Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05.08.2017, 16:36   #81
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 10,923
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 1 tydzień 21 godz 46 min 56 s
Domyślnie

Po wczorajszej imprezie z Persami pozostał lekki kac ale jak zwykle zrywam się z rana i wychodzę przed nasze domostwo zaczerpnąć.świeżego powietrza. Jest pochmurno i siąpi deszcz, temperatura jak w Skandynawii a nie w Iranie. Jest dość chłodno co z jednej strony mnie cieszy a z drugiej już widzę jak po przejechaniu kawałka drogi dopadnie nas upał i trzeba będzie wszystko z siebie ściągać. Widzę że chłopaki w trosce o nasze zdrowie i życie zastawili kawałem żelaza otwór ściekowy do czegoś w rodzaju szamba (dziura na dobre naście metrów więc wpadnięcie do niej to w najlepszym wypadku połamanie wielu kości). Nasz gospodarz był też na tyle wspaniałomyślny, że wczorajszego wieczora po imprezie wiedząc, że chcemy wyruszyć wcześnie przyniósł nam herbatę w termosie , chleb, ser i coś tam jeszcze na śniadanie. Miło z jego strony. Śniadanie zjedzone, wkrótce zjawił się też Pehzed. Pakujemy motocykle, czas ruszać w drogę. Żegnamy się serdecznie z naszym gospodarzem i ruszamy. Od razu zaczyna padać ale bez dramatu. W sumie dobrze że założyliśmy membrany bo jest po prostu zimno. Dzisiejszy dzień jest dniem drogi. Zmierzamy w kierunku Szusztar ale dziś z pewnością tam nie dojedziemy. Brak konkretnego celu podróży na dzisiejszy dzień powoduje, że jedzie się źle. Kilometry uciekają powoli i wszystko strasznie się dłuży. W końcu zatrzymujemy się w mieście, gdzie Filip zamierza zakupić kartę do netu tak abyśmy mieli jakiś kontakt ze światem. Stajemy na poboczu i oczywiście za moment otacza nas tłum ludzi. Brodaty włazi do sklepu bodaj z armaturą łazienkową zapytać kolesia gdzie zakupić kartę do netu. Życzliwy Irańczyk , zamyka sklep i idą razem do innego punktu gdzie można kupić kartę. My z Michałem gotujemy się przy motocyklach ale przynajmniej mogę się rozebrać i trochę odpocząć. O ile można nazwać odpoczynkiem ciągłe pozowanie do fotek i konwersację z ludźmi, których nie jestem w stanie zrozumieć.



Okazuje się, że zakup irańskiej karty telefonicznej nie jest żadnym problemem ale jej rejestracja to już kompletnie inna bajka. Jak na przesłuchaniu, łącznie z odciskami palców. Procedura się przedłuża, są jakieś problemy i w końcu irańczyk, który pomaga Filipowo w zakupie bierze kartę na siebie bo odciski palców Brodatego wskazują, że nie jest on na tyle odpowiedzialny coby korzystać z netu w Iranie ;-).
Tracimy chyba z godzinę, słońce pali już niemiłosiernie, stoimy przy ruchliwej ulicy. Jest przeyebane. Wreszcie ładujemy się z powrotem na motocykle i przebijając się przez tłum gapiów wyjeżdżamy z miasta. Jedzie się jednak fatalnie. Wokół drogi wiatr wzbija tumany kurzu, widoczność słaba a sam wiatr chce nas zrzucić z motocykli, targając nami na boki swoimi podmuchami. Zatrzymujemy się.dość często i nie jesteśmy w stanie pociągnąć dłużej.



Stojąc w tym miejscu Michał zauważa kolesia na starej Supertenerce. Postanawiamy dojść gościa bo z pewnością to nie lokales. Doganiamy go w końcu w mieście. Zatrzymał się odpocząć. Okazuje się, że to Słoweniec, który podróżował w grupie kilku motków ale ze względu na błędy w kwitach :-)) zatrzymali go Turcy i dwa tygodnie czekał na właściwe kwity. Teraz już.nie goni ekipy, która mu odjechala w kierunku Turkmenistanu bo nie ma na to szans więc postanowił objechać samotnie Iran. Gość ma prawie 60 lat. Oczywiście ledwo się zatrzymaliśmy, od razu mamy towarzystwo lokalesów. Miło i fajnie gawędzimy, palimy fajki i odpoczywamy na trawie w cieniu.





Jadę myśląc o tym, że w takim ruchu zadziwiające jest to że nie widziałem żadnego wypadku, auta wcale nie są poobijane jak np we Włoszech. Te moje myśli rozwiewa półciężarówka, którą dostrzegam po wyjściu z jednego z zakrętów. Auto leży na dachu, wokół tłum ludzi i człowiek leżący na plecach na drodze, chyba kierowca . No to jednak nie jest tak cudownie jak mi się zdawało.
Dość ciekawie jedzie się obserwując ludzi w miasteczkach, które mijamy. WIdać że zmienia nie nie tylko krajobraz ale również stroje ludzi. Sami mieszkańcy też jakby ciut bardziej zdystansowani. Oczywiście wzbudzamy ogromną ciekawość ale tutaj gdzie się znajdujemy nie jest to nachalne lecz bardziej stonowane. A ludkowie wyglądają tak.

Śmieszne ale bardzo wygodne mają te pory. Nie jest też w nich gorąco.

Nasze posiłki jeśli chodzi o obiady w Iranie wyglądają tak.

To Kebab-e-kubideh. Do tego jest jeszcze sok z limonki, który stoi na stolikach w butelkach i polewa się nim jedzenie. W kombosie jest smaczniejsze.

Często też podawane jest coś w rodzaju sałatki złożonej z ziół - mięta, szałwia, szczypior i jakieś nieznane mi zioła, które mają chyba na celu poprawić trawienie po posiłku.
Żarcie jest bardzo smaczne a niemal natychmiast przekonujemy się że baaardzo trudno byłoby się zatruć tutaj jedzeniem. Irańczycy mają jobla na punkcie czystości. Ręce myją bardzo często podobnie jak stopy. Instrukcja mycia rąk w opisana w kilkunastu punktach wisi praktycznie w każdym lokalu.

Dzisiejszy dzień kończy się.bardzo szybko, słońce spada, przejechane niewiele bo ciut ponad 400 km. Zaczynamy szukać noclegu i postanowiliśmy że dziś spróbujemy przespać się w namiotach. Dojeżdżamy do miasta Kermanszah i na przedmieściach zapytuję ludzi o jakieś miejsce do spania.

Polecają nam park i postanawiamy sprawdzić.czy da się.i jak to wygląda. Parki są w większych miastach a że właśnie takie mamy przed sobą, namierzam dość duży park na mapsme i udajemy się w tamtym kierunku. Trochę kluczenia ale w końcu udaje się.nam wjechać do parku i zaparkować. Ściągam ciężkie ciuchy i idę do sklepiku z lodami w parku zapytać czy możemy się tu kimnąć. Niestety żaden z Panów nie kuma po angielsku wracam więc do chłopaków. W parku ludzi opór, jedzą, odpoczywają, piknikują. Widzę grupę kilku kobiet po drugiej stronie alejki ale mam wątpliwości czy można do nich podejść bez obawy skrócenia o głowę ponieważ nie ma z nimi żadnego mężczyzny. Podchodzę niepewnie zapytując czy możemy spać w parku pod namiotami. Komunikacja leży, znów nikt nic nie kuma ale kobiety chcą pomóc coś tam gmerają w telefonach próbując włączyć tłumacza, ja wyciągam notes, w którym zapisałem sobie fonetycznie jak zapytać czy możemy rozłożyć tu namiot. Ciężko idzie ale w końcu Filip daje mi telefon z odpalonym tłumaczem (mamy już internet) i idzie już sprawnie. Możemy tu biwakować bez problemów. No to ognia. Toboły z motków, rozbijamy namioty i wciągamy motocykle na chodnik bo ruch dość spory , każdy przystaje i mam obawy że w końcu ktoś w nas wjedzie. Motocykle zabezpieczone, namioty rozstawione - idziemy po browar ;-) (bezalkoholowy).

Oczywiście znów tłumy ciekawskich ale tym razem strasznie miło. Przynoszą nam jedzenie, lody, owoce więc obowiązkowo wypełniamy zadania i focimy się wspólnie.





Ludzi przewija się naprawdę.mnóstwo i w końcu spotykamy kolesia, który płynnie mówi po angielsku , jest bowiem przewodnikiem. To ten koleżka w kasku. Sporo dowiadujemy się o sytuacji w Iranie, podejściu ludzi do rządu, religii itp. Przekonuję się.po raz kolejny i utwierdzam w przekonaniu, że ta medialna papka, którą nas karmią nie ma nic wspólnego z rzeczywistością i prawdziwym obrazem danego kraju czy ludzi w nim żyjących. Okropnie mnie to wku#$ia, że wciska nam się.kompletne bzdury a ludzie łykają jak młode pelikany medialne informacje nie mając zielonego pojęcia że w wielu przypadkach to po prostu manipulacja.



Rozmawiamy długo , zapada zmrok. Wypijamy hektolitry bezalkoholowego browca, za który płacimy majątek (bodaj 9 zł za puchę). Park jest niesamowicie wręcz oświetlony wielokolorowymi lampionami. Jest spokojnie i bezpiecznie. Do późnych godzin nocnych tętni życiem, ludzie jedzą, bawią się. Nie tylko my jesteśmy pod namiotami. Irańczycy po imprezie też śpią w namiotach lub na kocach bezpośrednio na trawie. To bardzo fajne, nie to co u nas. W każdym parku jest duża toaleta z umywalnią. Czasami też jest prysznic lub można wziąć go po prostu w kiblu. Dostęp do wody jest zapewniony i jak się.okazuje to jest główną przyczyną że irańczycy mówili nam że spanie na dziko jest niebezpieczne. Próbując ustalić o co biega rozmawiałem z kilkoma osobami, z którymi komunikacja byla możliwa i wszyscy wskazali że brak dostępu do wody = niebezpieczeństwo. W parku masz wodę i toaletę, jak to spać w krzakach na dziko? To niebezpieczne :-). Hmmm. W parku też nie jest najbezpieczniej, o czym dowiemy się z rana…
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem