Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03.05.2012, 11:08   #54
Miętus
 
Miętus's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Legnica, Złotoryja, Łódź
Posty: 104
Motocykl: RD07a
Przebieg: Rośnie
Galeria: Zdjęcia
Miętus jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 1 dzień 12 godz 24 min 14 s
Domyślnie

Dzień XVII 07.09.2011r 96km
Budzi mnie dziwny dźwięk. Coś jakby mocny szum powietrza i to bezpośrednio nad głową. Wyczołguje się z namiotu. Jest około szóstej, zimno. 3 Celcjusze, słońce jeszcze ukryte za górami a bezpośrednio nad naszym obozem wisi… balon. Wielki, kolorowy, a zdziwione bardziej niż my ludki robią nam z góry zdjęcia. Pomachaliśmy sobie i odleciał. Rozglądnąłem się w koło, nie był osamotniony. Z za gór wznosiły się następne. Kurde będzie wspaniale jak wlecą w promienie słońca, a jego ciepełko by się nam przydało. Prawą nogą budzę Manego.
- Choć zobaczysz coś pięknego
- Co ciężarówka zgubiła skrzynkę z browarem?
- Nie, to jest fajniejsze
Wywlókł się z namiotu i chyba mu się podobało bo powiedział ….o ku….
1140.jpg

Balony majestatycznie przemieszczają się po niebie Kapadocji. W promieniach słońca są jeszcze piękniejsze, kolorowe. Na tle gór wydają się drobinkami. Naliczyłem 43 sztuki. Kurde ale fajnie by było obejrzeć Kapadocję z góry ale wolałem nie wyobrażać sobie ile taka przyjemność kosztuje. Może zostawię tę przyjemność niemieckim turystom.
1139.jpg

Oczywiście gdy wysypało się na niebo całe mrowie balonów musiała paść mi bateria w fotorobie. Szybka kawa, zwijanie obozu, szybkie tankowanie motongów i baterii w aparacie i witaj piękna kraino. Na stacji podłączam foto do prądu. Musimy trochę tu posiedzieć więc zanabywam drogą kupna ciepłe bułeczki i duży placek przypominający ciasto francuskie ale wypełniony słonym owczym serem. Pychota. Posiedzieliśmy chwilę, ale Kapadocja tak mnie ciągnęła, że do końca nie naładowałem baterii. Pośród fikuśnych i niesamowitych skalnych wytworów wjeżdżamy do Goreme. Jest to wioska stanowiąca turystyczne centrum Kapadocji. Wioska pomimo zalewu turystów zachowała swój swojski charakter. Pomiędzy niskimi zabudowaniami wyrastają kominy skalne z wydrążonymi dziurami. Niektóre z nich są zamieszkane do dziś a nawet utworzono w nich małe hoteliki. Wielu mieszkańców Kapadocji ma w nich swoje domy i zagrody. Ciekawie wyglądają skalne twory, w których widać okiennice i anteny satelitarne a niekiedy nawet baterie słoneczne.
1264.jpg

Niestety jest to okręg wciąż aktywny sejsmicznie i wiele wspaniałych jaskiń – domów zostało zniszczonych grzebiąc w swoich otchłaniach mieszkańców, ale za to część wnętrz zostało odsłoniętych wskutek niszczycielskiej siły przyrody. Zatrzymujemy się w centrum Goreme. Upał cholerny a jeszcze nagrzana skała oddaje ciepło. Rozglądam się za jakąś kafejką. Po chwili przejeżdża obok nas FJRa i Fazer na Greckich blachach. Zawracają. Witamy się serdecznie, rozmawiamy w Esperanto. Po chwili dojeżdżają jeszcze dwa GSy Advenczery 1200. Piękne, niezakurzone nawet, jakby dopiero co lawetę opuściły, a jeden kierownik od stóp do głów w Turatechu i … dresie (chodzę w dresie jak moi kolesie).
1184.jpg

Ciekawe czy skarpetki też bo okular i chusta obowiązkowo Turatech. Zsiedli, przywitali się, popatrzyli lekko z niesmakiem na nasze Afri i pytają w jakim hotelu nocujemy. Grzecznie, pokazując przytroczony namiot odparłem, że to jest nasz hotel. Z lekkim niedowierzaniem spytali czy przyjechaliśmy z Polski na motocyklach, więc wyjaśniliśmy, że a i owszem ale właśnie wracamy z Gruzji. Nie jestem pewny czy nam uwierzyli ale po ich wzroku widać było, że żałowali iż wcześniej swoich pięknych BMW nie potraktowali błotem w spreju. Ale poza tym byli sympatyczni. Posnuliśmy się po klimatycznych uliczkach tej niezwykłej wioski i stwierdziłem, że warto by było coś przegryźć i do końca naładować fotobaterie. W oko rzuciła mi się piękna knajpka wbudowana w naturalny stożek skalny. Zasiedliśmy więc przy stoliku w cieniu pięknych winorośli. Uff trochę chłodniej. Po chwili podszedł zgięty w ukłonie pan w nienagannym czarnym garniturze. O ku…. Będzie drogo – pomyślałem. A co tam żyje się raz.
Pan zagadnął:
- mówisz po angielsku?
- no niestety, ale trochę mówię po niemiecku
- oj ja niestety nie
- a może mówisz po rosyjsku?
Na co Pan popatrzył mi głęboko w oczy i…
- a Ty mówisz po węgiersku?
OK. Zostaliśmy na esperanto
- co byś zjadł?
- wiesz od dawna mam ochotę na prawdziwy doner kebab
Tym razem popatrzył na mnie z niesmakiem
- słuchaj w restauracjach doner kebab się nie podaje, bo to jest jedzenie dla psów
O cholera, zgłupiałem, a moje marzenia o prawdziwym doner kebabie na zawsze umarły.
- chodź- wskazał na kuchnie, więc poczłapałem za nim. We wnętrzu, w oszklonych lodówkach stała bateria różnych dań mięsnych o różnym, apetycznym wyglądzie, a przewiduje, że i smakach też wspaniałych.
- kebabi – wyjaśnił i pokazał, że mogę sobie wybrać. Oj, zjadłbym wszystkie ale obawiam się, że musiałbym zastawić w lombardzie Afrykę. Wybrałem więc jeden.
Many postanowił iść prostszą drogą więc wybrał Kafe i Bira.
Po chwili podjechało jedzenie. Na przystawkę biały twarożek z nutą kminku, a do tego chrupkie pieczywko. Zaiste apetyczne. Po jakimś czasie weszło na nogach nienagannie ubranego kelnera danie główne: długi pasek wspaniale przypieczonej mniam mniam miękkiej baraninki na cienkim mącznym placku, fryteczki – chyba ze 12 sztuk, ale tu o ziemniaka ciężko, biały ryż, zielona pietruszka, pomidorek, dwie zielone ostre papryczki, paski surowej cebuli posypane czerwoną mieloną papryką, i coś jakby szczypior co szczypiorem raczej nie było. Do tego zgodnie z tureckim zwyczajem pieczywa i wody do oporu. Oj było mniam, mniam. I nie miejcie mi za złe, że ja znów o żarciu ale przecież logistyka to podstawa desantu. Many, żeby nie patrzeć na moje obżarstwo wybrał się na spacer po miasteczku. Po wciągnięciu tego dobra rozparłem się w fotelu i z niepokojem oczekiwałem na rachunek. Wprawdzie nie było bardzo tragicznie bo około 40 tureckich wariatów ale sumienie poprawiła mi myśl, że rachunek jest za ładowanie baterii w aparacie a żarełko to pewnie gratis. Popalając fajeczki poczekałem aż wróci Many, który musiał uzupełnić nadwątlone siły Efezem i udałem się na oglądanie wnętrza Kapadocji z buta. Mimo panującego ukropu, a wędrówka w wysokich butach nie należy do relaksu wybrałem się do Goreme Acik Hawa Muzesi. Jest to muzeum pod gołym niebem, w którym obejrzeć można kilka kościołów i wspaniałych budowli sakralnych z X i późniejszych wieków, ze wspaniałymi freskami, wkomponowanych w skały i zawieszonych na nich. Nie będę Was zanudzał opowieściami o tym miejscu bo przeczytacie o tym w każdym przewodniku po Kapadocji ale miejsce to warte jest odwiedzenia bo pozostawia wspaniałe przeżycia.

1229.jpg

Zmordowany wędrówką wróciłem do Manego. Odpaliliśmy dziewczyny i pojechaliśmy do Uchisar. Widziana przez nas w nocy (zdjęcie nocne z poprzedniego dnia) wysoka na 60m, podziurawiona tunelami i oknami wulkanicznymi skała. Z góry roztacza się piękna panorama na cały obszar Historycznego Parku Narodowego Goreme. Wioska u podnóża góry, o tej samej nazwie to plątanina urokliwych wąskich kamiennych uliczek. Podjazd jest mocno stromy i często wysypany miałkim piaskiem co mocno utrudnia zwiedzanie na grzbiecie, ale Afri dają radę, a piechotą na pewno przy tym skwarze nie chciało by mi się doginać i straciłbym wiele wspaniałych doznań wizualnych. Niestety w jednym miejscu poczułem moc grawitacji gdy na wąskiej stromej uliczce, oczywiście wyłożonej kamieniem i mocno zapiaszczonej musiałem się zatrzymać bo środkiem lazło stado debilnych niemieckich turystów wyglądających jak wycieczka z Wermahtu. Niestety po zatrzymaniu mimo zablokowanego przodu Afra zaczęła mi się ślizgać w dół do tyłu. Momentalnie zrobiłem się mokry jak szczur a pośladki zacisnęły zwieracze. Na szczęście po paru metrach oparła się na krawężniku bo oczy miałem już wielkie a przewiduje, że mimo przewrotki stoczyła by się kilkadziesiąt metrów w dół. Przy ruszaniu sprzęgło też dostało popalić ale się udało. Ale wrażenia bezcenne.
1236.jpg
Jednak dopiero gdy się odjedzie kilka km od centrum Kapadocji, tam gdzie nie łażą już watahy niedzielnych, wycieczkowych turystów widać prawdziwą Kapadocję. Ludzi żyjących w jaskiniach, uprawiających małe piaskowe poletka i pasące się na spalonej trawie osiołki. 1224.jpg


Ludzie Ci są, jak wszędzie gdzie trud i bieda, przyjaźni ale i wydają się być szczęśliwi z dala od pędu życia i cholernej cywilizacji, poza miastem pełnym zgiełku i chamstwa. Tutaj każdy pozwoli Ci nabrać wody ze studni, gdy powiesz, że jesteś głodny, pozwoli Ci zerwać owoc ze swego małego poletka i nie przepędzi Cię gdy będziesz chciał rozbić namiot. Z drugiej strony poznani przez nas Grecy. Też sympatyczni. Wzięli kredyt, kupili GS Advenczery, przyjechali na wycieczkę do Kapadocji, A I TAK ZA TO WSZYSTKO ZAPŁACĄ hi hi NIEMCY.
I z tą myślą lepiej mi się zasypia gdzieś w polu między górami, w cudownej Kapadocji. Dobranoc!
CDN…


Miętus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem