Dziękuję za słowa zachęty, od razu mi lepiej piszę dalej
Budzimy się skoro świt (czyli koło południa) nad jeziorkiem:
warzenie kafeja, pakowanie, tym razem jeszcze mycie w jeziorku…
i znów droga.
Znów niekończące się M 18.
Trochę już czuć , że wracamy…
Obiecaliśmy Saszy, że zajrzymy do niego w drodze powrotnej, więc zjeżdżamy do Miedwieżdogorska i witamy się z misiem:
i zajeżdżamy na podwórko Saszy:
A że jest piękna pogoda i ciepło, Sasza wyciąga nas na plażę, nad jezioro Onega
Podobno najstarsi górale nie pamiętają tak ciepłej wody w tym jeziorze!
Onega jest tu bardzo płytka, brodzimy po kolana w gliniastym dnie.
Klapki niezbęde, bo oprócz gliny dno to także gwoździe i szkło…
Ech, miejska plaża w wydaniu rosyjskim…
Po kąpieli (już druga tego dnia! Rozpusta!) Sasza ciągnie nas na swoją daczę (każdy porządny Rosjanin ma pod miastem daczę, czyli domek letniskowy).
A na daczy serwuje nam porządny rosyjski obiad w wersji wakacyjnej, czyli rybę z grilla
Ryba jest specyficzna. Smak jest OK, ale zapach…
Wmuszam w siebie kawałek, więcej nie potrafię.
Reszta daje sobie radę znacznie lepiej
Sasza, niepomny na nasze protesty, daje nam na drogę wałówkę w postaci dżemiku od babci, tuszonki, itp, itd… I jeszcze porządne szklanki do wódki o słusznej pojemności, na oko 0.25 l
I znów hajłej M18…
Gdzieś przed północą zaczynamy jak zwykle szukać drogi w bok, najlepiej nad wodą.
Ale o dziwo , zjeżdżając w bok, (bynajmniej nie asfaltem) trafiamy ciągle na jakieś zagubione wsie...
W pewnym momencie trafiamy na taką ekipę:
To uczestnicy niemieckiego rajdu “Dookoła Bałtyku”
Fazi podchodzi do kobiet jadących tym pięknym starym Saabem i pyta:
- o, to wy też macie taki rajd jak nasz Złombol? (po niemiecku to Schrottrallye)
Na co one, szczerze oburzone:
- to nie jest żaden szrot! To youngtimer!!!
Ups…
Dopytujemy się trochę o szczegóły rajdu, jak to niemiecki rajd, dopracowany w szczególikach.
Chłopcy z jeepa chwalą się, że oprócz jazdy muszą codziennie wykonać jakieś “zadanie specjalne”.
Zadanie na dziś to rozpalić ognisko.
W tym celu chłopcy zajechali na stację benzynową, gdzie dokonali zakupu drewna kominkowego.
Kupno drewna.
W Karelii.
Gdzie dookoła są miliony hektarów lasu…
Cóż.
Kulturalnie się pożegnaliśmy, a złośliwe komentarze były już przez CB
Kolejna dróżka w bok, kolejna maluteńka wioseczka. Ale za nią jeziorko!
Nie mamy ze sobą drewna kominkowego, więc musimy iść z siekierą w las
Z gałęzi oraz karimaty robimy także wygodne miejsce do siedzenia
Wyciągamy wałówkę od Saszy:
I mamy wszystko, co w tej chwili jest nam potrzebne do szczęścia…
cdn…