na gumie piździków. Nie do wiary. Jak ogląda się takie rzeczy na YT to można uznać że ktoś to robi dla potrzeb filmiku czy po prostu dla szpanu. Tam kolesie latają dla fanu pomiędzy autami na kole a kolesi na motku jest dwóch lub trzech (często). Jaja normalnie. Super wycieczka do miasta i fajne doznania. Wracamy na bazę, dziękujemy naszemu kierowcy , dyszka w łapę i walimy do hotelowego baru po bezalkoholowe. Czas się kimnąć.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem