A propos hotelu Casa David to jak łaziłem po tych pustych pomieszczeniach (pokoje, basen, sauna, a nawet komórki i składziki) szukając kogokolwiek to byłem na 1000% pewny, że w końcu potknę się o jakiegoś trupa w kałuży krwi. Klimat był baaaardzo horrrrorasty.
Za chwile dla odmiany zaczeło się schodzić wiele człowieków ze wsi. Najważniejsi byli dla nas Ci co choć trochę kumali angielski. Trafiła się nawet paniusia, co popier....alała w tym langłidżu chyba lepiej od nas. Jak się okazało to spędziłą trochę czasu na wyspie.
Obsługa jak i właściciel byli, ale w stanie lekko wskazującym