Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23.12.2011, 08:51   #16
lukasz809b


Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Wa-wa
Posty: 21
Motocykl: nie mam AT jeszcze
lukasz809b jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 dzień 16 min 9 s
Domyślnie

Samotnie przez Kołymę


Nowa część drogi, miejscami zaskakuje jakością. Na liczniku potrafi pojawić się 90km/h z pełnym poczuciem bezpieczeństwa. Minimalny ruch i fakt, że droga ma dopiero kilka lat sprawiają, że jest w doskonałej kondycji. Brak jest też brodów, no może jeden (akurat padało).


W pojedynkę nieco wyraźniej zaznacza się zagadnienie niebezpieczeństwa ze strony niedźwiedzi. Wieczorne robienie hałasu i palenie ogniska pozwalają mi na minimalne poczucie bezpieczeństwa. Jest lato, daje to nadzieję, że misie są najedzone i nie będą atakować… Tak wynika przynajmniej z rozmów z miejscowymi. Mimo tych zabiegów sen mam raczej płytki i częste budzenie się w nocy nie sprzyja wypoczynkowi.


Poranne przymrozki też są wymagającym elementem drogi. Mimo tego, niezapomniane są chwile tak silnego, wręcz atawistycznego obcowania z przyrodą. Wieczorna cisza, ogień, kolacja tuż przed zanurzeniem się przyjemnie ciepły śpiwór sprawiają, że chwile te pozostają na bardzo długo w pamięci. Zapach lasu, herbata z igieł pozwalają na chwilę porzucić samotność i poczuć się prawdziwie częścią tego świata natury. Poranek to również chwile emocji związane z motocyklem, zapali w tym chłodzie czy nie, starczy baterii…?


W górach mocniej trzeba się również postarać o to, by znaleźć miejsce na nocleg. Jedna z nocy przerywana zostaje dźwiękami silnika Uaza. To inni podróżni szukający miejsca na sen zdecydowali się na nocleg na niewielkim płaskim fragmencie krajobrazu. Rankiem krótka rozmowa z nocnymi sąsiadami, to Jakuci. Chodzą po górach, a z obawy przed niedźwiedziami karabin zabierają nawet jak idą do lasu na poranną toaletę… Humor nieco mi się pogarsza. Gaz pieprzowy to wszystko, co mam. No i nóż, ale chyba tylko po to by niedźwiedź „nie zeżarł żywcem”. Kolejne dni upływają na samotnej jeździe. Znowu remonty. W tej chwili również pada i robi się naprawdę bardzo zimno. Uderzanie o uda pomaga przywrócić krążenie w dłoniach. Deszcz, poza tym, że wspaniale wychładza tworzy również śliskie, nieprzewidywalne i dość głębokie błoto.



Ta część drogi jest technicznie wymagająca. Trafia się również wieczorny korek! Na remontowany most wjechała ciężarówka i nijak nie może zjechać, a do przodu po prostu się nie mieści. Wielokrotnie cofa i ..pogrąża się coraz bardziej. Godziny mijają. Robi się ciemno i lekko pada. W końcu kierowcy, do końca naczepy podpinają kolejnego TIR-a i w ten sposób również wielokrotnie cofając próbują wydostać ciężarówkę z przeszkody. Robi się akurat tyle miejsca, że motocykl może przejechać. Jeszcze tylko chwila emocji z gaźnikiem, oczywiście akurat wtedy musiał zacząć lać „jak dziki”, i już na drodze… tylko jak w tym deszczu, w nocy, jechać a później znaleźć miejsce na nocleg… Udaje się znaleźć jakąś małą drogę, rankiem okaże się do rzeki i tam zanocować. W sumie bardzo fajny nocleg.



Poranek to piękne widoki świeżo ośnieżonych szczytów, trochę szronu na namiocie i ogólnie nieco rześko. Widoki piękne, przestrzenie, powietrze, przyroda.



A w tyle głowy przebłyski myśli - a co będzie przy poważnej glebie? Co, gdy w motocyklu popsuje się coś, czego nie da się na miejscu naprawić? Takie rozważania podnoszą nieco poziom koncentracji i wymuszają jak największą ostrożność. Prom przez Lenę. Tym razem 40 minut i już po właściwej stronie rzeki.



Kolejne dni to na powrót gorszej i lepszej jakości grawiejka. Pojawia się też mały kryzys, już mam dość trzęsienia, kurzu i jazdy z prędkością 20km/h. Krzyk wydobywający się z kasku pomaga i jakoś tak robi się lżej… Szczęśliwie piękne noclegi podnoszą morale. Widok ślicznej doliny na noc przynosi prawdziwą ulgę, tylko po to by poranek zmienić, za sprawą maleńkich muszek, w prawdziwy, tak dla odmiany, koszmar. Pogryziony, przemarznięty, wytrzęsiony osiągam w końcu wyczekiwany, najcudowniejszy asfalt drogi na Władywostok. Jednak za końcem pewnego etapu łza się w oku kręci. Powoli dociera, że zakończyło się coś jedynego i niepowtarzalnego. Danego, być może raz w życiu. Coś co pozostaje w pamięci, tu jeszcze bardzo świeżej i niemal bolesnej, na swój sposób jednak już pokrywanej nalotem zapomnienia i poruszanej nutą tęsknoty.
Bez nadmiernego oglądania się trzeba jednak jechać dalej. Muszę tylko zmienić tylną zębatkę, z większą na tym doskonałym asfalcie jest za wolno. Dość szybko nadarza się ku temu okazja, gdy okazuje się, że na tylnym kole jest kapeć. Osoby czekające na przystanku pomagają przy zmianie dętki i można jechać. Małe zakupy i sprzedawczyni jako gratis daje mi kaszę z mięsem w puszcze. Ludzie w drodze są zdecydowanie najważniejsi. Będzie pyszna kolacja. Wieczorem poszukiwanie miejsca na nocleg, zjazd z drogi, stosy śmieci i jakieś rozsypujące się zabudowania. To nie jest dobre miejsce, trzeba stąd uciekać. Wyjazd przez kawałek łąki, coś zaczepia o but, chwila szarpania, nie puszcza… trzeba zobaczyć, co to jest? Trudno opisać wrażenie jakiego doznaje się, po tylu przejechanych km, tygodniach walki na drodze, dość jednak daleko od domu, a po wjechaniu w zwoje drutu kolczastego. Łzy niemocy i wściekłości same cisną się do oczu i ściekają po policzkach. W tym krótkim momencie oczyma wyobraźni widzę porozrywane dętki i opony. Trzeba wziąć się w garść i ostrożnie zejść z moto. Drut jest wszędzie, pomiędzy kołami, za tylnym, przed przednim, pod przednim kołem… jego zwoje oplatają motocykl. Na kolanach da się wyrwać jego części z ziemi, ostrożnie wyciągnąć spod przedniego koła i powoli oczyścić teren.

Dalej na czworakach trzeba wyznaczyć kurs, którym motocykl będzie przepchnięty do bezpiecznej, polnej drogi. Na tej kilku metrowej „trasie” znalazłem kolejny zwój drutu, który też trzeba usunąć.
Ręce mam całe, choć drżą nieco… A opony i dętki? To niewiarygodne, żadnej dziury! Aby jak najdalej od tego miejsca. Kilkanaście km dalej znajduję bezpieczną przystań w małym zagajniku, na wzgórzu wśród łąk. Piękne miejsce i w końcu pyszna kolacja.

Regulacja luzu zaworowego.
lukasz809b jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem