Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25.11.2010, 23:56   #1
Bartasso


Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: Poznań/Złotów
Posty: 355
Motocykl: CRF1000/CRF300
Bartasso jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 15 godz 57 min 55 s
Domyślnie MotoBieszczady z akcentem Lwowskim

Pomysł na naszą lipcową wycieczkę - Bieszczady z akcentem Lwowskim(jak się później okazało był to bardziej Lwów z akcentem bieszczadzkim, a wszystko przez naszą piękną polsko-ukraińską pogodę)-to był najbardziej deszczowy tydzień lipca.
Skład.
Bandit – Ewelina i Radek
V-Srom – Basia i Bartek
RoadStar – Szczota





Plan był dość prosty, wyjazd z poznania rano, nocleg już w Bieszczadach niestety od każdego dobrego planu bywają odstępstwa. Po pierwsze nie wyjechaliśmy rano... a po drugie kolega postanowił wpaść pod TIRa, spokojnie...Roadstar zgubił tylko błotnik i pogiął stelaże, wrócił do domu na tarczy a właściwie na przyczepie.

Po ledwo przespanej nocy w motelu nad stacją benzynową, nadzieja na odrobinę słońca kieruje nas na Lwów. Obowiązkowy McDonald, perypetie na granicy PL-UA i pamiętne zdanie celnika "Gdzie macie schowane narkotyki?" spowodowały, że do Lwowa docieramy już po zmroku. I nagle uświadamiamy sobie ..."Ma ktoś przewodnik z adresami jakiś pensjonatów? A ma ktoś mapę Lwowa?". Na ratunek przychodzi nam pan ze stacji benzynowej i ruszamy na podbój Centrum. Pierwsze spotkanie z lwowskimi kocimi łbami powoduje wgniecenie osłony pod silnikiem DL'a. Bandit po 4 uderzeniach w kolektory odmawia współpracy - " Dziewczyny, schodzicie!". Nie powiem...trochę foch, że niby one ciężkie, ale przynajmniej motocykle przejechały przez tory tramwajowe . Zatrzymujemy się w akademiku.

No właśnie...akademik...czy ktoś oglądał "Piłę I" i kultową scenę w łazience...znaleźliśmy scenerię...albo przynajmniej inspirację . Rura wystająca z sufitu, kafelki w rozkładzie, woda wydzielana na godziny, a wszystko w mrocznej piwnicy, gdzie żarówka dobrze bawi się kosztem tych, którzy boja się nagłych ciemności.

Co powiedzieć o Lwowie? Piękne, historyczne miasto, nawet w deszczu, który pierwszego dnia zlał nas do suchej nitki, uniemożliwiając wejście na wieżę ratuszową (dogadanie się ze strażnikiem zdecydowanie wymagało ingerencji sił wyższych :P). Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło i właściwie tylko dzięki złej pogodzie znaleźliśmy najlepszą knajpę na świecie. z całego serca polecamy hmmm...nazwę przeczytajcie na zdjęciu .




































Drobne przebłyski słońca to tylko zmyłka...wyjeżdzamy w strugach deszczu z Lwowa, nasze informator pogodowy przekazuje nam wiadomość - „nie ma co jechać w bieszczady, wszystko podtopione”. Krótka narada i postanawiamy ruszyć do Przemyśla odwiedzić znajomego.Do celu brakuje nam tylko przekroczenia granicy.
A tam pada, o dziwo nikt się tego nie spodziewał ha ha ha!
Rząd samochodów na 5km, na końcu dwa motocykle z bardzo przemoczoną załogą.
Jeden z panów oferuje swoja pomoc w przekroczeniu granicy za....jedyne 50 euro
Więc bierzemy sprawy w swoje ręce, dziewczyny blokują ruch samochodowy a my wciskamy się pomiędzy maskę a bramkę. Dalej robimy oczy kota ze Shreka, dzięki czemu zostajemy wpuszczeniu pod dach i podbijają nam dokumenty,do dziewczyn podchodzi celnik...


C: oj dziewczyny a w Polsce to już nie ma porzadnych chłopaków, co na 4 koła stać?
DZ: no wie pan studenci...
C: a nie lepiej było kupić malucha? Chociaż dach ma...
DZ: no widzi Pan...to niech chociaż Pan będzie tak dobry i podbije nam dokumenty

Połechtani sukcesem namawiamy kolejnego pana władze żeby przepuścił nas przejściem dla autokarów. Po polskiej stronie czeka już na nas celniczka” zapraszam zapraszam, mówi już o was cała granica”.Niema to jak w domu!


Dojeżdżamy do Przemyśla, gdyby ktoś jeszcze nie doczytał- w strugach deszczu, a najlepsze na deszcz są kawa i hot-dogi na orlenie..ekhm...bez reklamy-na stacji benzynowej.
Podchodzi do nas mężczyzna:” Jak ja wam zazdroszczę tej pasji, podróżowania...a wymyślili już wycieraczki na kask”?


Doczekaliśmy się znajomego, kieruje nas do siebie do domu, gdzie zgodnie z polską tradycją...
co tu dużo mówić prowadzimy polaków nocne rozmowy:>


Rankiem, budzi nas coś nadzwyczajnego, w najpiękniejszych snach, nie spodziewalibyśmy się ze to co radośnie łechce po twarzy to promienie lipcowego słońca:”wstawać leniwce,jedziemy na małą pętlę”.











Gdyby komuś było mało jeszcze tego samego dnia postanawiamy dotrzeć do Krakowa( podstęp naszego informatora pogodowego-twierdzi że akurat tam nie pada)


Do Krakowa docieram około północy, zgadnijcie co się stało gdy stanęliśmy pod blokiem u znajomego...zaczęło P A D A Ć!!! już nas to nie rusza


Postanawiamy zabawić się w typowych krakowskich turystów, w planie Wieliczka,wawel sukiennice, piwo,trzeba uczcić koniec naszej wycieczki-jutro już do domu.











Relacja z powrotu:


Kraków-Pada


Wrocław-pada


Poznań-Pada


My-padamy, dobranoc






Ps. mała zagadka - co wyrażają miny chłopaków?







Pozdrawiamy basia i bartek.


__________________

Bartasso jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem