Wątek: Electric moto
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30.12.2010, 12:46   #97
Lepi


Zarejestrowany: Jun 2008
Miasto: Poznań
Posty: 5,596
Motocykl: 690 Enduro
Lepi jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 2 tygodni 9 godz 46 min 52 s
Domyślnie

Kozowóz czyli ballada o Podlasiu.

Na głębokim Podlasiu w czasach nam współczesnych żył sobie chłop prosty o imieniu Rychu. Porządny był bo wszystkie Ryski to porządne chłopy. Nie kradł zatem, poza sznurkiem do snopowiązałki ale to było dekadę temu a niecny występek każdy może wytłumaczyć ogólnym brakiem tego towaru, winny zatem był system a nie jednostka. Nie pił zbyt wiele a i to zawsze z klasą a żonę bił tylko od święta.
Poczciwiec ów miał zatem żonę, dwie kozy i myśli nieposkromione podlewane różnej maści wyrobami wino podobnymi. W życiu tego człowieka dwa niepozorne zdarzenia odmieniły niesamowicie jego życie. Jednym z nich było zawitanie Internetu pod strzechę gminnej biblioteki.
Dzień jak to na Podlasiu upływał leniwie. Jedynym wszak obowiązkiem było codzienne karmienie kóz polegające na znalezieniu dowolnej substancji organicznej w przeróżnej postaci. Wszystko to lądowało w solidnym, radzieckim, elektrycznym rozdrabniaczu. Tak przygotowaną paszę obie kózki delektowały się z rozkoszą.
Dnia pewnego, a była to niedziela, Rychu stojąc nad rozdrabniaczem jął wytrzepywać słomę z buta co by w kościele odpowiednio się prezentować. Pech chciał, że ów gumofilc wpadł w wirnik i wkrótce stał się zbiorem amorficznym gumy i filcu oraz wytrzepanej właśnie słomy. Po krótkiej acz intensywnej akcji myślowej wsypał chłop wszystko do żłoba. Tego dnia Rychu po raz pierwszy od przed wojny nie pojawił się w kościele. Ludzie zaczęli mówić, że Rychu się zmienił.
Tymczasem Rychu coraz częściej przesiadywał w trabancie co go to jakiś DDRowiec kiedyś zostawił przy drodze jak to mu tłok bokiem wyszedł. Czasem mieszkały w nim kury, czasem zasnął jakiś „zmęczony” Podlasian. Poza trabantem spędzał Rychu czasu niemało w bibliotece świat obrazków internetowych chłonąc z wypiekami na twarzy.
Stryjek, a może i wujek Rycha na kolei pracował i problemy do wódki przynosił. Bo pić trzeba mieć po co a jak jest problem to i wypić warto. Trapiły go okrutnie stare akumulatory trakcyjne co w przejściu na dyżurce stały i nie raz Stryjek szlabanu na czas nie zamknął bo wyrżnął przez nie fikołka przez całą długość podłogi. Zaznaczyć przy tym trzeba, że butelki nigdy nie rozbił. Szlabany to nie problem bo lud na Podlasiu sprytny i na podniesiony szlaban nabrać się nie da. Zdarzało się, że jeden czy drugi w opuszczony szlaban przywalił ale w stojący – nigdy.
Rychu nie mówiąc nikomu, wszak przyszłą sławą dzielić nikt by się nie chciał, układał plan niesamowity. Czerpiąc garściami z nieograniczonych zasobów wiedzy z bibliotekarskiego komputera poskładać postanowił auto lepsze niż wszystkie. W zasadzie miał wszystko: Auto stało przy zagrodzie, nawet go rdza nie zżarła, silnik radziecki w szopie był, a akumulatory już obiecane czekały na sposobność transportu.
W oczekiwaniu na akumulatory Rychu poczynił pierwsze przygotowania. Wyrwał ów silnik z rozdrabniarki i nadludzkim wysiłkiem umieścił w trabancie zlecając jednocześnie małżonce przejęcie obowiązków maszyny. Plan był doskonały. Miejscowy kowal ze strażackiego stara 19 co to stał na szrocie uzyskał kilka piór z zawieszenie i za korzyść alkoholową przetransplantował do trabiego. Trochę tył stał wysoko ale wszystko miało się wyrównać po włażeniu akumulatorów o które wciąż przewracał się stryjek.
Choć czas płynął wolno to zima Podlasie nie omija. Wkrótce zrobiło się chłodno i Rychu coraz częściej klął pod nosem bo zimno nie pozwalało mu oddawać się kontemplacją swojego przyszłego bogactwa siedząc w nieogrzewanym trabancie. Że chłop było niegłupi, szybko zauważył, że w nieogrzewanej szopie z kozami nigdy nie zamarza okienko. Ileż ciepła z tej kozy – myślał. Pochopnie niczego Rychu nie czynił bo już i naukowego myślenia liznął. W internacie, znaczy w Internecie, wyszukał jakie jest wykorzystanie pięcioosobowego auta (zaokrąglił wyniki dla czteroosobowego trabanta). I wyszło co następuje:
Średnio w aucie jadą 1,3 osoby.
90% czasu auto przewozi tylko jednego pasażera.
Wszystko wskazywało, że w aucie jest miejsce dla co najmniej jednej kozy! Dziwował się jaki to naród głupi a on sam musi takie trudne zadania rozsupływać.
Bez zwłoki zamontował Rychu na tylnej kanapie kozę płci żeńskiej bo to i ciepło da a i w trasie można sobie nieco ciepłego mleka udoić. Trochę niepokoiło go te pozostałe dziesięć procent czasu, gdy dla kozy miejsca nie będzie. I tu szybko rozwiązał kalambur. Sprawdził ilość dni słonecznych na Podlasiu. Pomnożył 0,1 razy 360 i skonfrontował wyniki. Wszystko gra! Plan jest doskonały!
Nic na przeszkodzie już nie stało, gdyby nie mróz, który z dnia na dzień tężniał. Rankiem widać było, że szyby po stronie aparatu gębowego kozy były rozmarznięte natomiast ze strony przeciwnej tylko gdy akurat trafiło się wydalanie. Sposobem miała być odpowiednia dieta, dzięki której koza miała dostosować się do czasu przesiadywania Rycha w aucie. Zwierze jednak krnąbrne było niespodziewanie. Pozostało rozwiązanie ostateczne, totalne: zamontowanie drugiej kozy w układzie przeciwsobnym. System stał się jednocześnie samoreplikowalny co dowodziło geniuszu Rycha. Zrodził się także pomysł, by w przyszłości odchody kozie, gdy już oddadzą ciepło, przetwarzać w małej aparaturze na metan, którym dodatkowo można by dogrzewać kabinę w najsroższe mrozy. W Internecie stało jak wół: technologia już jest! Sąsiad ma palnik a po wyjęciu tapicerki nie będzie niebezpieczeństwa pożaru.
Śniegi były już spore wiec i saniami można było owe akumulatory przytargać. Teraz akcja potoczyła się jak w amerykańskim filmie. Akumulatory sru do środka. Pióra jęknęły ale nie poddały się. Trochę kabli co to ich na kolei dostatek i kozowóz jest gotów! Kozy odpowiednio nakarmione, co by cieplej było i już można jechać w pierwszą podróż. Udało się dotoczyć aż pod sam sklep gminny gdzie to zacne grono znawców cmokało z zachwytu. A i o piątaka na napój prosiło wszak bogactwo wynalazcy jest pewne. W drodze powrotnej zajechał Zbychu na szrot sprawdzić czy ów star jeszcze tam stoi. Zdawało się bowiem, że łożyska kół tylnych coś jakby chroboczą.
Tego dnia Rychu usnął snem spokojnym jaki zapewnia jedynie miejscowy napój owocowy. Zasnął snem człowieka spełnionego. O jednym tylko zapomniał. Nie deaktywował ogrzewania bikoziego. A że kozy stresa miały po pierwszej jeździe to tak im się w głowach porobiło, że gumofilca, którego to kiedyś zjadły, za całkiem smakowitego uznały. Poczęły zatem konsumpcję trabanta nie bez kozery. Rankiem widok ukazał się taki: koła, silnik, dwie kozy i krąg dwumetrowy roztopionego śniegu. Niektórzy mówią, że nawet krokusy się pojawiły.
Ale co z Rychem? Rychu to był porządny chłop, wiec tylko się na małżonkę zamachnął ale nie uderzył. Myśli, że kozy co mu kapitał początkowy zżarły, to przecież uchroniły go przed zepsuciem bogatego życia. Wszystko co go otacza piękne bo podlaskie i to mu starczy.


Ależ ja mam zryty beret
__________________
"A jeśli nie znajde w swej głowie rozumu to paszport odnajde w szufladzie..."
Lepi jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem