Maskara, jak ona w ogóle mogła tak pomyśleć. No zgoda, może i Azja jest nieco metroseksualny, taki nieokreślony do końca jak to psychopata ale ja, buchający testosteronem samiec alfa? Na mój widok nawet kozy na pastwisku przechodzą w galop! W jednej chwili całe powietrze z taki trudem gromadzone w płucach, zeszło i na powrót wydęło mi brzuch. Zrezygnowany i upokorzony powlokłem się do windy. A Azja przeciwnie, cały w skowronkach i nie chodziło tu o perspektywę wspólnego łoża, przynajmniej mam taka nadzieję, a o klimat hotelu. Duch Układu Warszawskiego, był wszechobecny, a Azję to kręci. Mam większą podłogę w namiocie, niż ta w windzie. Zrobiło się nieco niezręcznie, bo za wszelka cenę chciałem uniknąć jakiejkolwiek bliskości, a z Azją to już szczególnie ale ledwo się tam z połową naszych bagaży zmieściliśmy. Następnym kursem wybrałem schody. Na korytarzu meble z lat 70-tych. Kable na ścianach na wierzchu. W pokoju okna okna "uszczelnione" papierową taśmą pomalowaną na biało, nieotwieralne. Azji banan nie schodził z twarzy. Zaproponował, żebyśmy tu zostali jeden dzień dłużej. Nie miałem sumienia odmówić ale dusza wyła. W tym pokoju były dwie w miarę nowoczesne rzeczy, ja i telewizor. Włączyłem by uciec od smutnej rzeczywistości. Nie udało się...
Są jednak plusy dodatnie, w łazience jest wanna. Super, zrobię sobie dzisiaj SPA. Najpierw jednak późna kolacja. Do jedynego w Mołdawii McDonaldsa co prawda ponad 2 km ale czego się nie robi dla zdrowia.
Kiszyniów, podobnie jak niektóre damy, zyskuje na atrakcyjności wraz ze zmrokiem.
Ciekawostką były dla mnie przejścia podziemne, nie dlatego, że z prowincji jestem ale dlatego, że były czyste. Graffiti jak graffiti, standard ale żadnych śmieci i zero zapachu uryny(!)
Nie wiem czy wiecie ale stołowanie się w Macu nie wyklucza regionalnej kuchni. Menu w różnych regionach bywa inne. Oczywiście flagowe produkty są wszędzie takie same ale ja nie jadam nigdy bułek i burgerów więc zwracam uwagę ofertę niestandardową. I tak w Czechach można dostać normalną jajecznicę, w Niemczech słynne niemieckie kiełbaski (i książkę do zestawu dla dzieci). We Włoszech burgera z pancettą. W Skandynawii wrapa z rybą itd.
W zeszłym roku byłem w Chorwacji z rodziną, usiłowałem gdzieś zjeść dobre krewetki. Po kilku podejściach odpuściłem, co próba to mina, a wydawało mi się, że w takim kraju dostanę doskonałe na każdym rogu. Wracając przez Austrię, zatrzymaliśmy się McDonaldzie gdzie zjadłem, świetne krewetki w cieście. Okazało się że Kiszyniowie też są w menu. Były znakomite. Moje niezadowolenie z przedłużonego pobytu w tym mieście trochę stopniało.
Wracając spotkaliśmy nawet fajne dziewczyny ale gadka się nie kleiła i ogólnie jakieś sztywniary były.