Chciałem odpalić moto, ale nawet nie zakasłał... no to myślę grzane manetki były włączone... Na szczęście stanęliśmy na górce. Nawet nie trzeba było pchać. Jedziemy sobie elegancko do Krakowa zostało koło 150 km moje moto zaczyna świrować. Wskazówka na obrotomierzu wariuje ale moto jedzie normalnie po chwili szarpie gaśnie znów pracuje... Cholera a to co...? Krótka przerwa... przy okazji zjedliśmy obiad. No dobra spróbujemy jechać dalej. Objawy zniknęły, minęliśmy tabliczkę KRAKÓW, a Andrzej jadący do tej pory cały czas zachowawczo i jako ostatni zmienił się w diabła. Wyprzedził, zaczął prowadzić na Wawel. Kraków przejechaliśmy chyba w 6 minut.
__________________
Najlepszą inwestycją jest inwestycja w siebie. Więc wsiadaj i fruń przed siebie po wspomnienia
Jeśli masz chwilę czasu wejdź na https://www.facebook.com/wildmototrips/
|