Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07.02.2011, 20:52   #165
7Greg
 
7Greg's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DW
Posty: 4,461
Motocykl: Pyr pyr
Przebieg: dowolny
Galeria: Zdjęcia
7Greg will become famous soon enough
Online: 4 miesiące 4 tygodni 1 dzień 13 godz 54 min 10 s
Domyślnie

Ostatni dzień w rumuńskich górach był słoneczny. Można by się pokusić o stwierdzenie, że był nawet bardzo słoneczny. Kilka białych chmur leniwie przetaczało się po niebieskim niebie.
Słońce było już wysoko nad horyzontem, kiedy to zdobywcy posiłkowali się śniadaniem. Ciorba burta, kremusz, unt, simpla omleta, jednym słowem pakiet obowiązkowy. Dochodziło południe, gdy większość była gotowa do drogi. Lepi i Kiełbasa z powodów rodzinno-służbowo-kochankowych musieli pożegnać się z pozostałymi. Czas ich podróży dobiegł końca.

Kilkanaście miśków na drogę i dwa KTM-y pojechały. Jak to w życiu bywa, daleko nie odjechały. Na Kiełbasianym zakręcie, tym razem w przeciwną stronę szalony rumuński miłośnik vw-manii zajechał Robertowi drogę. Pisk opon, hamulce na maxa i Kiełbasa zgrabnie urywa lusterko w pasacie, po czym leci na pobocze. Rumun wysiada i wygaduje coś w języku obcych.
Kiełbasa z Lepim odpłacają mu w podobny sposób. Kiedy chłopaki zaczynają podwijać rękawy od buzerów, pan się luzuje. Biedaczysko, nie był świadomy, że gdyby Lepi wykonał telefon, to z Muntele nadciągnęła by pomoc i wtedy w zasadzie nie byłoby już o czym rozmawiać.
Lepi wyciąga telefon, ale powtarza tylko ‘policija, policija’. Sytuacja się stabilizuje i pomarańczowi mogą jechać dalej. Droga do ich domów przebiega w miarę spokojnie, o ile tak można powiedzieć o jeździe KTM-em. Lepi w Rawiczu, na mokrej koleinie, wali figurę i głową atakuje drzwi busa. Kask ma homologowany więc nic się nie stało. Kiełbasa ma drogi, nowy kask więc nikogo głową nie atakował.

W tak zwanym międzyczasie pozostała dziewiątka zastanawia się nad koncepcją powrotu. Rychowi jest to całkowicie obojętne. Jego celem było wjechać na Tarcu i cel został osiągnięty. System powrotny nie stanowił żadnego problemu.
Pojawiły się pomysły, aby wracać przez Chorwację. Była nawet koncepcja zajechania na kawę do Rzymu. Deptul zaproponował wizytę u Rambo w Serbii. Zbyszek długo zastanawiał się czy zaproponować swoje rozwiązanie. Zaproponował.

Nazwa miejsca, które wymówił, prócz Długiego nic nikomu nie mówiła. Brzmiała za to tak dziwacznie, że ciężko było znaleźć jakikolwiek punkt odniesienia. Rychowi skojarzyło się to z festiwalem muzyki ludowej. Inżynier miał zupełnie inne skojarzenia. Brzmiało to dla niego podobnie do konstantynopolitańczykowianeczka lub adenozynotrójfosforan. Zbyszek zapewniał, że nikt nie będzie żałował. Wzięli więc po Apapie i pojechali.

Zakręty, szuter, Caransebes, tiry, asfalt, Oradea, granica, obiad, Debreczyn i późnym popołudniem, sprawnie jak nigdy, wszyscy podziwiali zapchaną ulicę przez setki turystów. Należało tylko znaleźć nocleg dla 9 brudasów i oddać się rozpuście. Tuż obok za plecami dumnie powiewała flaga miejsca, które to jutro zostanie spenetrowane przez twardzieli.


Długi uspokajał wszystkich, że z noclegiem nie będzie żadnego problemu. Wystarczy chwilę postać i natychmiast pojawią się naganiacze z tysiącami ofert. Kiedy już nikomu nie chciało się stać Długi został zmuszony do ruszenia w miasto w poszukiwaniu kwatery.

Długi na rewirze spotyka rodaków. Po konsultacjach dostaje numer telefonu, gdzie być może będzie nocleg. Piękna rodaczka na czułe podziękowania Długiego tylko mówi:
- Jeżeli nikt was nie będzie chciał przenocować…….
Tu rozmarzony Długi już słyszał w głowie drugą część odpowiedzi ….to przyjedź do mnie. Dla ciebie miejsce zawsze się znajdzie. Tymczasem dziewuszka, spoglądając rozmarzonymi oczami, dokończyła:
- …to wcale się nie zdziwię. Chyba jesteś świadomy jak wyglądasz i jaki zapach rozsiewasz dookoła.

Długi ze smutkiem podziękował za namiary i w sposób zdecydowany się oddalił.

Po powrocie Piotr streścił rozmowę i przekazał Deptulowi numer telefonu.
Deptul posiada bardzo drogi, pozłacany telefon z wbudowaną latarką. Wybiera numer i spokojnym głosem mówi.

- Jó reggel. Van egy szabad szoba kilenc embert.
- Hány éjszaka?
- Két.
- 15. utcai ruha A második a jobb, egy szép sárga házat.
- Köszönöm. mi lesz a tizenöt perc.
- Kérlek. Viszontlátásra.

Wszyscy robią spore oczy.
- No co? Trzeba było się w szkole uczyć. Skwitował Deptul.

Po kilkunastu minutach podjeżdżają pod ładny parterowy domek. Właścicielka, niczego sobie ładna Węgierka, wybucha głośnym śmiechem. Chyba nie tego się spodziewała. Zbiegają się sąsiedzi wystraszeni Leosiami i innymi Akrapami.
W oczach gospodyni widać tylko wahanie. Chciałabym, ale się boję. Chciałabym, boję. Ale chciałabym, choć się boję.
Niestety coś jest w brudnych, śmierdzących facetach. Jest coś co przyciąga kobiety. Chciałabym, ale się boję. Chciałabym.
Brama się otwiera i wszyscy parkują na przystrzyżonym trawniku.
Po zdjęciu kasków i użyciu wrodzonych talentów wizjonerskich pani z 10 euro od łba zjechała na 8. W nagrodę za włoską urodę dostali bilety na lokalną atrakcję z 50% rabatem.


Obok domku właścicieli stał drugi, nieco większy, dla gości. Trzy pokoje, kuchnia, łazienka, taras, to wszystko było do dyspozycji. Należało się zorganizować. Z wieczornych atrakcji została tylko biesiada. Należało ją przygotować i skonsumować.

Andrzej, Wieczny i Przemo pojechali na zakupy. Wzięli nawet Bajraszowy sprzęt, bo miał fajny kufer na flaszki. Dodatkowo wodoszczelna torba Calgona i wszystkie możliwe ekspandory.
Połowa klientów w sklepie to Polacy. Nikogo nie zdziwiły zakupy w postaci 8 flaszek wódki, 5 litrów wina i zgrzewki piwa dokonywanych przez trzech facetów.
Do tego zagryzki, ingrediencja na leczo i parę różnych, ostrych w smaku, węgierskich drobiazgów. Przy kasie analityczny umysł Wiecznego postanowił zweryfikować stan zapełnienia wózka.
- Przemo.
- Co tam?
- 8 flaszek i tylko 2 litry soku. Wracamy na dział napoje.

Hajs, nie grający roli, popłynął z karty Calgona. Bez najmniejszej napinki.



Na Bajraszowej AT, którą przyszło prowadzić Wiecznemu, znalazło się chyba 5 flaszek, zgrzewka 4 butelek Coli, zgrzewa piwa, i trochę warzyw. Niestety już pod sklepem poległa pierwsza flaszka rozbijając się wewnątrz wodoszczelnej torby Calgona.
Załadowani jak wielbłądy ruszyli do domku. Motocykle waliły światłami w niebo, tylne koła tarły o błotniki a łożyska wałków zdawczych wołały "pomocy!".

W wolnej chwili Bajrasz poszedł do maszyny ułatwiającej życie w postaci kasy wydawanej ze ściany. Na ekranie maszyny widniał napis „Kivéve, ha” oraz kilka opcji. 100HUF, 1000 HUF, 100000HUF, 500000HUF. Ponieważ hajs nie gra roli, Piotr, zwany czasem pieszczotliwie Piotrek, wypłacił 500000HUF. Niebawem okazało się, że za tę kasę mógłby kupić średniej klasy samochód lub wyjechać na drogą wycieczkę lotniczą.
Przez dwa następne dni próbował wszystkim wciskać te HUFy. Do dziś jego ulubionym krajem podróżowania są Węgry.

Kiedy już wszyscy się rozpakowali, wykąpali przyszedł czas na biesiadny posiłek, połączony z degustacją napojów ratujących życie.




Kuchnia zaroiła się od facetów pełniących rolę kucharzy. Było bardzo gorąco i erotycznie.


Z wymieszania zrobionych wcześniej zakupów powstało leczo.




Tradycyjny węgierski posiłek smakował wszystkim. Rozmowy o życiu trwały całą noc.




Najbardziej gadatliwi zamknęli oczy po wschodzie słońca.


Następnego dnia przyszła pora na esencję turystycznej miejscowości. Baseny Hajduszoboszlo, żródła geotermalne, rury, zjeżdżalnie i niczym nie skrępowane moczenie dupy.




Było tak jak powinno być na basenach. Mokro, ciepło i erotycznie, za sprawą przechadzających niewiast.


Ktoś nawet zrobił konkursik, w którym wygrały kraciaste majteczki.


Ostatnie sztuki mentoli, połączonych z piwem, Rychu z Calgonem wspominają do dziś. Moczenie na zmianę w zimnej, ciepłej i gorącej wodzie spowodowało pomarszczenie skóry jak na uchu słonia.

Wszyscy czuli się idealnie i postanowili kiedyś wrócić w to urokliwe miejsce.


Po wypoczynku, jeszcze mały spacer po mieście. Calgon odwiedził ten przybytek niezależnie od tego czego spodziewał się tam znaleźć.


Wieczorna kolacja był skromniejsza od poprzedniej. Jutro do przejechania sporo kilometrów. Andrzej, Przemo i Rychu jak zwykle mieli najdalej. Andrzej pierwszy raz na królowej zrobił za jednym zamachem 1100 kilometrów.
Powroty do domów były bezpieczne, spokojne i bez zbędnych przygód.


Ostatnio edytowane przez 7Greg : 16.04.2019 o 16:00
7Greg jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem