Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25.11.2010, 18:36   #64
JARU
 
JARU's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2009
Miasto: Wrocław / Grenoble
Posty: 1,188
Motocykl: RD07a
Przebieg: ~60kkm
Galeria: Zdjęcia
JARU jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 9 godz 45 min 18 s
Domyślnie

Powrót do Polski zaczął się z samego rana w Poti, a pierwszy nocleg zaliczyliśmy około 3 w nocy w środkowej części Turcji.

przerwa na kebab 2 w nocy, szczęśliwy Sławomir

Kolejnego dnia kończymy jechać Turcję i po raz pierwszy w czasie wyjazdu brakuje nam paliwa. Paliwa zabrakło na słynnym odcinku autostrady z Istambułu do Bułgarii. Podobny los spotkał tam kolegę Beddiego. A z nami było tak: jako, że serca pękały w trakcie każdego tankowania w Turcji, gdzie paliwo kosztowało nawet 7.2 zł/l staraliśmy się dojechać na styk do Bułgarii..

I tak w pewnym momencie na autostradzie moja afryka odmówiła posłuszeństwa i zgasła. Na szczęście wiozłem ze sobą kanister napełniony jeszcze w Gruzji (na wszelki wypadek) zalałem połowę i w momencie gdy się pakowałem na horyzoncie pojawił się Sławek, który wracał po mnie pod prąd pasem awaryjnym. Po krótkiej wymianie słów i niedowierzaniu ze strony mojego kompana ("jak mogło ci się skończyć paliwo") ruszyliśmy dalej. Sławek zapier.. a ja z szelmowskim uśmiechem na twarzy pyrkałem za nim i czekałem na ten moment, który musiał niebawem nadejść.. Długo nie czekałem, po 3minutach zatrzymuje się na pasie awaryjnym za Sławkiem - "No to daj ten kanister" zemsta byłą słodka

Jako, że w Turcji po raz kolejny pęka mi stelaż po wjeździe do Bułgarii szukaliśmy spawacza. Znalazł się niebawem i na swojej maszynie w kapciach, chuście na głowie i fajce w gębie zaprowadził nas do swojego warsztatu:
Nocujemy w all inclusive w Bułgarii:
Następnego dnia zażywamy prysznica na poboczu ekspresówki przy wyjeździe z Belgradu:

Po ożywiającej kąpieli jedziemy dalej, w okolicach Bratysławy ładujemy się w potężną burzę. Deszcz wali tak mocno, że nic nie widać. Przez 10min stoję pod wiaduktem ale deszcz nie przechodzi a pada tak mocno, że nawet samochody zatrzymują się na poboczu.. Sławka dawno zgubiłem więc postanawiam zebrać siły i w tempie ok. 20km/h dotaczam się pod wiatę przejścia granicznego między Węgrami a Słowacją. Tam czekamy kolejne 30min i jako, że wiatr targa postanawiamy dojechać do najbliższej stacji.

Podjeżdżamy na stację a tam tańce i hulanki, mną rzuca z zimna a ludzie wysiadają z aut w krótkich spodenkach, kupują red bulle i jadą dalej.. Wchodzimy do środka, woda cieknie z ubrań tak, że pod nami robią się dwie duże kałuże. Na dodatek w środku wcale nie jest cieplej bo włączona jest klimatyzacja. Kawy ani herbaty nie da się kupić bo maszyna jest zepsuta.. Proszę o najcieplejsze co mają i dostajemy po dwa marne kawałki zaledwie letniej pizzy..


Jedziemy całą noc i nad ranem dojeżdżamy do Czech, gdzie się gubimy. Sławek krzyczy na nawigacje okazuje się, że mamy ustawiony typ trasy "poszukiwacze skarbów" i nawet, kiedy zaznacza się drugi koniec ulicy trasa opracowana przez gps okrąża całe miasto i osiedla.. obłęd. Bez najmniejszego problemu można po znakach dojechać z samej Gruzji do Czech ale Czechy to już inna bajka.. O tym każdy z nas wie

i tak do domu w strugach deszczu dojechaliśmy około godziny 10 czwartego dnia od wyjechania z Gruzji..
JARU jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem