Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16.10.2014, 18:45   #4
Neno
 
Neno's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Mar 2010
Miasto: Zambrów
Posty: 1,282
Motocykl: CRF1000L
Przebieg: 64321
Neno jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 5 dni 9 godz 15 min 6 s
Domyślnie

Do Marrakeszu dojeżdżamy dwa dni przed przylotem pozostałej części ekipy. Niby mamy w planach szybko się ogarnąć i wyjechać na off-roadowy, dwudniowy trip ale sprawy jak zwykle toczą się własnym torem. Zabawa w czasie dojazdówki gadżetami w naszych motocyklach kończy się tym, że dojeżdżamy z padniętymi akumulatorami. O tym, że w nich prądu brak dowiedzieliśmy się już w Niemczech. Zrobiliśmy więc sobie stację ładowania z samochodowego alternatora i tak na zmianę, po kilka godzin ratowaliśmy swoje baterie. Moja była nowa więc reanimacja się udała, Darkowa niestety nadawała się tylko do wymiany.
Cóż było robić... odczepiliśmy przyczepę i w miasto.

Salon Yamahy – piękny, z instrumentami muzycznymi... aku brak. Gdzie dostać nie wiedzą. Sesja:











Pobliski mechanik mówi, że nie ma, nie wie gdzie mogą być ale pomoże i tak nie ma klientów. Jakoś tak mu sympatycznie z oczu patrzy więc w sumie czemu nie, będzie przygoda. Zabieramy go na pokład auta i kierunek centrum. Krążymy tak ponad 2h robiąc blisko 70km , odwiedzamy ponad 20 sklepików/warsztatów i w końcu jest!
Jeszcze tylko ostatnia przymiarka (do mojego Xtka, takie same aku) czy pasuje i.... próbujemy się targować. Nie wychodzi Rachunek jest słony. 550Dirchamów czyli 220zł. Na domiar złego nasz pomocnik zaczyna stukać w zegarek więc już wiem , że za dziękuję i dobre piwo to nie przejdzie.
I faktycznie... wysiadamy, Daro sięga do kieszeni a człowiek w mig po prostu podaje ile się należy... 200Dh czyli 80zł. Zgroza. No cóż... This is Morocco.









Przypomina mi się przeżyta jakiś czas temu podoba sytuacja, tyle, że na terytorium Europy.
Sevilla. Leje.
Ja z ciągnącym się po ziemi łańcuchem, bez akumulatora podjeżdżam pod pierwszy lepszy sklep z częściami (znaleziony w POI Garmina). Akurat padło na BMW...
- Będzie bolało – myślę ale co mi szkodzi wejść zapytać.

Zsiadam, ku nam (byłem akurat z Holendrem, Krisem, który od +/- 2000km drogę powrotna dzielił ze mną) biegnie gość. Rozkłada nad nami parasolkę i pyta co tu robimy, czego szukamy, jak nam może pomóc. Na pytania odpowiadamy już przy kawie i rogaliku ! Jeden telefon i koleś mówi , że części będą za 1-2h. Stawia kolejna kawę, kolejnego rogalik i ucieka do pracy ale obiecuje, że wróci za 30 minut. Wraca. Zaprasza do salonu samochodowego w którym pracuje, tam schronieni przed deszczem oczekujemy na graty – oczywiście przy kawie. Zgodnie z umową po +/- 2h zjawia się koleś z częściami, pokazuje paragon na 235e ale... mówi, że ja płacę tylko 200e. Taki gest. Pyta tylko czy potrzebuję również usługi (wymiana napędu). Dziękuję grzecznie bo cena mnie przerasta, zresztą doskonale wiem jak to zrobić więc... no tak już mam. Dla ciekawskich – to było 50e.
Zabieram się do wymiany aku. Brakuje klucza. 2Minuty później z serwisu wyjeżdża niemal cały wózek z narzędziami Oczywiście klucz miałem ale zanim go wytargałem z narzędziówki miałem już do wyboru kpl. Markowych narzędzi. Nasz dobrodziej zaprasza do siebie na obiad, kolację. Ma garaż więc motocykle będą bezpieczne... Nie widzi problemu, wręcz będzie mu miło, zaprosi kolegów, zrobimy grilla na tarasie itp. itd. Szkoda , że dla Krisa się spieszyło ;(
Na pożegnanie pyta jeszcze czy jedziemy przez Madryt bo ma tam mieszkanie... może nam dać adres, klucze. Jedyny koszt dla nas to odesłać mu po wizycie klucze. Możemy tam zostać ile chcemy i tak rzadko tam zagląda.... I co tu powiedzieć ? To jest gościnność!
Od tamtej pory czekam aż kiedyś ja w swoim małym sennym miasteczku będę mógł spłacić swój dług. Może kiedyś...

No ale cóż, inni ludzie, inna mentalność, a może źle trafiliśmy. Czas na przemyślenia jeszcze przyjdzie pomyślałem i przestałem się już nad tym zastanawiać. 10minut później siedzieliśmy już na kempingu.

Akumulator pasuje idealnie, Darek wkłada go do Tereski a ja walczę z tym czego nie skończyłem przed wyjazdem... Ogólnie jesteśmy „nieźle” przygotowani bo Darek zauważa jeszcze brak klocków z tyłu. Akurat mam na zapasie nówki więc ratuję kolegę. Oby mi nie były potrzebne bo będzie lipa.



Tak ucieka nam cały dzień. Przez chwilę jeszcze myśleliśmy by jednak się wyrwać i ten pierwszy nocleg zrobić gdzieś na tzw. „free kempingu” ale jakoś tak nam nie wyszło. Zostajemy, robimy pyszne jedzonko, kilka toastów za pomyślność dnia kolejnego i kolejnego, i kolejnego... a , że przyjechaliśmy tu na 3 tygodnie to wiadomo jak się to skończyło









Tak więc pierwszą noc spędzamy na kempingu.


Dzień drugi naszego wyjazdu rozpoczynamy od tankowania i kontroli ciśnienia. To chyba jedno z ostatnich zdjęć na których nasze motocykle jeszcze jakoś wyglądają



cdn.
Neno jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem