Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07.05.2014, 08:05   #100
sowizdrzal
Turysta DualSport
 
sowizdrzal's Avatar


Zarejestrowany: Jul 2011
Miasto: Chorzów
Posty: 584
Motocykl: KTM 1200 6T
Galeria: Zdjęcia
sowizdrzal is an unknown quantity at this point
Online: 2 tygodni 2 dni 4 godz 17 min 43 s
Domyślnie

I w końcu powrót. Z okolic Skopje do Belgradu mamy prawie 500km do przejechania. Trasa jest dość
prosta i całkiem całkiem widokowa, ale to jednak już powrót. Macedonia, granica z Kosowem, na której
spotykamy polskich żołnierzy (dzięki nim przejeżdżamy bez żadnej kolejki czy kontroli), szybki
przelot na północ tej byłej serbskiej autonomicznej prowincji, mijamy Kosowską Mitrowicę i wjeżdzamy
do północnej części (teoretycznie już) Kosowa, ale tak naprawdę nadal zamieszkaną przez sceptycznie
(to bardzo delikatne słowo) nastawioną do ,,neue ordnung'' ludność, oczywiście głównie Serbów.
W czym ten sceptycyzm się objawia? Ano, głównie w tym, że na samochodwych rejestracjach widnieje
wciąż SRB, zamiast RKS (Republika KoSowo). Niektóre auta jeżdżą w ogóle bez rejestracji - domyślamy
się, że to te, którym zdjęto na siłę numery serbskie, a kosowskich właściciele przyjąć nie chcieli...
Oprócz tego na domach serbskie flagi, napisy na sklepach głównie cyrilicą, a jedyne łacińskie litery
które widzimy, układają się w napis ,,KOSOVO JE SRBJA!'' Smutne, ale cytując któryś polski film -
,,sami jesteście sobie winni''.

Granica z Serbią, tą właściwą, to już niemalże tylko formalność. Jedynie kosowska pograniczniczka
mówi nam, aby pokazać w następnej budce (czyli Serbom) dowód zamiast paszportu. Dlaczego? Do końca
nie orientujemy się, ale... to działa. Chyba mamy w paszportach wbite coś (albo nie mamy wbite),
co nie pozwoli nam legalnie wjechać do Serbii. Co rok się to zmienia, ciężko się połapać, jednak
granicę przekraczamy bez problemów.

Odtąd już tylko nudna dojazdówka do Belgradu, bo do auta i lawety pozostaje nadal prawie 300 km.
Cholera, jak ja nie lubię takich dni - wszyscy zmęczeni, fajny wyjazd się kończy, trzeba być
na czas w określonym miejscu, więc końcówkę trasy jedzie sie już nocą, zimno i niebezpiecznie.
W końcu jednak Belgrad i pakowanie motków. Jak dobrze, że tych 800km do Polski nie musimy robić
w siodłach nudną płaską autostradą, po ciemku i w deszczu. Laweciarstwo jednak ma swoje zalety,
a i adwenczer nie poczuł się nijak tym zamordowany Budapeszt, Słowacja, granica w Cieszynie,
Chorzów, potem SMS z Krakowa, że trzon ekipy też już dotarł bez kłopotu na miejsce.

Nie lubię pożegnań, ani podsumowań, z resztą ta przygoda nie zakończyła się jeszcze.
Wzruszeń też nie lubię, ale po ilości czasu, którą poświęcamy na spisywanie wspomnień
łatwo jest wywnioskować, jak wiele ten wyjazd miał ciepłych i słonecznych momentów

Za najlepszy komentarz do całości niech posłuży film zmontowany przez Jacka.
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg 18-IMG_9859.JPG (372.5 KB, 8 wyświetleń)
Typ pliku: jpg 19-IMG_9860.JPG (322.5 KB, 19 wyświetleń)
Typ pliku: jpg 20-IMG_9866.JPG (182.2 KB, 6 wyświetleń)
__________________
Sowizdrzał
KTM 750 6T
Nie wierz, nie bój się, nie proś!
sowizdrzal jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem