Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27.05.2017, 13:27   #25
mirkoslawski
 
mirkoslawski's Avatar


Zarejestrowany: Jul 2011
Miasto: Kielce
Posty: 1,656
Motocykl: Dziczyzna
Przebieg: ustalam
mirkoslawski jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 1 tydzień 3 dni 13 godz 52 min 56 s
Domyślnie

Dzień 3 - dla mnie chyba "naj" pod wieloma względami - szczególnie pod tzw. advenczer

Wstaliśmy około 8.00 i nieśpiesznie zaczęliśmy się pakować, śmiejąc się przy tym z naszego "adventure" w luksusowym domku, z pachnącą pościelą i ciepłą wodą Jeszcze nie wiemy, że dzisiejszy nocleg będzie zupełnie inny...oj INNY to za mało
Plan jest taki - tniemy na Borse a później w góry. Planujemy spać dzisiaj nad jeziorkiem w górach na ponad 2000 m.n.p.m., nad którym był ostatnim razem Mateusz (wtedy zaj...li i oddali mu motka)...oj te nasze plany, to jak pisanie na plaży tuż obok morza...
Do Borsy jakieś 90 km, głównie po asfaltach choć raz chcieliśmy zboczyć z asfaltów i dojechać górami ale śliskie błoto i koleiny na pół koła nas cofnęły. Generalnie droga do Borsy dla mnie to czas ekscytacji - dzisiaj na dziko w wysokich górach Maramures Czy mój subframe wytrzyma? W końcu się podobno łamie nawet pod własnym ciężarem a ja mam tam oprócz swoich 110 kg z przodu jakieś 35 kg z tyłu...no i felgi z gównolitu...takie tam rozterki i rozmyślania.
W Borsie mieliśmy coś zjeść ale po pierwsze korki (robią drogę) i dzikie tłumy nas zniechęciły - a właściwie mnie, bo ja generalnie nie lubię ludzi
Lecimy!
I wjeżdżamy w góry - najpierw niewinnie - jadę asekuracyjnie bo w głowie komfortu brak i myśli: "subframe", "felgi", " duży ciężar bagażu". Jadę spięty...ale po parudziesięciu minutach zaczynam już o tym nie myśleć - wokół są tak piękne widoki, że aż w oczy parzą! Droga w górach FANTASTYCZNA! Zdaję sobie sprawę, że już trudno mi będzie cieszyć się "trudnym offem" wkoło komina po tym, czego doświadczam w górach Rumunii! Lecimy - jest około 12.00 - navi do jeziorka pokazuje 17,8 km więc będzie czas na rozbicie namiotów itp. DZIDA!
Po drodze spotykamy tak ostry zjazd, że miałem wrażenie, że spokojnie mogę pompki na kierownicy robić
Lecimy - im wyżej tym zimniej i piękniej! Po drodze mijamy jeszcze puste bacówki a jakieś 7 km od celu super wypasioną bacówkę, z krzyżem na frontowej ścianie - fantastycznie położoną tuż obok wodospadu Oczywiście wyskakuje do nas pies ale lecimy coraz wyżej...no ok - z tym "lecimy" to lekkie nadużycie - raczej wdrapujemy się. Raz czy dwa pomagając DR'ce wdrapać się w górę (BMW wdrapał się wszędzie sam - oprócz jednego miejsca, o którym za chwilę). Wysoko, ponad 1900 m...zaczynamy mijać śnieg ale i łąki krokusów, coraz więcej skał i kamoli ale i błota i wody...zaczyna być na prawdę trudno - to droga raczej dla liści albo chociaż motków bez tobołów.
Jadę pierwszy, pokonuję kolejny podjazd i...qrwa - olbrzymia zaspa na drodze! Staję, rozkładam kosę i chcę zejść z motóra a ten nagle leci w lewo! Dobrze, że nawet z bagażem jest na tyle lekki, że utrzymałem go na nodze - myślę "ok, kosa się zapadła ale jak?". Próbuję jeszcze raz postawić ale leci...Ki czort?!
Ok - już widzę - kosa pękła! no to zajebiście. Jestem w górach bez kosy i centralki...na szczęście kosa złamała się jakieś 5cm od podłoża więc podkładamy kamulca i moto stoi.Ale co dalej - jesteśmy jakiś 1 km od celu a jechać się nei da przez śnieg. Mateusz robi rekonesans na nogach i mówi, że damy radę, musimy podjechać tylko jakieś 800 m. Sprawdzam - włażę na zaspę - miejscami twardo ale miejscami zapadam się po kolana...mało tego - aby wjechać na zaspę trzeba pokonać stromy podjazd (śliski jak czort!) bez rozpędu, bo brak miejsca...jestem sceptyczny no ale ok, idą chmury burzowe więc jesteśmy w czarnej doopie, nie ma wyjścia. Mati mnie asekuruje - próbuję podjechać ale łapę uślizg w połowie podjazdu, muszę stanąć - oczywiście jak tak stromo i ślisko, że dociążony tył ciągnie w dół moto i przód łukiem leci w dół! Paciak - ale tak nieszczęśliwy, że noga zostaje mi pod rogalem skręcona tak, że poczułem naciągnięte stawy i kolanowy i kostkę do granic wytrzymałości! Zakupiione przed wyjazdem SIDI Crossfire II zwróciły się wielokrotnie w tym momencie - uratowały mi nogę i wiele kłopotów, bo jak miałbym wrócić?
Druga sprawa i poważna lekcja - byłem tak uwięziony, że gdybym był sam to...nawet nie chcę myśleć Niby nie groźny paciak a konsekwencje mogły być straszne.
Mati mówi, żebyśmy spróbowali jeszcze raz ale ja czuję nogę, tzn. czuję, że jest nadwyrężona, zmęczenie i opadająca adrenalina powodują, że mówię stanowcze NIE qrwa!
No ok, ale co robimy? Proponuję, abyśmy lecieli do "wypasionej bacówki" - tam przenocujemy, bo poza tym burza idzie a jesteśmy 2000 m.n.p.m..
Lecimy w dół - jest trudniej zjechać niż podjechać - generalnie w tych górach pokonaliśmy 28 km w 4h. Dotarliśmy do bacówki, Mati pyta o nocleg - ok, możemy! Konstantin pokazuje nam spanie (izba z wielkim "łóżkiem"). Konstantin to około 30 letni gazda, który MIESZKA w tych górach! Najbliższa wioska to jakieś 2h jazdy na motocyklach enduro! Zasięg tylko przy oknie albo 2km od bacówki (sprawdziłem osobiście)
Lekko zestresowani (na "posłaniu" widzimy ciemnie plamy (krew albo kał) - decydujemy się spać w śpiworach
Mamy ćwiartkę bimbru i 6 piw - dzielimy się sprawiedliwie na trzech, łącznie z zupkami w proszku, pijemy kawę - nasz gospodarz tylko po rumuńsku, my ni w ząb ale jakoś na migi i dopowiadając sobie trochę pogadujemy. Widoki sa FANTASTYCZNE, klimat prawdziwie ADVENTURE! Około 2.30 "zamykamy" się w "sypialni" (zamknięcie polega na przekręceniu gwoździa wbitego w futrynę) i próbujemy usnąć i nie myśleć o zapachu stęchlizny, brązowych plamach, wilkach i o tym, że w sumie jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę gospodarza...noc była dłuuuuga...
























Ostatnio edytowane przez mirkoslawski : 27.05.2017 o 14:21
mirkoslawski jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem