Od Jastrzębia jechałem już sam, azymut zachód i dzida w lini prostej. Pola, łąki, drogi gruntowe, co się dało. Do czasu aż, elektryka dała o sobie znać. Szybko wróciłem na czarne i do końca już z niego nie zjeżdżałem, chyba, że na pobocze niestety.
W tym miejscu fotorelacja się kończy, bo zabrakło prądu w kamerce, jak się potem okazało nie tylko w niej, Afra też zaczęła kichać prychać, aż w stanęła na dobre w szczerym polu. Podejrzenie padło na relger. Sprawdziłem też wtyczki ale dopiero po cudownym zaklęciu KU^%A MAĆ Afra ożyła. Tak się doturlałem w ok. Kamiennej góry, znów ta sama procedura. Ostatnie 100 km na duszą na ramieniu i bez świateł. uff udało się dojechać, pora ogarnąć Afrę, przecięż jutro trzeba znowu gdzieś skoczyć