Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03.01.2011, 19:33   #20
jagna
 
jagna's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
jagna jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 7 min 34 s
Domyślnie

Poprzedni dzień spędziliśmy pracowicie, a jutro czeka nas przejazd przez bliżej nieznaną Albanię, więc postanawiamy jeden dzień nie robić nic. Tzn. poleżeć na betonowej plaży, skorzystać z miejscowej knajpy i się spakować.
Plaża miała szerokość w porywach do 3 m i była konstrukcji kamienno – betonowej. Od wchodzenia do wody dość skutecznie odstraszały jeżowce, a my nie mieliśmy klapek… Ale i tak było fajnie


W końcu zaliczyliśmy słynną (według miejscowych, bo jej sława do Polski nie dotarła) restaurację rybną. Polecamy. Apetyt (nieprzyzwyczajonym) psuje jedynie wylewanie rybich flaczków do morza tuż przy wejściu, ale podobno od tego lepiej ryby biorą, więc klient powinien być i tak zadowolony.
Po południu mały spacerek na drugi brzeg zatoczki, skąd były ładne widoczki na Bigovą i zawadzamy na lokalny cmentarz. Prawosławny. Chyba 95% grobów nosi to samo nazwisko!




Wyjechaliśmy dość wcześnie rano znaną nam już drogą przez Budvę i Bar w kierunku Albanii. Od razu wyjaśnię, że przez Albanię chcieliśmy (a z zasadzie musieliśmy) tylko przeskoczyć, bo po pierwsze w 2008 nie było tam jeszcze zbyt wiele porządnych asfaltowych dróg, a po drugie mieliśmy być na konkretną datę w Salonikach. Poza tym nie można mieć wszystkiego: nastawiliśmy się na Czarnogórę i Grecję, więc do Albanii trzeba pojechać raz jeszcze
Ostatnie tankowanie w Czarnogórze (nie byliśmy pewni, jak będzie z kartami w Albanii, a leków nie chciało nam się kupować). Pachnie już Albanią, bo żeńska część obsługi nosi hidżaby.
Płacąc za benzynę zauważam brak drugiej, na szczęście debetowej, karty. Ostatnio miałam ją w ręku w Chorwacji, więc szukaj wiatru w polu. Lekka panika, bo to było prawie tydzień temu, więc różne fajne rzeczy mogły się zdarzyć. I do tego oczywiście nie mam numeru do banku żeby ją zastrzec. Mam za to numer innego banku na drugiej karcie, też Visa. No to dzwonię, może podadzą numer do jakiegoś centrum Visy. Dzwoni się fajnie , 8 zł/minuta. Panienka po dłuższym namawianiu i tłumaczeniu, że jestem na końcu świata w Albanii (niewiele skłamałam, to było ze 3 km od przejścia) dyktuje jakiś numer. A pod numerem zgłasza się …inny bank. Mnie powoli szlag trafia, bo zaraz pieniądze na karcie telefonu mi się skończą. Biorę telefon P. (służbowy ) i dzwonię do mamy. „Nie wiem jak masz to zrobić , ale musisz mi zastrzec kartę do bankomatu”. Mama znalazła jakiś stary wyciąg, poudawała mnie (w końcu wie np. jak brzmi nazwisko panieńskie mojej mamy ) i zastrzegła. Pod wieczór dostaję upragnionego smsa: załatwione, nikt nie używał karty. Uffff… Do dziś nie wiem jak ją zgubiłam.

Wjeżdżamy do Albanii przez Muriqan i mamy wrażenie, jakbyśmy do Azji wjechali. Przejście (o ile to tak można nazwać) akurat było w budowie, asfaltu brak, ogólny bajzel i syf. Paszporty podbijają w jakiejś budce, kompletnie nie rozumiemy co do nas mówią, jedziemy dalej, na Shkodër. Przedmieścia miasta są chyba cygańskie i wyglądają, hmm…


Jedziemy koło Krujë, nie wiedzieć czemu nie wpadamy na to, żeby zwiedzić zamek i lecimy na Tiranę.
Tu musimy pstryknąć fotę:


Mocno nas straszono przejazdem przez Tiranę (totalny brak obwodnicy) i Adam ma podrukowane zdjęcia satelitarne Plus nasz GPS z ubogą mapą Albanii i jakoś dajemy radę. Trochę jakieś inne zasady ruchu, brak podziału na pasy ruchu (chyba jest ich tyle, ile akurat potrzeba), ale nikt krzywdy nam nie robi i przejeżdżamy bez większych problemów. Zabytki Tirany są specyficzne, więc oglądamy je tylko z siedzeń.






To ostatnie to mauzoleum Envera Hodży, zaprojektowne przez jego córkę.

Jedziemy dalej na południe, drogą SH1. Chyba po nowym asfalcie. Widoki zapierają dech. Dotychczas wydawało mi się, że górskie drogi prowadzi się głównie przełęczami, ale w Albanii widać nieco inaczej. Mam wrażenie, że droga prowadzi od szczytu do szczytu, i aż boję się patrzyć w dół.




Zatrzymujemy się na obiad w terenie, ale musimy odjechać ze 100 m od asfaltu, żeby przestać czuć smród przydrożnych śmieci.


Ale jest pięknie:


Dojeżdżamy do Elbasan, gdzie mieściła się największa huta aluminium. Te widoki to my znamy, na szczęście głównie z przeszłości…


W Elbasan skręcamy na wschód, w kierunku Macedonii. Nadal górzyście i ładnie, tylko trochę niżej. Zaczyna się kraina bunkrów


Podobno było ich 600 tys. Każdy kosztował tyle co mieszkanie (pewnie dlatego na mieszkania już nie starczyło…) i do niczego nigdy się przydał. Aż trudno uwierzyć, że cały naród może wierzyć w urojenia jednego przywódcy… Ale Albania to oczywiście tylko jeden przykład z wielu…
Im bliżej granicy, tym „wskaźnik obunkrowania” wyższy. Można naliczyć kilkadziesiąt nie obracając głowy.
Konkurs obrazkowy: ile widzisz bunkrów?


Tylko liznęliśmy Albanię, na pewno trzeba tu wrócić i poszwędać się po tych pięknych górach, póki nie ma nawału turystów. No ale trzeba się nastawić na drogi szutrowe. Swoją drogą... to chyba w sam raz na moją F650 GS
Widać, że cywilizacja atakuje Albanię mocno, przy głównych drogach chyba co 5 km budowano właśnie stacje paliw albo restauracje...
Dojeżdżamy do granicy z Macedonią w Përrenjas nad jeziorem Ohrydzkim, trochę czekamy w kolejce i droga wolna.


Pod wieczór dojeżdżamy do Ohrydu, jednego z większych miast w Macedonii, korzystamy z usług „naganiaczy” i mamy nocleg w cenie (chyba) 8 euro/pokój. Standard jest jaki jest, ale to tylko jedna noc. Ruszamy wieczorem na miasto, jak chyba wszyscy mieszkańcy i turyści Tłok straszliwy. Ale z powrotem Europa Postanawiamy poszperać, co w tej mało znanej Macedonii jest ciekawego i jutro kawałek się przejechać. Na szczęście mamy przewodnik Bezdroży i stawiamy na jeziora Ohryd i Prespańskie. Na razie bardzo podobają nam się ceny, szczególnie owoców

Ostatnio edytowane przez jagna : 03.01.2011 o 19:38
jagna jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem