Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18.12.2013, 21:27   #19
sambor1965
 
sambor1965's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,667
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
sambor1965 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 3 godz 36 min 12 s
Domyślnie

Nie byłem w Chorogu w 2012, nie złożyło się. Po raz pierwszy od wielu lat. Może i dobrze, bo akurat zaczęły się porachunki między Pamirczykami i Tadżykami i turyści mieli trochę problemów z poruszaniem się po Badachszanie. W końcu zamknięto Pami na dobre i przez kilka miesięcy nie było tam w ogóle wjazdu. Smakiem musieli się obejść również i ci, którzy zamierzali wjechać do afgańskiego Wakhanu, jedynego bezpiecznego kawałka tego kraju owładniętego od ponad 30 lat wojną.











Zazdroszczę tym, którzy ze mną jeżdżą tego w jaki sposób odbierają Pamir. Świeżości spojrzenia, nowych porównań. Znam Pamir lepiej niż Bieszczady, lepiej od większości miejscowych, nie mówiąc o Tadżykach, którzy rzadko się tu zapuszczają mówiąc, że tam niebezpiecznie. Wiem czego spodziewać się za kolejnym zakrętem, wiem które przełęcze są asfaltowe, a na których pojawi się szuter. Pamiętam miejsca, gdzie można się zatankować, coś zjeść. Znam ze dwa fajne bary w Murgabie i kilkanaście dobrych miejscówek na noclegi. Wiem na którym kilometrze trzeba skręcić z Pamir Highway żeby pojechać nad Zorkul i jak minąć posterunki, by wjechać tam bez przepustki. Nie mam już jednak tej radości odkrywania. Wiem, że niewiele mnie po drodze zaskoczy. Niechętnie sięgam po aparat, chyba że światło jest wyjątkowe. Z trudem utrzymuję koncentrację potrzebną przecież podczas przejazdu. Pamir Highway nie jest dla mnie może męką porównywalną z Waszym siedzeniem w robocie, ale zapewniam, że nie jest też już szczególną przyjemnością.



















Tym razem nie nudziłem się aż tak bardzo, bo wsłuchany byłem w samochód. Uczestnicy imprezy pojechali przodem, a ja z milczącym Jarkiem nawijaliśmy kilometry na koła. Z Murgabu do Chorogu jest około 300 km. Zatankowaliśmy się w tym najbardziej podłym z podłych miasteczek i ruszyliśmy na zachód. Motocykle pognały do przodu. Do Alichur asfalt jest znośny. Droga stale się podnosi, by osiągnąć w końcu właściwy dla całego pamirskiego plateau poziom 4000 metrów i swoimi prostymi odcinkami przez kolejne 200 kilometrów nudzi kierowców. Urozmaiceniem są dziury, słońce w zenicie spłaszcza powierzchnię drogi i nie widać ich. Lepiej jednak patrzeć uważnie i dostrzec ślady hamowania przed przeszkodą. Asfalt miejscami pofałdowany jest jak morze, wjechanie na dużej prędkości w taką niespodziankę skutkuje katapultowaniem samochodu. Cztery koła w powietrzu i wtedy ten mało przyjemny stan zaburzonej grawitacji i latające przedmioty zwiastują nadchodzące „łup”. Auto wytrzymało i tym razem. Kolejne kilometry nawijane są ostrożnie, ale jedziemy coraz szybciej i szybciej tracąc stopniowo czujność, by za kwadrans powtórzyć lot.











Na granicy spotkaliśmy 2 Czechów na skuterkach, którym towarzyszył bus. Ojciec z synem – tworzą ambitne prototypy skuterów. Zamierzali nimi wjechać jak najwyżej się da. Ponownie spotkaliśmy się na Ak Bajtał – 4655 metrów, zmieniali opony na kolcowane, grzebali też w zębatkach szukając odpowiedniego przełożenia – cel: wjechać tym offroadowym skuterkiem na 5000 metrów.
Przywykłem do pamirskiej przyrody i jej niezwykłości wydają mi się normalne. Wciąż jednak zaskakują mnie ludzie – najczęściej rowerzyści. Tym razem moim bohaterem był młodziutki chłopak na rowerze. Zatrzymałem się jak zwykle żeby pogadać. Zawsze mam dla rowerzystów czas i wodę. Czasem coś więcej.
To był Amerykanin. Odjeżdżając zapytałem:
Hej, ile masz lat?
17.
OMG. Rodzice wiedzą gdzie jesteś?
Dałem mu lizaka. Przyjął z wdzięcznością. Spotkaliśmy się 4 dni później, męczył się pod przełęcz Khargush.
Potrzeba Ci czegoś?
No, I am fine!
Szacunek.
Policjanci na wjeździe do Chorogu jak zwykle chcieli łapówkę. Jak zwykle za brak jakiejś nazwy miejscowości na pieczątce GBAO. Jak zwykle nic nie dostali, poobrażaliśmy się tylko nawzajem i tyle.
Jak zwykle wylądowaliśmy na Gagarina 42, u starych znajomych: Saida i Zubejdy. Pamir lodge to klimatyczne miejsce i bardzo je lubię, ale jeśli nie zrobią czegoś z toaletami to poszukam sobie innego. Khorog to cywilizacja, piwo, knajpy, internety. Czas wolny, każdy poszedł w swoją stronę.
Filip z Darkiem wyjechali na kołach z Polski (Filip nawet z Hamburga), opona miała już dość i należało ją wymienić.
Filip postanowił zrobić użytek z łyżek. Po raz pierwszy w życiu. Nie pozwalał sobie pomóc. Był ambitny – słońce było coraz wyżej, my siedzieliśmy na dastarhanie a on się męczył.











Droga z Khorogu do Iszkaszimia, a nawet do Langaru to jedna z najładniejszych, którą znam. Podobają mi się pouśmiechani ludzie pracujący w polu, kobiety prostujące swe plecy nad niskimi zbożami, mężczyźni opierający się o szpadle. Nawet dzieciaki, z których każdego roku więcej schyla się po kamień.
Przystanęliśmy w Namadgut zastanawiając się po raz kolejny jak to się stało i dlaczego. Ruszyliśmy bez odpowiedzi.
Motocykle spisywały się dobrze. Delica trochę rzucała płynem chłodniczym i trzeba było uważać, by jej nie przegrzać. Wieczorem dojechaliśmy do Bibi Fotima. To miejsce wysoko w górach z gorącymi źródłami, gdzie zjeżdża się wiele kobiet, by leczyć niepłodność. Cóż, nie pomogliśmy tym razem.
Marek trochę się w Biszkeku krzywił na drkę, ale w Wakhanie wyraźnie się z nią pogodził. To nie jest najłatwiejsza droga dla ciężkich motocykli. Potrzeba wyższej prędkości, by GSA był stabilny na miękkim piasku. Było więc trochę marudzenia i małych dramatów. No ale w końcu dotarliśmy na wieczór do znienawidzonego Murgabu.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację.
sambor1965 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem