Tego i kolejnego dnia niespiesznie przebijamy sie przez Srbije na poludnie w ogólnym namiarze na Sabac, Valijevo, Użice, Sjenica - zdecydowanie omijajac asfalt tam gdzie to możliwe, lecąc bosssskimi górami, szutrami, odludziami, kamykami i offem.
A prostowanie handbarow Cleo mam - po zeszłorocznej Ukrainie - w małym palcu ; ) Drugi po lewej to Pies Pumba
Bo na sypkim nie hamuje się mocno przodem w zakręcie......
Nie śpieszymy sie bo i nie ma po co, bo jest gorąco i pięknie. Jednakże nie pada, co po ostatnich czterech latach wakacji w deszczu jest niejaką odmianą...
Po prawej od grobu rosła śliwa. Miała zdecydowanie najlepsze węgierki jakie z życiu jadlem. Ot, Polak w Srbii, jedzący węgierki w towarzystwie żony o urodzie włoszki, jewropa panie.
Nocleg chwytamy gdzieś na polanie pod lasem na 1500mnpm.
Niespiesznie stawiamy namiot delektujac sie niepowtarzalną panorama gór i zachodzącego słońca....
O poranku zwijamy sie, żegnani przez gospodarzy (z gospodarstwa gdzie bralismy wodę, dawką po 50ml palinki) - zmusza nas to do ostrożnej jazdy do najbliższego sklepu gdzie neutralizujemy palinke obfitym sniadaniem, spożywanym gdzie bądź i byle jak.
Cleo śniadająca byle gdzie bądź i byle jak wyglada tak:
a ja tak /UWAGA -szału nie ma/:
Podbudowani kiełbasą wbijamy na off:
Dzida!!! 60 kilometrów czystej dzidy.
__________________
Każdy dobry uczynek zostanie ukarany.
Przykładnie.
------------------------------------------------------------------
chroń mnie Boże przed przyjaciółmi,
z wrogami poradzę sobie sam...
------------------------------------------------------
Mój ból głowy, moja skrucha,
Moje kiszki, moja franca,
Moja wreszcie groza ducha,
Gdy Kostucha rwie do tańca!