Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02.10.2012, 17:18   #64
majek
 
majek's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Warszawa
Posty: 206
Motocykl: skuter CRF 1000
majek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 8 godz 27 min 33 s
Cool

Dzień 15
2012-06-15
Hej w góry w góry!
GE
262 km

Jak co dzień pobudka.
Tym razem okraszona chorobą wysokościową beńca.
Czekałem cierpliwie aż pierwsze objawy miną.

Beniec zamówił miejscowe oranżadki.

Jak butelki wyschły - spróbowaliśmy metod alternatywnych.

W końcu jakoś poszło.
Na śniadanie chleb z serem, piwko.
Przed jazdą tradycyjny koniaczek i ruszyliśmy.
Najpierw był jakiś zamek.

Potem spotkaliśmy kolarzy z kraju.

Po pogaduszkach i wypiciu kielicha za powodzenie dalszej drogi - pojechaliśmy dalej.
Po drodze był jakiś zamek.

I pomnik królowej Jadwigi. Albo jakiejś innej - ale nie schodziliśmy z motocykli.

Popatrzyliśmy na mapę i beniec twierdził, że mamy jechać asfaltem dokądśtam.
Zaperzyłem się i przekonałem go do jazdy inną drogą. Mniej asfaltową (wg mapy).
Dojechaliśmy do miejscowości Akhaltsikhe i skręciliśmy w stronę gór - w stronę rezerwatu. Droga asfaltowa.. Potem jakby mniej.. Aż dojeżdżamy do szalbanu. Przy szlabanie leśniczówka.
Podchodzi leśniczy i spisuje nas.. Okazuje się, że on tu dba o las i pilnuje, żeby ten kto wjeżdża też wyjechał.
Daliśmy się spisać, i zostaliśmy zaproszeni na wódeczkę.
Że niby droga kręta to łatwiej będzie jechać.

Wypiliśmy i pogadaliśmy. Jednak Kaczyński zrobił nam tam dobry PR.
Jak ruszaliśmy do szlabanu dojechała łada i mercedes - nie wiem dokąd chcieli jechać. My zresztą też nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy.
Zaczęły się góry.
I widoki.

Po drodze pragnienie zaspakajaliśmy w strumieniach.

W górach motocykle się pasły.

Droga była raczej górskim szlakiem.


Za to trawniki zieleniały.






Zdjęcia na tle gór są fajne.


Na jednym ze zjazdów po kamieniach oparłem się o bandę - znaczy gleba.

Ale pojechaliśmy jednak dalej.


Po drodze mijaliśmy kowbojów na koniach i osłach. Naprawdę zacny to widok - gość na koniu z miską cynową przytroczoną do siodła.


W pewnym momencie okazało się, że nie domknęliśmy sakwy i .. Zgubiliśmy flaszkę z żołądkową. Na szczęście poszukiwania okazały się owocne i odzyskaliśmy zgubę.

Na szczycie (albo w okolicy) spotkaliśmy dwa pajero z rodzinkami. Nam było nie łatwo wjeżdżać - oni mieli ubaw po pachy. No i nieśmiertelny transit - tak spotkaliśmy transita na kamienistej serpentynie. Kamienistej czyli dwa kamienie na szerokość drogi.
Beniec też był w górach.

A krajobrazy były.

Lasy też.

I motocykliści.

Kawłki gór były bardzo blisko.

Niektóre choinki miały brody do samej ziemi.

Robiliśmy wiele postojów. A niektóre przy uroczych wodospadzikach.

Po kilku godzinach po górskich serpentynach - zaskoczył nas znak drogowy.

Aż dojechaliśmy do SUPERhiperMEGA gładkiego asfaltu.
Nie potrafiliśmy się na nim odnaleźć. Wjechaliśmy do jakiegoś kurortu. Nowe hotele, place zabaw, restauracje. Beniec zapatrzony w cywilizację LEDWO dostrzegł kolczatkę rozłożoną na asfalcie. Dym poszedł spod kostkowych opon, na zblokowanych kołach wykonał skręt i minął kolczatkę o 20 cm. Ja mając czas i miejsce wcelowałem w furtkę. UROCZO.
Zatrzymujemy się w małym sklepiku i kupujemy wodę borjomi - taka miejscowa nałęczowianka.
Całkiem znienacka po 130 km przejechanych na rezerwie beńcowi kończy się paliwo. Dolewamy z bukłaczka i w Kutaisi tankujemy.
Po czym wyszukaliśmy MCDonalda (wierząc w WiFi), ale zjedliśmy w okolicznej budzie. Jak zwykle było pysznie.

Po czym oczywiście wstąpiliśmy na WiFi okraszone drobną kawą i lodzikiem.

I tu największa tragedia wyjazdu. Beniec zgubił/ zostawił chusteczkę. Niebawem zorganizujemy wyprawę ratunkowo-poszukiwawczą.
A potem pojechaliśmy dalej na północ. Licząc, że tym razem Kaukaz się nie upomni o opady.
Nawigujemy na saminiewiemynaco, byle kierunek utrzymać. Asfalt coraz dziurawszy - tak jak lubimy.
I tak w pięknych okolicznościach przyrody, jadąc drogą bitą - piaszczysto-gliniastą dojechaliśmy do standardowego momentu postoju - czyli godziny przed zmrokiem. Akurat byliśmy nad piękną górską nad wyraz szeroką rzeką.
Zjechaliśmy na pole nadrzeczne.

Nalałem wieczorną porcję czaczy.
Nazbieraliśmy chrustu na wieczorne ognisko.
Zaczęliśmy rozstawiać namiot.
A tu nagle NIESPODZIANKA.
Podjeżdża Hyundai. Wysiada z niego 3 gości. Mają policyjne koszulki polo i klamki wetknięte za paski.
I tłumaczą nam, że my tu nie możemy nocować.
Że wilcy i niedźwiedzie. I w ogóle to musimy już jechać. I że oni nas odwiozą do granicy okolicy gdzie już będzie bezpiecznie.
A my już dość jazdy mieliśmy.
No ale cóż. Na władzę nie poradzę.
Wypiliśmy dla kurażu żeby się nie rozlało i ruszyliśmy za policjowozem.
I tak przeciągnęli nas jeszcze ze 20 km. Potem się zatrzymali i kazali jechać dalej. I powiedzieli, że dzwonili do kolegów z miejscowości następnej żeby nas odebrali.
No to pojechaliśmy.
Po ciemku po piaszczystej drodze.
I już po kolejnych 15 km dojechaliśmy do wsi, gdzie już wolno było nocować.
Ale jak jedna miejscowa starowinka zaproponowała nocleg z banią - nie trzeba nas było prosić.
Oczywiście bania okazała się prysznicem ale i tak było pięknie.
Miejscowi policjanci jeżdżą fajnymi autami. Beniec nawet chciał się zamienić.

Sypialnia nam się podobała.

Umyliśmy się w ciepłej wodzie a ja nawet obciąłem paznokcie.
Więc poszliśmy spać.
Mało kilometrów, za to po PRAWDZIWYCH GÓRACH.

__________________

majek-zagończyk
dwa litry Yamahy
majek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem