Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24.07.2016, 16:14   #21
dżony
 
dżony's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2013
Miasto: Złotów
Posty: 419
Motocykl: DR 650 SE
dżony jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 19 godz 5 min 54 s
Domyślnie

Zostało nam już tylko kilka dni ważności wizy więc koniec zabawy w terenie, dalej będziemy musieli już grzać asfaltem. Jedziemy w stronę Elisty. Nuda okropna, asfalt po horyzont a dookoła tylko step, do tego straszliwy upał.







Czasem jakaś turystyczna atrakcja, przydrożny pomnik byka pośrodku niczego.





Jedynym urozmaiceniem jest wyprzedzanie ciężarówek.



Gdzieś już przed samą Elistą wyprzedziliśmy kilka ciężarówek wlokących się pod górkę. Jak to zazwyczaj na podjazdach tam również była linia ciągła. Pech chciał, że zauważył to patrol milicji. Zatrzymali nas zaraz a ja już wiedziałem, że nie będzie ciekawie bo w Rosji za wyprzedzanie na ciągłej zabierają prawo jazdy na 3 miesiące więc dla nich to dosyć solidne przewinienie.

Zawsze jechaliśmy tak, że ja prowadziłem, Marcin drugi a na końcu Maciej. Milicjant podszedł do nas i poprosił o dokumenty, zaczęliśmy grzebać po torbach ale chciał papiery tylko od Macieja. Nie mam pojęcia dlaczego ale twierdził, że to on wyprzedził te ciężarówki a nie my wszyscy. O takie rosyjskie myślenie. Wsadzili go do wozu, trzasnęli drzwiami i zaczynają ruszać. O kurdę gdzieś go wywożą !? podbiegłem do nich zaraz ale odjechali na szczęście tylko ok 100 metrów od nas i tam zaczęli go maglować. Z daleka widać machanie rękami, język na migi. Przyjęliśmy zasadę, że nie gadamy już z żadnymi służbami. Nie znamy ruskiego i koniec. Sytuacja trwa już kilkanaście minut, wołają mnie w końcu żebym podszedł. Oczywiście pytanie czy znam rosyjski. Nie znam, tylko po polsku. Widzę, że przedstawili już sytuacje rysunkowo. Na kartce schemat drogi, ciężarówki, podwójna ciągła no i Maciej na lewym pasie. Mimo to idziemy w zaparte, że nic nie rozumiemy i nie wiemy o co chodzi. Doskonale rozumiem co do nas mówią, tam właśnie dowiedziałem się o zabieraniu prawa jazdy no i o kwocie mandatu, który mielibyśmy zapłacić - 15 tysięcy rubli... to prawie 1000zł. Mówię chłopakom co jest grane robiąc przy tym zdziwione miny i dalej to samo. Ja nie znaju, ja nie panimaju. Oni do nas po rusku my do nich po polsku. W końcu zapada cisza, nie wiem ile to trwało ale z 2-3 minuty nikt się do siebie nie odzywa. Szeptają po tym coś do siebie, bez słowa oddają dokumenty, trzaskają drzwiami i odjeżdżają. Uff, udało się. Kwota mandatu, który mielibyśmy zapłacić była mocno przesadzona ale liczyłem się już z tym, że coś trzeba będzie im dać no bo w końcu popełniliśmy to wykroczenie. Nie była to próba wyłudzenia kasy za nic. Jedziemy dalej, już ostrożniej.

Elista, stolica Kałamucji.



Podczas tych długich asfaltowych przelotów było dużo czasu na myślenie i tak sobie coś wymyśliłem. Skoro już jesteśmy w tej Rosji, dni do końca wizy nam jeszcze trochę zostało to czemu nie wykorzystać tego na maxa? Jedziemy nad Morze Kaspijskie

Za Elistą skręcamy na Astrachań.





Co jakiś czas na tym pustkowiu zdarzają się nie wiem jak to określić ale niech będzie miejsca postoju. Parkingi dla ciężarówek, stacja benzynowe, jakaś knajpa itp.





Zatrzymujemy się w jednej z nich na obiad. Na dworze okropny upał więc jemy w środku, klimatyzacja daje zbawienny chłód. Przez okno widzę, że przy motocyklach zaczyna się kręcić coraz więcej osób. Do nas też co chwile ktoś podchodzi, zaczepia. W takich sytuacjach zawsze robię się podejrzliwy. Po obiedzie Maciej chce jeszcze coś pogrzebać przy motocyklu więc czekamy na niego już na dworze. Dookoła nas przewija się mnóstwo ludzi, pełne autobusy ludzi jednych wysadzają innych zabierają. Coraz więcej zagranicznych rejestracji, Azerbejdżan, Iran, Kazachstan. Tłum ludzi a z tego tłumu oczywiście najbardziej wyróżniamy się my, czuje na sobie spojrzenia wielu osób. Moją uwagę przekuwają jednak dwaj goście którzy ewidentnie cały czas się na nas gapią, z wyglądu ruskie cwaniaki z czarnego BMW. Podchodzą w końcu i dają standardowy zestaw pytań, skąd dokąd po co. Pyta czy jedziemy przez Dagestan, mówi żebyśmy tam uważali. Słychać po tonie, że chyba nie do końca im tam pasujemy. Nie wdawałem się w żadne dyskusje i ucinałem tylko, że nie rozumiem. Na koniec powiedział coś tylko pod nosem ojjj poliaki, poliaki wszędzie się pchacie. Odszedł kawałek, wyciągnął zaraz telefon i zaczyna z kimś rozmawiać. Słyszę, że mówi o nas, podaje jakie mamy motocykle itp. Pierwsze co mi przychodzi do głowy to, że jak tylko kawałek odjedziemy to dostaniemy pałą w łeb, okradną nas, zgwałcą i porzucą na tej pustyni. Poganiam chłopaków, żeby szybciej się zbierali a dwa cwaniaki ciągle na nas patrzą. Ruszyliśmy w końcu, odbijamy w prawo z głównej drogi prowadzącej na Astrachań. Jedziemy na południowy wschód w stronę morza.

Częstotliwość ruchu samochodów spada może do kilku aut na godzinę - jedziemy tam praktycznie sami. W głowie mam ciągle tych dwóch typów i myśl, że to idealnie miejsce żeby nas zaciukać. Bez świadków, cisza i spokój.



Podejrzenia okazały się na szczęście tylko podejrzeniami ale wyobraźnia działa. Wpadam nawet w depresję, tę geograficzną



Upał taki, że nawet jeziora wysychają.











Wyjeżdżając z jakiegoś miasteczka jadę ciągle z otwartą szybą łapiąc trochę powietrza. Jedziemy już dobrze ponad stówę i w nagle zauważam przed sobą czarną chmurę. W ostatniej chwili zdążyłem zamknąć kask, wpadliśmy w chmarę szarańczy. Chowam tylko szyję licząc, że to dziadostwo nie wleci mi za koszulkę. Jechaliśmy tak kilkaset metrów. Przez szybę już prawie nic nie widać, wszystko zaklejone szarańczowymi flakami.



Pod wieczór dojeżdżamy w końcu na granicę. Paszporty, odprawa - jesteśmy w Dagestanie.



Jesteśmy już bardzo blisko morza, jest plan żeby na nockę podjechać gdzieś na brzeg.













Dojeżdżamy na brzeg. GPS pokazuje, że w sumie to jesteśmy już w wodzie ale gdzie to morze? Mimo, że nad morzem to morza w tej okolicy nie zobaczymy. Wołga płynąc przez tę pustynie niesie ze swoimi wodami dobroć z całej zachodniej Rosji. Wpadając do Morza Kaspijskiego szeroką deltą tworzy ogromne bagniska, wszystko jest zarośnięte.



Na brzegach żyją tylko rybacy. Mają wykopane kanały, którymi wypływają na otwarte wody. Piaszczyste plaże zaczynają się dopiero na wysokości Kizlaru, tam pojedziemy jutro. Rano wskakujemy na asfalt i jedziemy na południe. Dziś jest plan, żeby leżeć na plaży, pić piwo i nie robić nic.

Przed Kizlarem zatrzymujemy się w sklepie kupić coś do picia i podpytać gdzie są ładne plaże. Życiem jak i takimi wyjazdami często rządzą przypadki. Podjeżdżając pod ten sklep nie mieliśmy pojęcia co to ze sobą przyniesie. Sklepów dookoła było kilka ale los rzucił nas akurat pod ten..



W tym momencie zaczyna się najbardziej chora i głupia akcja jaką zrobiłem w życiu. Trwała ona dwa dni i oczywiście była w ruskim towarzystwie.
dżony jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem