Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14.12.2016, 06:37   #104
henry
 
henry's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: INOWŁÓDZ tel - 504894578
Posty: 329
Motocykl: RD03
henry jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 2 dni 5 godz 27 min 18 s
Domyślnie

Dzień 12 Wtorek 9.08.2016

Wstajemy dosyć póżno. Wczoraj wzięło Maxa, a dzisiaj od rana ja również czuję się fatalnie. Głowa pęka, ręce i nogi obolałe, nic się nie chce, chyba troszkę za szybko wjechaliśmy na 4 tys. metrów. Mamy kryzys wysokościowy. Max aplikuje nam jakieś tabletki z nadzieją, że to coś pomoże, bo przed nami Bartang przecież.
Śniadanie praktycznie olewamy, nic nam nie smakuje, a tym bardziej mięsiwo.
Jemy trochę chleba popijając herbatką i to całe nasze śniadanie.
Za nocleg ze śniadaniem i kolacją, płacimy po 100 Somoni.





Wyjeżdżając z Karakol, w ostatnich budynkach po prawej, tam gdzie jest największa w wiosce noclegownia, uzupełniamy paliwo. Kupujemy 10l E80, a za 1l płacimy 7 Somoni.

Lecimy, po prawej jezioro, po lewej Chińska granica.



12 km. za Karakol, przy kupce kamieni, zjeżdżamy z głównej drogi w prawo, po ledwie widocznych śladach samochodów. Pokonujemy mały mostek i jadąc w dalszym ciągu po słabo widocznych śladach, zagłębiamy się coraz bardziej w góry.



Ślady, koleiny słabo widoczne, przecinające się z innymi, czasem całkiem ginące, nie wiesz na pewno, że jedziesz po właściwej drodze. Tak naprawdę, to w tym momencie jechaliśmy całkiem na wyczucie, mając nadzieję, że jedziemy w dobrym kierunku i gdzieś tam trafimy na właściwą, dobrze widoczną drogę.
Prawdopodobnie, lepiej było by odbić w Muzkol, bo według mapy, stamtąd odchodzi właściwa dróżka na Bartang.





W końcu, chyba nam się udało odnależć właściwą drogę, a właściwie równe, wyrażne koleiny, ale prowadzące w dobrym kierunku.
Dróżka na tym odcinku jest idealna, piękny, równy i gładki szuterek po którym jazda musi być przyjemnością.
Po tylu tysiącach kilometrów, po tylu niebezpiecznych przygodach, wreszcie mamy swoją nagrodę – JESTEŚMY NA BARTANGU i teraz pozostaje nam tylko, cieszyć się jazdą i widokami.























Przed nami rozjazd



Którą drogę wybrać ?



My pojechaliśmy prawą i … wybraliśmy dobrze



Jedyny, spotkany motocyklista na Bartangu, Niemiec, Hans jadący Yamahą XT, mówi, że dalej droga będzie coraz gorsza i nie będzie możliwa szybsza jazda, co najwyżej trzeci lub czwarty bieg.



Ale, przecież nam się nie spieszy, po to tu przyjechaliśmy i możemy jechać nawet na dwójce. JESTEŚMY NA BARTANGU !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!















Przed nami, praktycznie na drodze, bo innego, równego miejsca brak, biały namiot, a za nim kamienny domek w którym mieszka rodzina wypasająca kozy w górach.







Kiedy zatrzymujemy się na chwilę, pada charakterystyczne na Bartangu pytanie; „Chcecie pić czaj ? '' Oczywiście, nie odmawiamy i w ten sposób trafiamy do wnętrza kamiennej chaty.







Pijemy herbatkę, zagryzamy miejscowym chlebem i przy okazji pomagamy mieszać kymys w wysokiej beczułce. Potem kupujemy jeszcze chleb, żeby mieć na kolację i jedziemy dalej.



Dla mnie, to był najpiękniejszy odcinek Bartangu.



















W pewnym miejscy trafiamy na małą dolinkę z bujną, zieloną trawą, a że dzień zbliża się do końca, zatrzymujemy się z myślą, że będzie to fajne miejsce na rozbicie namiotu. Kiedy jednak rozejrzeliśmy się po okolicy, odkryliśmy najpierw kamienną zagrodę dla zwierząt, a za nią szałas, oczywiście też z kamienia.
W tej sytuacji, namiot okazuje się zbędny, będziemy spać w kamiennej chatce.





To chyba rogi kozicy pamirskiej, znajdujemy ich sporo w okolicy.







Dzisiejsza kolacja składa się z zakupionego chleba, kolejnej puszki z naszych zapasów i herbatki oczywiście. Potem rozpalamy ognisko we wnętrzu kamiennej chatki, żeby zmienić trochę temperaturę. Najpierw ogniska, a potem rozgrzane kamienie oddawały ciepło i wewnątrz zrobiło się całkiem przyjemnie i przytulnie.







Teraz dopiero zwróciliśmy uwagę, że przecież nie mamy już żadnych objawów choroby wysokościowej i praktycznie, nie zwróciliśmy uwagi, kiedy dolegliwości ustąpiły. Wyjeżdżając z Karakol, czuliśmy się fatalnie. Pierwsze kilometry po bezdrożach również nie były przyjemne, ale potem organizm poradził sobie z wysokością i choroba całkowicie ustąpiła.


Dystans 110 km Temperatura 22 *
henry jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem