Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10.01.2013, 21:41   #3
Cynciu
 
Cynciu's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Kędzierzyn-Koźle
Posty: 635
Motocykl: PD06 prawie Africa
Przebieg: 68000
Cynciu jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 8 godz 54 min 8 s
Domyślnie

Noc była chłodna ale spałem jak borsuk. Pobudka ok. godz. 7,00 a o 9,00 byliśmy nażarci i gotowi do odjazdu. Mały offik i już jesteśmy na trasie.
Uwielbiam węgierski :wink:
Dawno, dawno temu. W czasach, kiedy nawigację posiadała tylko armia USA a zwykli śmiertelnicy musieli używać takich kartek z różnokolorowymi kreskami, wracałem z kumplem z Chorwacji przez Budapeszt. Była gorąca noc i byliśmy ostro wyje...., znaczy zmęczeni. Ja zapierdzielałem ile fabryka dała a kumpel miał czytać nazwy miejscowości na znakach (na głos) i odnajdywać nas na mapie.. Gamoń nie nadążał czytać znaków przez co nie mógł odnaleźć nas na mapie. Kilka razy zgubiliśmy się przez co niemal nie doszło do rękoczynów. Spróbujcie zresztą tak na szybko przeczytać na głos trasę którą jechałem teraz. No to jazda: Miskolc, Nyekladhaza, Mezocsat, Tiszacsege, Hajduszoboszlo, Derecske, Berettyoujfalu. Fajnie, nie? Jak nie kochać nawigacji Lark 35AT.
Trasa na Węgrzech lekko nudnawa ale za to leci się szybciutko. Przed wyjazdem zamówiłem sobie dobrą pogodę ale ta nieco przesadziła. 30stC na początku maja?
Fajnie jak się jedzie ale stanąć w szczerym polu przed szlabanem to żadna frajda, zwłaszcza jak ma się nie wypinaną membranę w kurtce I spodniach. To była dla mnie lekcja dotycząca ubioru na wyprawę. Zresztą ta lekcja powtarzała się przez kolejne dni.



Do Rumunii wpadamy na wysokości miasta Oradea. Na granicy wybieram kasę z bakomatu. Wydruk bardzo mi się podoba. Jest na nim waluta, kurs, prowizja, wartość w złotówkach która zostaje potrącona z mojego konta.
Oradea to duże miasto ale zwiedzanie w ciuchach motocyklowych w tym upale nie uśmiecha nam się. Najprzyjemniej jest podczas jazdy dlatego przelatujemy miasto jak najszybciej i ogień na trasę.





Zaczynają się górki i serpentyny. Znów bajkowa jazda i krajobrazy. Z Oradei wylatujemy na południe drogą 76, w Hidselu de Sus odbijamy na 768, by po około 30 km znów wpaść na 76. Dalej Beius, Stei – tu skręcamy na wschód droga 75. Ta piękna droga prowadzi nas do Garda de Sus. Tu w planie mamy nocleg ale słońce jeszcze wysoko. Krótka przerwa na faje, kawę i dzida na offika.



Tu jaskinia, tu wodospad, tu znów jaskinia. Ala chyba coś załapała bo nie marudzi, że dziury, kamienie, że wąsko. W dodatku nie chce jej się palić ?! Tylko by pupe woziła. Koniec, złaź !!! Noclegu trzeba szukać!
Szukanie nie było pracochłonnym zajęciem. Po pięciu minutach mamy lokum na wypasie. Takie agro za 80 lei.




Za tymi drzwiami upragniony przez Alę prysznic.


Tam na pięterku było nasze lokum


Gospodarze to para starszych przemiłych osób mówiących po Rumuńsku i Francuzku więc komunikacja wyłącznie ręczno mimiczna. Nie przeszkodziło nam to jednak w wymianie uprzejmości. Dostaliśmy klucze a po trzydziestu minutach gospodarz pojawił się z 0,5 litra palinki. Polał po kielonku (ale ogień) i moja pani odpłynęła. Gospodarz nas tak zostawił z tą pyszną palinką i co? Ala śpi, lustra niema. Z kim się napić. Złapałem ciepłe kabanosy, kielonki poszedłem szukać gospodarza. Jest. Wręczyłem kabanosa i polałem po kielonku. Spojrzał na kabanosa i zrobił minę wyrażającą zdziwienie. Ugryzłem swojego i uśmiechnąłem się jak potrafiłem najładniej. Ugryzł i on a na twarzy wyrósł mu banan. Sięgnąłem po kielonka i zauważyłem jak rozszerzają mu się źrenice. Toast, chlup i już go nie było. Boi się własnego wyrobu czy kobieta go bije? Nie wiem. Walnąłem jeszcze jednego i skierowałem się w stronę wyra.

Sorki, że tak beblam, ale drugiego dnia moja Pani jeszcze nie przekonała się do aparatu i fotek niewiele. Potem się rozkręci.

Tego dnia nawinięte 400km w tym 40-50 offem. 9 godzin w siodle
__________________
Wlóczęga:
człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..

[ Julian Tuwim ]
Cynciu jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem