Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Szkocja na mokro Maj 2013... (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=18068)

Zenon 23.05.2013 22:46

Szkocja na mokro Maj 2013...
 
1 Załącznik(ów)
Hm...
"odprawiłem" jak do tej pory dwie wspaniałe ekspedycje na północne krańce tego pięknego kraju, w którym mam jakże wielką przyjemność mieszkać.
Byłem w klilku miejscach busiorem na szybkie weekendowe przejażdżki z Żoną moja ukochaną i psami moimi ukochanymi i strasznie chciałem w wiele miejsc wrócić na dwóch kółkach. Jak w październiku 2012 poddałem się i zamieniłem u Hansa takiego jednego moją wysłużoną już Yamahę XS 400 na nieco mniej wysłużonego (i dla odmiany młodszego ode mnie) Trampka wiedziałem, że w tym roku się w końcu uda...

Kupiłem sobie mapę dokładną, spędziłem dużo czasu i pieniędzy na serwis Perły i gadżety campingowo jakieśtam, a nawet próbowałem nakłonić ludzi żeby pojechali ze mną.
Nakłoniłem z kolei Kaśkę, żeby ze mną nie jechała, bo to za słaby motur jest i gdzie się pomieścimy, a co z psami itd - prawda jest taka, że ja motur uważam za pojazd jednoosobowy, a i nie chcę brać odpowiedzialności za czyjeś zdrowie co najmniej zwłaszcza, że jeżdżę od niedawna i słabo... Zgodziła się niechętnie, a ja się zgodziłem, że tylko na polach namiotowych będe nocował...

Termin wybrałem wiosenny, bo z poprzednich wyjazdów latem pamiętałem kąśliwe meszki jak wlatywały wszędzie i chciały jeść wszystko co pachnie człowiekiem zamiast poleżeć sobie i dać spokój. Na wszelki jednak wypadek spakowałem dwa rodzaje szpreju i nabyłem drogą kupna moskitierę na głowę - bo to wiesz czy koledzy z pracy nie na złość zapewniali, że w maju to nieeee, meszki nieeee...

Wyjazd zaplanowałem na sobotę wczesnym rankiem - w piątek po pracy szybko zamontuję gmole i stelaż od Henrego - to 2 godzinki roboty, szybciuto przed snem się spakuję i będę gotowy rankiem, świtkiem.

Piątek 23:30 gmole prawie zamontowane (skończę jutro szybciutko), pług wymaga lekkiego tuningu, na stelaże ledwo zerknąłem, aaa spakować się miałem - ha! dzisiaj zrobię listę, a jutro szybciutko, zaraz po stelażach pakowanie i przed południem będę w drodze.

Sobota rano: jest piękna, słoneczna pogoda. Zawiozłem samochodem Kaśkę do pracy na 6:30, wróce, skończę gmole, zrobię stelaże, pług, szybkie pakowanie i w drogę...

Sobota 23:00 po całym dniu zmagań odkryłem sposób na stelaże i gmole - przeczytałem instrukcję konstruktora, mam już pług na miejscu, zrobiłem też tysiąc nikomu do niczego niepotrzebnych udoskonaleń natury kosmetycznej, zabieram się za listę rzeczy do zabrania... Za dnia jeszcze pytam Bajrasza esemesem niśmiale, czy On też zawsze na ostatnią chwilę pakowanie zostawia...

Niedziela rano: Bajrasz pisze, że On tak, że na ostatnią, bo to w końcu kilka rzeczy tylko trzeba i naprzód. Kończę listę i uświadamiam sobie, że nie mam się do czego spakować! Boczne torby nie wystarczą - miałem kupić torbę jeszcze jedną... aaaaaaa to to mi cały czas po głwie chodziło w sobotę - to uczucie, że coś trzeba zrobić, ale cóż to takiego było...

Jade więc do sklepu motocyklowego znanej firmy - kochani koledzy i koleżanki ze starego biura - dali bon na zakupy w prezencie jak odchdziłem, kupuję torbę i pas na nery. W drodze powrotnej jeszcze szybciutko skarpetki w Lidlu i karimata od Pawła i robi się południe...

Pakuję się długo, bo dużo tego na liście, brakuje mi bungee gadżetów, psiwór montuję do stelaża na trytytki...

Wyruszam po 15 w niedzielę - spoglądam na pólnoc - chmurzy się.

Jeszcze szybciutko do tesco po szybkie zakupy jedzeniowe i do halfordsa, bo bungee gumko/haczyków muszę mieć pod dostatkiem. Pod Halfordsem zaczepia Pan - to Transalp? Miałem - wspaniała maszyna i nidgy nie zawiodła, teraz to się już takich nie robi... Stoimy, rozmawiamy...

Jestem w drodze od półtorej godziny i oddaliłem się od domu o 10 kilometrów...

Załącznik 40271

banditos 23.05.2013 22:58

Zenon wszystkie zelazka, suszarki i komplet narzynek spakowal;)
Trampi objuczon prawie jak Podosowa Afryka na pierwsza kolegi wyprawe...:haha2:

Sam wkońcu pojechałeś?

Azja 24.05.2013 08:19

:lukacz:

Robin 24.05.2013 09:47

I jeszcze opona na zmiane - wygląda na to że wyprawa co najmniej do Magadanu... ;)

Zenon 24.05.2013 11:16

1 Załącznik(ów)
Cytat:

Napisał robin (Post 317061)
i jeszcze opona na zmiane - wygląda na to że wyprawa co najmniej do magadanu... ;)

Załącznik 40275

Wyjeżdżając byłem jakieś 2 mm od legalnego limitu bieżnika na tylnej oponie i o ile nie miałem zamiaru jej zmieniać, chyba, że zostałbym zmuszony zlapawszy gumę, to miałem argument na wypadek gdyby panowie z Polycji mieli jakieś wątpliwości, poza tym - co dwie opony to nie jedna ;)
pomijam +3 do lansu!

'Trzeba było zmienić przed wyjazdem' - ha! Przesiąkłem szkockimi nawykami do oszczędzania;)

Banditos - sam pojechałem. Dobrze ze się nikt nie dał namówić, bo by mnie pewnie znienawidził i obrzucał obelgami po dziś dzień;)
A ten - zabralem tylko absolutnie najpotrzebniejsze rzeczy!

Całuje

Zenon

bajrasz 24.05.2013 21:44

Co to ten pług "...wymagający lekkiego tuningu"?

Zenon 25.05.2013 00:49

7 Załącznik(ów)
Pierwsze kilkadziesiąt kilometrów miałem do pokonania autostradami w kierunku Stirling 'nuuuuda' pomyślałem - to był ostatni raz, kiedy ta myśl przeszła mi między uszami...
Zaraz po wylocie na M9 zaczęło wiać z zachodu, czyli z lewej; i nie mam tu na myśli lekkiego wiatru tylko taką masakrę, że musiałem po prostej jechać
w przechyle, a przez dłuższą chwilę nawet katamarany nie chciały mnie wyprzedzać - kierowcy pewnie nie chcieli mnie mieć na sumieniu... Nie pomagał fakt, ze lewa owiewka zaczęła mi łopotać o trzeba było ją od czasu do czasu strzelić, żeby się ogarnęła...
Zjazd z autostrady, tankowanie i jazda w kierunku Callander i dalej na Fort William. Chmury, które widziałem wcześniej zawisły nade mną, zrobiło się szaro i zaczęło mżyć... Przy wylocie z Callander jest zajazd i ilekroć tędy przejeżdżałem na parkingu zawsze stało kilkadziesiąt motocykli - tym razem stały trzy... Czyżbym oszalał?
Teren zrobił sie górzysty, mżawka się wzmogła...
Przejeżdżam obok parkingu z widokiem na Rannoch Moor - tutaj zawsze stoi dudziarz i budka na kołach z hambeksami i innymi ratytasami na szybko oraz kilka autobusów pełnych Azjatów. Tym razem są dwa samochody i ja. I mżawka.

Załącznik 40297

Kilka kilometrów dalej zaczyna się rozległy płaskowyż ze wspaniałymi widokami na szczyt Glen Coe wyrastający nieopodal - chyba, ze widoczność jest słaba - wtedy widać szarość - dużo szarości...

Załącznik 40298

Płaskowyż kończy sie wspaniałą doliną ze wspaniałymi widokami na wioskę Glencoe i Loch Leven, chyba, że jest szaro i pada - wtedy wiadomo co widać...

Przekraczam most na Loch Leven i postanawiam że na oddalonym o 20 km Fort William moja przygoda się na dzisiaj zakończy...

Fort William leży nad Loch Lynne, jest port, stacja kolejowa, restauracja 'pod złotymi łukami' kilka stacji benzynowych (tankuje na najtańszej), jest tu i najwyższy szczyt w Szkocji - Ben Nevis i wszystko ma w nazwie 'Nevis'. Pole namiotowe Nevis campsite puste, kąpiel, piwo, makaron z sosem z Lidla i lulu... Jutro Applecross...

Mży nadal.

Poniedziałek:

- Mornen, hello, anybody there?
- Weź się człowieku uspokój - ja mam urlop!

Nie mam talonu przyczepionego do namiotu - znaczy - nie zapłacone. Tylko po co budzić o ósmej rano? Bez sensu. £10.30 później zwlekam się i zaczynam kolejny piękny dzień. Zaraz, zaraz - coś tu nie gra - nie słyszę deszczu... Niebo co prawda jest lekko zachmurzone, ale jest sucho. Ha! Jest dobrze!

Załącznik 40299

Szczytu Nevisa nie widać, jacyś ludzie idą w strone podejścia w rakach itd. Powodzenia. Ja piję kawę, jem bułkę z pasztetem i pakuję się. Na trytytki łapię owiewkę. Zaczyna kropić. Pewnie tylko straszy - nie zakładam kombizenonu - wczoraj się udało to i dzisiaj się uda.

Wyruszam w kieruku Kyle of Lochalsh wzdłuż Loch Lochy. Przystaję nad Loch Garry i robię pamiątkowe zdjęcie masywu Nevisa.

Załącznik 40300

Przejeżdżam kolejne 50 km i pada już na dobre. Przy okazji uświadamiam sobie, że moje buty puszczają wodę. Zimno mi w stopy. Zatrzymuję się na najdroższej stacji benzynowej w historii ludzkości, tankuję, zakładam kombizenon, zmieniam skarpy, zakładam reklamówki Tesco na skarpy, później buty. Przykręcam Angolowi w terenówce tablicę rejestracyjną. Przejeżdzam obok zamku Eilean Donan i nawet mi oko nie skacze - musiałbym zrobić roczny kurs Photoshopa, żeby coś wyszło ze zdjęcia, które bym zrobił, dlatego go nie robię.

W Kirkton odbijam na Stromeferry i na dość stromym podjeździe mijam trójkę polskich rowerzystów - nie rozumiem jak można coś takiego zrobić swoim pośladkom?

Przystaję nad Loch Carron, chwilowo nie pada.

Załącznik 40301


Załącznik 40302


Załącznik 40303

...

Tymon 25.05.2013 02:20

Znane miejsca... tylko pogoda jakas taka nieprzyjazna...

bajrasz 25.05.2013 06:58

A dudziarz co to go nie było, a zawsze tam jest wygląda tak:

https://lh6.googleusercontent.com/-w...0/DSC02365.JPG

tomekc 25.05.2013 09:27

Pamietam i ja "szkocki wiatr z z deszczem" -to do dzis sa najtrudniejsze warunki w jakich udalo mi sie jezdic.......
Pisz Pan dalej


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:04.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.