Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05.08.2010, 17:59   #1
Wójcik
 
Wójcik's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2010
Miasto: Gdynia/Warszawa
Posty: 123
Motocykl: RD04
Przebieg: 70000
Wójcik jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 13 godz 57 min 15 s
Domyślnie Coś z innej beczki czyli na rowerze do Danii. ;-) [Lipiec 2010]

Wiem, że siedząc w pracy fajnie jest poczytać relacje z podróży kogoś kto jest albo niedawno wrócił z wyprawy dlatego też postaram się napisać trochę o mojej wyprawie. Nie wiem czy kogoś to zainteresuje bo nie będę pisał o jeździe na motorze… Ponieważ podróżuję na różne sposoby a w tym roku wybór padł na rower opiszę jak wraz z moją dziewczyną pojechaliśmy na rowerach z Warszawy ,,przez Bałtyk’’ i Szwecję do Danii. Za cel obraliśmy miasto Billund a dokładniej Legoland, który się tam znajduje. Cała wyprawa była zorganizowana na tak zwanego ,,wariata’’, więc zacznę od początku… ;-)
12 lipca 2010
W godzinach popołudniowych podjęliśmy decyzję, iż pragniemy pojechać gdzieś na rowerach. Wybór padł jak już pisałem wcześniej na Duński Legoland jako, że zawsze go chciałem zobaczyć a nigdy nie było okazji. Datę startu zaplanowaliśmy na 14 lipca około godziny 6. Tutaj jeszcze pozwolę sobie wtrącić, iż moja Dziewczyna- Natalia dość dużo jeździ na rowerze, była już na kilku wyprawach rowerowych co prawda trochę mniejszych ale zawsze już mniej więcej widziała co Ją czeka i przede wszystkim ma rower a nawet dwa i cały potrzebny sprzęt. No właśnie był tylko taki problem, że ja jeszcze wtedy nie byłem posiadaczem żadnego pojazdu jednośladowego napędzanego siła ludzkich mięśni… I w sumie to nigdy nie jechałem dalej niż 100km na rowerze. Ale to nic przecież ja się wyzwań nie boję a rower i tak planowałem kupić… Z takim optymistycznym nastawieniem usiadłem wieczorem do komputera w celu sprawdzenia kilku dość istotnych kwestii. Otóż na samym początku okazało się, że trasa, którą zaplanowałem musi ulec zmianie, gdyż promy do Kopenhagi nie pływają z Trójmiasta tylko ze Świnoujścia, które jest prawie dwa razy dalej… Pod wpływem szybkiego przestudiowania rozkładów jazdy promów, cen itd. stwierdziłem, że wygodniej Nam będzie popłynąć do Ystad i przejechać jeszcze dodatkowe 100km przez Szwecję. Ok była już trasa, co prawda ,,lekko’’ zmodyfikowana, ale to nic. ;-) Jeszcze kilka kwestii związanych z tym co gdzie warto zobaczyć i ile mniej więcej to kosztuje i już zmieniła się data w kalendarzu…
13 lipca 2010
Posiedziałem jeszcze trochę przed komputerem a potem szybko prysznic i spać bo zapowiadał się pracowity dzień. Po przebudzeniu od razu zabrałem się za załatwienie wyjazdowych spraw. Najważniejszy był zakup sprzętu rowerowego no i samego roweru. Najpierw pojechałem kupić sakwy, które znalazłem dzień wcześniej w Internecie gdyż sklep był jakoś krótko otwarty. Po powiedzmy 2 godzinach byłem już właścicielem czarnych nieprzemakalnych sakw rowerowych. Stwierdziłem, że czas najwyższy kupić rower! Ruszyłem więc samochodem na drugi koniec Warszawy. Po godzinie dość wolnej jazdy w upale podjechałem po Natalię gdyż mieszkała niedaleko sklepu rowerowego a potem mieliśmy jeszcze kilka spraw do załatwienia. Ruszyliśmy razem w stronę sklepu rowerowego nagle przypomniałem sobie, że moje ubezpieczenie (karta Euro26) się skończyło jakiś czas temu więc po drodze zahaczyliśmy jeszcze wyrobić mi nową kartę. Po wejściu do lokalu przypomniałem sobie, że w sumie to nie mam zdjęcia… Ale na szczęście nie byłem sam! W kobiecej torebce zawsze wszystko się znajdzie!!! ;-) Pani w biurze podróży zaczęła proces wyrabiania mojej karty. Pozwolę sobie w tym miejscu opowiedzieć Wam pewną historię związaną z tą Panią. Otóż Natalia jakieś pół roku wcześniej w tym samym miejscu wyrabiała taką samą kartę i niby wszystko ok, ale już za pierwszym razem jak wpadła mi w ręce Jej karta dostrzegłem pewien błąd: w rubryce ,,Studies at’’ miała wpisane ,,High Shool Warsaw’’. Trochę głupio wygląda na takiej karcie ,,Shool’’ zwłaszcza jak pokazuję się ją za granicami Naszego Kraju. A jednak dość często się ją okazuje np. żeby mieć bilety ulgowe do muzeów. No ale nic, mówi się trudno i płynie się dalej… Powróćmy do Pani wyrabiającej kartę. Po kilku minutach otrzymuję kartę i od razu moją uwagę przyciągnął pewien bład… Pewnie domyślacie się jaki… Otóż nie! W ,,Studies at’’ było: ,,High School Warsaw’’ natomiast w rubryce ,,Name’’ ujrzałem ,,Mihał Wójcik’’. ;-) no więc grzecznie powiedziałem Pani, że chyba wkradł się mały głód i popełnił mały błąd jak Pani się odwróciła. (oczywiście powiedziałem to trochę inaczej, można rzec bardziej urzędowo…) ;-) Wymieniliśmy z Natalią kilka uśmiechów i czekaliśmy dalej na rozwój wydarzeń. Pani po kilku telefonach, odklejeniu zdjęcie z karty, wydrukowaniu nowych danych i po zresetowaniu systemu wydała mi nową kartę tym razem bez błędu. ;-) Ruszyliśmy po rower. Znalazłem wypatrzony wcześniej rower. Krótka jazda testowa i decyzja: ,,biorę’’ nawet udało się wytargować jeszcze licznik gratis. Tyle, Pan ze sklepu oznajmił, że jak chce licznik w gratisie to muszę zapłacić gotówką. Poszliśmy więc do bankomatu (na szczęście mogę wypłacać z wszystkich bankomatów i to bez prowizji wiec luz). Po powrocie do sklepu licznik był już zamontowany. Jeszcze tylko kilka papierkowych formalności i po kilku chwilach stałem się właścicielem nowego środka transportu. Zrobiłem już duży krok w przygotowaniach ale to jeszcze nie koniec. Zostały jeszcze jakieś pierdoły czyli dętki, światełka, jakieś zapięcie itp. Ale stwierdziłem, że w sumie to jak już robimy takie zakupy to mógłbym od razu kupić lustrzankę bo nosiłem się z takim zamiarem już jakiś czas. Więc doszedł kolejny punkt programu: wybrać i kupić lustrzankę. Po drodze do domu zajechaliśmy jeszcze obejrzeć aparaty. Po kilkuminutowej rozmowie ze specem od aparatów wybrałem model, który będzie dla mnie najlepszy i na dodatek był w promocji. Pomyślałem: SUPER! Wykazałem chęć nabycia go, ale okazało się że no niestety akurat nie ma go na stanie… ,,No trudno nic straconego jest jeszcze kilka takich sklepów w Warszawie’’- tak sobie pomyślałem. Pojechaliśmy do mnie do domu zostawić rower i samochód bo wiadomo, że na Afryce dużo szybciej wszystko załatwimy… ;-) Przesiedliśmy się na motor i ruszyliśmy. W tak zwanym międzyczasie przypomniało mi się, że wypadałoby jeszcze kupić trochę duńskich pieniędzy. Pojechaliśmy więc najpierw do kantoru. Okazało się, że akurat korony się skończyły… Jak wsiadaliśmy no Afrykę to zadzwonił mi telefon. Dzwonił mój Kolega z którym parę dni wcześniej byłem kupić samochód. Myślałem, że będzie chciał pogadać o samochodzie czy coś takiego. Odebrałem i usłyszałem coś w stylu: ,,Cześć Michał. Żyjesz?’’ Trochę mnie to zdziwiło czemu miał bym nie żyć skoro odebrałem telefon… Po chwili wyjaśnień okazało się, że ktoś tam widział jakąś stłuczkę z udziałem Afryki takiej jak moja. I tu pojawia się pytanie: Czy to ktoś z forum? Pojechaliśmy wreszcie do drugiego kantoru. Niestety tam Pani miała tylko 50koron co też nas nie urządzało. Dopiero w trzecim kantorze znalazły się korony w zadowalającej Nas ilości. Kupiliśmy. Kolejny punk z głowy. Następnie kupiliśmy dętki, światełka, zabezpieczenie, butle z gazem i sandały dla Natalii. Potem okazało się jeszcze w 3 sklepach, że nie ma upatrzonego przeze mnie aparatu. Dopiero w się znalazł po drugiej stronie Wisły po poszukiwaniach telefonicznych. Więc szybko przejechaliśmy całą Warszawę bo sklep zamykali za pół godziny. Udało się na chwilę przed zamknięciem kupiłem wymarzony aparat. Jeszcze tylko karta pamięci pokrowiec itd. Koniec zakupów. Godzina 21,30. Szybko znowu przez cała Warszawę bo trzeba się jeszcze spakować przygotować rowery itd. Odwiozłem Natalię. Szybko znowu na trzeci koniec Warszawy, a nawet trochę po za nią. Jak wróciłem do domu było po 23. Zacząłem przygotowywać rower i się pakować. Położyłem się spać po 2.30.
__________________
;-)

Ostatnio edytowane przez JARU : 28.12.2012 o 15:10 Powód: dodaję termin wyjazdu
Wójcik jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem